Komarnicki jest obywatelem
świata polityki, ale polityki, która już nie istnieje. Jego konstatacje są
szlachetne w leciwej formie, ale pełne hipokryzji w treści. Nie da się obronić
tezy, że były lider partii komunistycznej w jednym z największych gorzowskich
zakładów, jest lepszym patriotą niż byli weterani walki z komunizmem, których w
Prawie i Sprawiedliwości jest bez liku.
Z franciszkańcą dobrocią wysłuchuję bzdur polityków, tych którzy za
polityków się podają oraz zwykłych karierowiczów. Budują swój wizerunek ze
słów, korzystając ze starej dobrej metody: pic na wodę i fotomontaż.
Bynajmniej, nie mam na myśli senatora Władysława
Komarnickiego. To człowiek wielkiego umysłu, erudyta i myśliciel, twórca
wolnej i demokratycznej Polski, który za swoje poświęcenie wiele lat przesiedział
w państwie Ericha Honeckera.
A serio? Niepojęte, że
ludzie tego formatu w ogóle mają czelność oceniać. Ludziom rozsądnym powinien dać do myślenia fakt, że historię piszą nam ci, którym powinno być wolno mniej.
Obceny senator Platformy Obywatelskiej, a w przeszłości działacz
komunistycznego aparatu Władysław
Komarnicki, dał popis swoich „retorycznych
umiejętności” w programie red. Romana
Błaszczaka „Fabryczna 19”.
„Wymyślono w
Polsce system, jakiego nie ma w zachodnich krajach. Sięgnęliśmy po takie wzorce
jak Węgry, Turcja i nasz sąsiad Rosja, czy wreszcie Łukaszenka. Na szczęście
jeszcze nie zamykają i tylko kobiety biją” – mówił w programie znanego
dziennikarza.
Gdyby w latach 80-ych, ktoś powiedział, że
pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w „Przemysłówce”
będzie obrońcą demokracji, przyrównując Polskę pod rządami PiS-u do Turcji,
Rosji lub Białorusi, zostałby uznany za wariata. Komarnicki do podobnych opinii
ma pełne konstytucyjne prawo – chyba, że inaczej stwierdzi Jerzy Wierchowicz. Warto jednak wiedzieć, że gdyby pierwsze rządy wolnej
Polski wypaliły gorącym żelazem przestrzeń publiczną z podobnych postaci,
trafiłyby one na śmietnik historii.
W ocenie takich postaci biegniemy w tył. Należę do
pokolenia, które jeszcze pamięta kim byli sekretarze partii komunistycznej w
zakładach pracy. Jak nisko trzeba wyceniać inteligencję słuchaczy i telewidzów
Telewizji Gorzów oraz Radia Plus, aby kreować się na obrońcę demokracji.
Oddajmy jednak Komarnickiemu to, co dobre. Ma
przecież wiele atutów, przy których blednie nawet gwiazda Jana Pawła II oraz Matki
Teresy z Kalkuty. „Wielu ludziom, którzy byli ciężko chorzy,
pomogłem w pandemii nawet wyjechać poza województwo” – skonstatował. I dalej:
„Przez dwadzieścia lat nie podpisałem
żadnej umowy śmieciowej”. Chapeau bas. Ten senator jest na miarę naszych
gorzowskich możliwości. Ani to śmierć, ani sukces.
„Kto
powinien być kandydatem Platformy Obywatelskiej w wyborach na prezydenta
Gorzowa?” – indagował redaktor Błaszczak. Odpowiedź może być zaskoczeniem,
ale nie musi, ponieważ indagowany zawsze płynął z prądem: „Jacek Wójcicki! Zasłużył sobie na kolejną kadencję”. Wiara w
szczerość podobnych stwierdzeń została znokautowana chwilę później. „Nie tylko Bagiński o tym napisze” – prowokacyjnie rzucił
prowadzący. Tu były komunista i pełnomocnik komunistycznego rządu w DDR spadł poniżej
obciachu, zresztą jak zawsze. „Przepraszam,
a kto to jest Bagiński?” – dorzucił.
Odpowiedź, spokojna i stonowana. Aż się boję
napisać, że senator Komarnicki ma demencję – jestem pewien, że nie ma – ale poniższe
mówi za siebie...
Poza tym, dobrze być w dobrym towarzystwie. „Przepraszam, a kto to jest Gollob?” - to pamiętamy wszyscy.