Bo nie wszyscy są fanami popularnej
i zasłużonej minister Rafalskiej oraz PiS-u, ale nie ma z kogo wybierać wśród
tych, którzy są w kontrze do „dobrej
zmiany”. W lubuskiej Koalicji Obywatelskiej jest sporo ładnych twarzy,
które oglądamy od co najmniej kilkunastu lat, ale tylko marszałek Polak twarz
zachowała.
Owszem, są jeszcze inni kandydaci, którzy dla
mieszkańców grodu nad Wartą mogliby być atrakcyjni: Bartosz Arłukowicz, Bogusław
Liberadzki i Wiotld Pahl, ale ordynacja europejska nie pozostawia
wątpliwości: lista tylko pozornie ma charakter regionalny, bo do okręgu nie
jest przypisana żadna liczba mandatów i czysto teoretycznie możliwa jest
sytuacja, gdy z danego okregu nikt nie otrzymuje mandatu.
Ale to tylko teoria i nie dotyczy Lubuskiego oraz
Zachodniopomorskiego, gdzie pewniakami są Liberadzki i Arłukowicz.
Nie bez szans jest marszałek Elżbieta Polak, za którą gorzowianie powinni głosować rękami i
nogami. Nawet najbardziej zagorzali sympatycy Pahla powinni zdać sobie sprawę,
że głos na tego wybitnego prawnika, nie spowoduje uzyskania przez niego
mandatu, ale odbierze szansę na mandat dla kandydatki z Lubuskiego.
Dlaczego? Te wybory są całkowicie inne, niż do
Sejmu i Senatu. Warto pamiętać, że europosłami zostaną kandydaci z okręgów o
największej frekwencji i największej ilości głosów. Inna jest metodologia
liczenia głosów: najpierw metodą d’Hondta – na komitety wyborcze, a nastepnie metodą
Hare’a-Niemeyera – gdzie kluczowe znaczenie ma frekwencja i liczba oddanych
głosów na kandydata w okręgu. To właśnie dlatego, mimo efektownej kampanii
prawnika z Gorzowa, warto postąpić racjonalnie i oddać głos na marszałek Polak.
To nie będzie dezaprobata dla dr Pahla, ale najsensowniejsze rozwiązanie w
którym oddany głos będzie realnie ważył. Tego ostatniego warto wspierać w
jesiennych wyborach do Sejmu.
Realną walutą marszałek Polak jest wiarygodność, której
nie posiada już prawie żaden z liderów Platformy Obywatelskiej w Gorzowie. Jej
kapitałem zakładowym nie jest przynależność do partyjnych koterii, bo te – nie wyłączając
z tego Waldemara Sługockiego i Władysława Komarnickiego - chciały się
jej pozbyć, mimo spektakularnego wyniku w wyborach samorządowych.
Jak okiem sięgnąć, dowodów jej zaangażowania w
mieście nad Wartą jest mnóstwo i najwięcej mógłby o tym powiedzieć eksprezydent
Tadeusz Jędrzejczak, który
negocjował z nią setki milionów na Zintegrowane Inwestycje Terytorialne. Sporo
wie milczący z natury dyrektor teatru Jan
Tomaszewicz, ale też dyrektorzy biblioteki Edward Jaworski czy Sławomir
Szenwald. Wielu krytykowało decyzję o powołaniu dyrektor Ewy Pawlak do muzeum, ale dzisiaj nikt nie wyobraża sobie muzeum bez inicjatyw dyrektor Pawlak.
Sęk jednak w tym, że gorzowscy platformersi marszałek Polak nie
popierają, albo popieranie udają. Bo ona jest dla nich lustrem w którym
muszą się przeglądać i nie widzą niczego dobrego.
Moje relacje z marszałek Polak, jeśli jakiekolwiek
i kiedykolwiek w ogóle istniały – w co śmiem wątpić - nigdy nie należały do
łatwych i zapewne tak już zostanie do czasu, aż będzie funkcjonować w życiu
publicznym i jeden dzień dłużej.
Gdy wyrażałem się o niej krytycznie, jej koledzy z
partii wysyłali mi pochwalne wiadomości. Kiedy zdarzało mi się „pojechać po bandzie”, prawniczka marszałek Polak wysyłała mi
przedsądowe pisma. A gdy chwaliłem za spektakularne sukcesy oraz pochylanie się
nad sprawami Gorzowa, jej koledzy z partii rozpuszczali plotki, że jestem przez
nią opłacany. Ja nigdy nie byłem i nie będę, ale oni wszyscy są do dzisiaj. Nie przez nią osobiście - bo to nie jej standardy, ale chętnie korzystają z wpływów w partii, by nie musieć wychodzić na rynek pracy.
To różni ludzi wolnych od uzależnionych od woli
partii.
Polityczna hipoteka wymienionych jest obciążona wazeliniarstwem i
koniunkturalizmem. Trochę śmieszne jak na ludzi z tytułami naukowymi i zawodowymi,
ale robienie szpagatów, to ich specjalność. Było to widać w przypadku problemów
szpitala w 2013 roku, gdy wszyscy pochowali się w mysich dziurach, a Polak
wzięła na siebie odpowiedzialność oraz ogromne ryzyko niepowodzenia.
Nie bez istotnie pozytywnej roli był tu
eksminister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Reszta, począwszy od Roberta Surowca, przez Krystynę Sibińską i Pahla, a na Marcinie Jabłońskim i Jerzym Ostrouchu kończąc, głównie nie
pomagała, a nawet sypała piasek w szprychy. Oni potrafią klaskać jak foczki w
obie płetwy, ale tylko wtedy, gdy im się to opłaca. Co do uczciwych motywacji
ich aktywności publicznej jest więcej pytań niż odpowiedzi. Ich strategią jest
cyniczna kalkulacja, że niczym nie ryzykując, uda im się reanimować dawne
pozycje.
Polak ryzykuje od początku, także składając
obietnice, które następnie realizuje. Bilans pozostałych jest marny, choć Liberadzkiemu
i Arłukowiczowi, zarzucić niczego nie można. Będą pierwszymi do których
gorzowscy liderzy wyślą gratulacje, jadowicie się uśmiechając, że to im w czymś
pomoże.
Chcecie innej Platformy Obywatelskiej nad Wartą?
To pokażcie tutejszym liderom, że nie akceptujecie ich kadrowych karuzeli i
wzajemnego poklepywania się po plecach.