Przejdź do głównej zawartości

W Lubuskiem królowa jest tylko jedna! 21 437 głosów musi robić wrażenie...


Lubuskie przetrwało w kampanii czas PiS-owskiej demolki, hucpy i głupiej narracji jej przedstawicieli. Swoją propagandę formacja Rafalskiej i Asta kierowała wyłącznie do głupców, a więc podobnych sobie, bo rozsądnym trudno byłoby uwierzyć w opowieści o „Lubuskiem w ruinie”. Werbalizowane historie były tak prymitywne i niemądre, że nie mogły przynieść efektów.


Obrona przed PiS-owską zarazą wymagała od marszałek Elżbiety Polak sporego wysiłku, bo obciachowe media narodowe, blokowały ją samą oraz przedstawicieli Koalicji Obywatelskiej, gdzie tylko się dało. Jak nie można było zaatakować bezpośrednio, to z pomocą przychodzili „pożyteczni idioci”. Jeden za kłamstwa został nawet skazany, ale nie przeszkodziło mu to w reelekcji. Ludzie Elżbiety Rafalskiej, Marka Asta i Jerzego Materny, nie przebierali w słowach. Wszystko po to, aby zminimalizować sukcesy Lubuskiego, ewentualnie podpiąć się nie pod swoje.

Pomocni w tym byli „geniusze” medialnego obciachu i żołnierze partyjnej propagandy w jednym: Janusz Życzkowski, Bogdan Sadowski i Marek Poniedziałek z Radia ZACHÓD.

 Wystarczyło posłuchać ich rozmów z politykami opozycji parlamentarnej, by szybko dojść do wniosku, że panowie wyleasingowali mózgi na użytek PiS-u, stając się pomagierami tej partii. Ich prawdziwy „talent” polegał na tym, że chociaż formułowali tezy głupie, sami próbowali uchodzić i kreować się na ludzi mądrych. „Homo PiSus”, jako odniesienie do Tischnerowskiego „Homo sovieticus”, to najlepszy opis tego, co panowie w swój domorosły sposób, chcieli stworzyć pomiędzy Wartą i Odrą: ludzi zainfekowanych propagandą, bezmyślnie przyklaskujących rudowłosej minister i śmiesznemu posłowi w okularach, a przy tym nie potrafiących odróżniać prawdy od fałszu.

Nie udało się. Prawda o województwie lubuskim broni się sama, a jeśli ma tak wiarygodnych adwokatów jak Elżbieta Polak, PiS-owskie kłamstwo zostaje bezbronne.

Bez problemu można pokazać osobiste sukcesy i efekty pracy E. Polak w regionie, w liczbie przekraczającej wszystkie dostępne człowiekowi palce, ale z trudem znaleźć podobne, które byłyby udziałem lubuskiej minister. Nie inaczej z sukcesami J. Materny, ministra od niczego, który zajmuje się żeglugą wodną, choć najlepiej wychodzi mu lanie wody. Próba wypolerowania złego wizerunku PiS-u w Lubuskiem, nie mogła się udać, bo do konfrontacji z suckesami koalicji PO-PSL-SLD wystawiono nieudaczników: najwięszkego lesera w historii Sejmiku Województwa Marka Surmacza, przefarbowaną Helenę Hatkę czy współodpowiedzialną za zadłużanie gorzowskiego szpitala ekswicemarszałek Elżbietę Płonkę. Nie pomogła nawet żona wojewody Władysława Dajczaka, której znudziła się kuchnia i szydełkowanie, i zamarzyła o dwóch tysiącach „na waciki” z tytułu sejmikowej diety.

Królowa jest tylko jedna, a sejmikowe wyniki nie pozostawiają wątpliwości, że jest nią obecna marszałek województwa E. Polak. Otrzymując ponad 21 tysięcy głosów w wyborach do Sejmiku Województwa Lubuskiego, nie tylko otrzymała celującą ocenę swoich dwóch kadencji, ale zneutralizowała zakusy eksmarszałka Marcina Jabłońskiego, który już w trakcie tworzenia list wyborczych i w kampanii wyborczej, zachowywał się... jak zawsze: słabo i butnie. Ona zapisała się w historii województwa najwyższym wynikiem, a ten ostatni wcale nie zaskoczył, bo tendencja okazała się być malejąca. Najprawdopodobniej kariera ambitnego polityka ze Słubic zatrzyma się nad Odrą, bo wśród nowych radnych prezkaz jest jeden: nie chcemy Jabłońskiego w Zarządzie Województwa, ani w prezydium Sejmiku Wojewódzkiego.

Sejmikowe układanki nie są skomplikowane: PiS sromotnie przegrał i nie ma zdolności koalicyjnej. Koalicja Obywatelska z 11 radnymi, przy wsparciu 4 radnych PSL-u i 2 z SLD, mogłaby stworzyć koalicję bez problemu.

Słusznie pojawiają się jednak opinie, a właściwie efekty pierwszych sondażowych rozmów z prezydentem Zielonej Góry Januszem Kubickim, by koalicję stworzyć bez SLD, ale z częścią Bezpartyjnych. Wygłodniałe SLD będzie chciało stanowisk i wpływów, w tym posady wicemarszałka dla Tadeusza Jędrzejczaka, ale też dla rzeszy zwykłych działaczy. Z Bezpartyjnymi jest inaczej. Wioleta Haręźlak będzie dla Zarządu Województwa dużym wsparciem, podobnie jak Wacław Maciuszonek, którego z Bezpartyjnymi i "bezpartyjnością", nie wiąże dosłownie nic. Inaczej mówiąc – Koalicja Obywatelska ma komfortową sytuację i nie potrzebuje w zarządzie działaczy SLD oraz stada jej aktywistów w Urzędzie Marszałkowskim.

Największym przegranym jest szef lubuskiej lewicy i przewodniczący zarządu krajowego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej 51-letni Bogusław Wontor. Żył w pysznych czasach, ale zakiwał się na śmierć i wraz z „procentowym” bratem, jest dzisiaj na marginesie polityki. Na korytarzach ów polityki słychać, że jest skończony, chociaż z głodu nie umrze, bo "uwłaszczył się" na majątku ZSMP. Lewizna mocno obciąża jego hipotekę i lepiej, aby nowy Zarząd Województwa trzymał się od takich ludzi z daleka. On sam kreował się na ikonę nowej lewicy, ale po takiej porażce, jest co najwyżej pośmiewiskiem.

Trudno nie odnotować doskonałego wyniku ekswicemarszałka Sebastiana Ciemnoczołowskiego, który mocno zdeklasował swojego niepełnosprawnego intelektualnie oponenta M. Surmacza z Gorzowa. Klasę pokazała mecenas i radna poprzedniej kadencji Anna Synowiec, która z wynikiem ośmiu tysięcy głosów, może spokojnie powiedzieć poseł Krystynie Sibińskiej i jej najbliższym poplecznikom: „Gońcie się!”. Na szczęście, to nie jej styl i nie jej sposoby, mimo iż posłanka mocno jej szkodziła. Razem z przegranym w wyborach prezydenckich Robertem Surowcem, chcieli iść środkiem głównej ulicy życia publicznego na opozycji, ale na własne życzenie, znaleźli się na krawężniku, by za chwilę wpaść do studzienki kanalizacyjnej.

Oto krajobraz... przed krajobrazem. Najbliższe kilka tygodni będą gorące, ale piszący te słowa będzie w obszarach jeszcze bardziej gorących, egzotycznych i mało komu znanych.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...