Przejdź do głównej zawartości

Co zżera politykę w czasach epidemii?


Nikt nie powinien mieć złudzeń, że cyniczną grę zarazą w obliczu wyborów prezydenckich uprawiają wszystkie strony sceny politycznej. Robakiem, który zżera politykę jest tak zwana bieżączka i filozofia „po nas choćby potop”. Koronawirus postawił polityków w sytuacji, której nie przewidział wcześniej nikt.


      Właśnie niedawno odebrałem nowy dowód z warstwą elektroniczną i założyłem sobie profil zaufany. Ilustracją groteskowosci sytuacji jest pomysł przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej w czasach, gdy ta forma komunikacji przechodzi właśnie do lamusa. 

        Stary sposób myślenia o nowej sytuacji, potwierdza wszystkie najgorsze wyobrażenia o biedajakości polskich polityków. Oni nie rozumieją, że już nigdy nie będzie tak jak było.

      Przywracanie pozycji polskim listonoszon jest zdecydowanie mniej groźne niż to, czego rządzący chcą nas pozbawić. Nawoływanie do przestrzegania dyscypliny kwarantanny i jednoczesne brnięcie do wyborów, jest niepoważne i po prostu śmieszne. Z drugiej strony, podnoszony przez opozycję hałas i nadawanie tej sprawie najwazniejszej rangi dzisiaj, przypomina krzyki z początku rządów „dobrej zmiany”. 

        Wybory najpewniej się nie odbędą, ale przeciętny wyborca już dzisiaj dostaje sygnał: „Ja tracę pracę, upada mi biznes, a dla nich najważniejsze są wybory”.

          Nie wie tego jasnowic Jackowski z Człuchowa, a tym bardziej mniej zdolny Bagiński, jakie będa nastroje za sześć tygodni. Syuacja jest wyjątkowa: wszystko stało się dziwne i nieprzewidywalne. Pewne jest, że wirus pozbawił ludzi satysfakcji, iż wiedzą i mogą wszystko. Niestety, zdejmując koronę z naszej pewności siebie, politykom odebrał rozum.

        Może trudno w to uwierzyć, ale to nie jest tak, że po jednej stronie mamy zły PiS z Kaczyńskim, a po drugiej zatroskanych o nasze zdrowie opozycjonistów z Platformy Obywatelskiej, SLD, PSL i Konfederacji. Miał rację kanclerz Bismarck, że ludzie nie powinni wiedzieć jak się robi kiełbasę i politykę, bo nie wygląda to fajnie. 

      A wygląda tak. Wszyscy uczestnicy sporu o termin wyborów prezydenckich, chociaż nikt tego nie powie oficjalnie, kominują na lewo i prawo, komu lepiej się one przysłużą. A przynajmniej gadanie o nich, bo wyborcy są tu mało ważni i obrazuje to pomysł z listonoszami.

      Platforma chciałaby przesunięcia wyborów, bo udający prezydenta Andrzej Duda w obliczu kryzysu zaczął zyskiwać w sondażach, a Małgorzata Kidawa-Błońska notuje wpadkę za wpadką. Reszta działa zgodnie ze starą zasadą: „Dopóki lwy się biją, ciastko zjem ja – powiedziała lisica”.

      Prawda jest taka, że w obliczu zarazy i jej konsekwencji dla gospodarki, hasła opozycji o sądach oraz słusznie nagłaśniane patologie „dobrej zmiany”, nagle straciły na znaczeniu. Wiarygodność stracił również ich liczny fun club, który tworzyli niektórzy sędziowie i aktywiści. Nie znaczy to jednak, że wybory w maju są pomysłem dobrym, ale prezydent z tym poziomem IQ raczej tego nie rozumie. W tym trudnym czasie krtaj będzie potrzebował przywództwa, a może dostać prezydenta z koperty.

       Filmowy „Adrian”, mógłby mieć szansę nabrać powagi i prezydenckiego sznytu, ale takie ofermy tego nie zrozumieją. 

     Największy kłopot w tym, że najlepszą ilustracją koronawirusowej solidarności z tracacymi pracę i wieloletnie biznesy, jest radość emerytów z trzynastej emerytury. Nie wiem o kim to świadczy źle – o politykach czy wyborcach. Emerytury oddać nie mogą, ale na wybory iść nie muszą. I tyle moga zrobić dla nas dobrego.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...