Lubuskie przetrwało w
kampanii czas PiS-owskiej demolki, hucpy i głupiej narracji jej
przedstawicieli. Swoją propagandę formacja Rafalskiej i Asta kierowała
wyłącznie do głupców, a więc podobnych sobie, bo rozsądnym trudno byłoby
uwierzyć w opowieści o „Lubuskiem w
ruinie”. Werbalizowane historie były tak prymitywne i niemądre, że nie
mogły przynieść efektów.
Obrona przed PiS-owską zarazą wymagała od
marszałek Elżbiety Polak sporego
wysiłku, bo obciachowe media narodowe, blokowały ją samą oraz przedstawicieli
Koalicji Obywatelskiej, gdzie tylko się dało. Jak nie można było zaatakować bezpośrednio,
to z pomocą przychodzili „pożyteczni
idioci”. Jeden za kłamstwa został nawet skazany, ale nie przeszkodziło mu
to w reelekcji. Ludzie Elżbiety
Rafalskiej, Marka Asta i Jerzego Materny, nie przebierali w
słowach. Wszystko po to, aby zminimalizować sukcesy Lubuskiego, ewentualnie
podpiąć się nie pod swoje.
Pomocni w tym byli „geniusze” medialnego obciachu i żołnierze partyjnej propagandy w
jednym: Janusz Życzkowski, Bogdan Sadowski i Marek Poniedziałek z Radia ZACHÓD.
Wystarczyło
posłuchać ich rozmów z politykami opozycji parlamentarnej, by szybko dojść do
wniosku, że panowie wyleasingowali mózgi na użytek PiS-u, stając się
pomagierami tej partii. Ich prawdziwy „talent”
polegał na tym, że chociaż formułowali tezy głupie, sami próbowali uchodzić i
kreować się na ludzi mądrych. „Homo PiSus”,
jako odniesienie do Tischnerowskiego „Homo
sovieticus”, to najlepszy opis tego, co panowie w swój domorosły sposób,
chcieli stworzyć pomiędzy Wartą i Odrą: ludzi zainfekowanych propagandą,
bezmyślnie przyklaskujących rudowłosej minister i śmiesznemu posłowi w
okularach, a przy tym nie potrafiących odróżniać prawdy od fałszu.
Nie udało się. Prawda o województwie lubuskim broni
się sama, a jeśli ma tak wiarygodnych adwokatów jak Elżbieta Polak, PiS-owskie
kłamstwo zostaje bezbronne.
Bez problemu można pokazać osobiste sukcesy i
efekty pracy E. Polak w regionie, w liczbie przekraczającej wszystkie dostępne
człowiekowi palce, ale z trudem znaleźć podobne, które byłyby udziałem lubuskiej
minister. Nie inaczej z sukcesami J. Materny, ministra od niczego, który
zajmuje się żeglugą wodną, choć najlepiej wychodzi mu lanie wody. Próba
wypolerowania złego wizerunku PiS-u w Lubuskiem, nie mogła się udać, bo do
konfrontacji z suckesami koalicji PO-PSL-SLD wystawiono nieudaczników:
najwięszkego lesera w historii Sejmiku Województwa Marka Surmacza, przefarbowaną Helenę
Hatkę czy współodpowiedzialną za zadłużanie gorzowskiego szpitala ekswicemarszałek
Elżbietę Płonkę. Nie pomogła nawet
żona wojewody Władysława Dajczaka,
której znudziła się kuchnia i szydełkowanie, i zamarzyła o dwóch tysiącach „na waciki” z tytułu sejmikowej diety.
Królowa jest tylko jedna, a sejmikowe wyniki nie
pozostawiają wątpliwości, że jest nią obecna marszałek województwa E. Polak.
Otrzymując ponad 21 tysięcy głosów w wyborach do Sejmiku Województwa Lubuskiego,
nie tylko otrzymała celującą ocenę swoich dwóch kadencji, ale zneutralizowała
zakusy eksmarszałka Marcina Jabłońskiego,
który już w trakcie tworzenia list wyborczych i w kampanii wyborczej, zachowywał
się... jak zawsze: słabo i butnie. Ona zapisała się w historii województwa
najwyższym wynikiem, a ten ostatni wcale nie zaskoczył, bo tendencja okazała
się być malejąca. Najprawdopodobniej kariera ambitnego polityka ze Słubic
zatrzyma się nad Odrą, bo wśród nowych radnych prezkaz jest jeden: nie chcemy
Jabłońskiego w Zarządzie Województwa, ani w prezydium Sejmiku Wojewódzkiego.
Sejmikowe układanki nie są skomplikowane: PiS
sromotnie przegrał i nie ma zdolności koalicyjnej. Koalicja Obywatelska z 11
radnymi, przy wsparciu 4 radnych PSL-u i 2 z SLD, mogłaby stworzyć koalicję bez
problemu.
Słusznie pojawiają się jednak opinie, a właściwie
efekty pierwszych sondażowych rozmów z prezydentem Zielonej Góry Januszem Kubickim, by koalicję stworzyć
bez SLD, ale z częścią Bezpartyjnych. Wygłodniałe SLD będzie chciało stanowisk
i wpływów, w tym posady wicemarszałka dla Tadeusza
Jędrzejczaka, ale też dla rzeszy zwykłych działaczy. Z Bezpartyjnymi jest
inaczej. Wioleta Haręźlak będzie dla
Zarządu Województwa dużym wsparciem, podobnie jak Wacław Maciuszonek, którego z Bezpartyjnymi i "bezpartyjnością", nie wiąże dosłownie nic. Inaczej mówiąc – Koalicja Obywatelska ma komfortową sytuację
i nie potrzebuje w zarządzie działaczy SLD oraz stada jej aktywistów w Urzędzie
Marszałkowskim.
Największym przegranym jest szef lubuskiej lewicy
i przewodniczący zarządu krajowego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej
51-letni Bogusław Wontor. Żył w
pysznych czasach, ale zakiwał się na śmierć i wraz z „procentowym” bratem, jest
dzisiaj na marginesie polityki. Na korytarzach ów polityki słychać, że jest
skończony, chociaż z głodu nie umrze, bo "uwłaszczył się" na majątku ZSMP. Lewizna
mocno obciąża jego hipotekę i lepiej, aby nowy Zarząd Województwa trzymał się
od takich ludzi z daleka. On sam kreował się na ikonę nowej lewicy, ale po takiej porażce, jest co najwyżej pośmiewiskiem.
Trudno nie odnotować doskonałego wyniku
ekswicemarszałka Sebastiana
Ciemnoczołowskiego, który mocno zdeklasował swojego niepełnosprawnego
intelektualnie oponenta M. Surmacza z Gorzowa. Klasę pokazała mecenas i radna
poprzedniej kadencji Anna Synowiec,
która z wynikiem ośmiu tysięcy głosów, może spokojnie powiedzieć poseł Krystynie Sibińskiej i jej najbliższym
poplecznikom: „Gońcie się!”. Na
szczęście, to nie jej styl i nie jej sposoby, mimo iż posłanka mocno jej
szkodziła. Razem z przegranym w wyborach prezydenckich Robertem Surowcem, chcieli iść środkiem głównej ulicy życia publicznego na opozycji, ale na własne życzenie, znaleźli się na krawężniku, by za chwilę wpaść do studzienki kanalizacyjnej.
Oto krajobraz... przed krajobrazem. Najbliższe kilka
tygodni będą gorące, ale piszący te słowa będzie w obszarach jeszcze bardziej
gorących, egzotycznych i mało komu znanych.