Przejdź do głównej zawartości

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze.


- Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji.

Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborcji i aktywny uczestnik procesu, a po nawróceniu - człowiek, który obnażył mechanizmy ruchu proaborcyjnego w Ameryce. Oparty na faktach film pokazał, że lobby proaborcyjne było i jest finansowane przez duży biznes.

Prowadzona przez Katarzynę Gójską debata była bardzo merytoryczna, ale tylko do czasu, aż głosu nie zabierała aktywistka proaborcyjna. Gołym okiem było widać, że film całkowicie obnażył środowisko, a jedyne co mogła zrobić, to bezprawnie zareklamować tabletki aborcyjne oraz swoją organizację. Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, że zwolenniczki aborcji na życzenie nie reprezentują większości kobiet, a tym bardziej nie są ich rzeczniczkami, to po wypowiedziach i zachowaniu Broniarczyk, zostały one rozwiane.

Nie wiadomo, czy polskie aktywistki aborcyjne oglądały „Wyrok na niewinnych”, ale trudno odnieść wrażenie, że ich modus operandi, a także stojącego za nimi lobby biznesowego, jest kalką tego, co działo się ponad pół wieku temu w USA. Jest więc deprecjonowanie Kościoła oraz jego przedstawicieli. Są zmyślone sondaże i opłacone artykuły w poczytnych tytułach, a także próby stworzenia wrażenia, że: „Aborcja jest OK!”. Są wreszcie pseudoofiary, które media kreują na ikony aborcyjnej popkultury.

Wszystko w duchu tego, co z całą jasnością widział kiedyś Lenin. – Jeśli chcesz zniszczyć naród, zniszcz jego moralność, a spadnie on jak dojrzałe jabłko z drzewa – głosił. Wiedział też, jak tego dokonać. – Dajcie mi pierwsze lata w życiu dziecka i to dziecko będzie moje na zawsze – dodawał. Te same poglądy zdają się wyznawać środowiska lewackie, od Platformy Obywatelskiej zaczynając, a na partiach lewicowych i organizacjach proaborcyjnych kończąc. Konsekwentnie realizują ideę, którą dziewięćdziesiąt lat temu w powieści „Nowy wspaniały świat” opisał Aldous Huxley. Aborcja jest tylko jednym, ale kluczowym dla ludzkości, elementem.

Wszystko wpisuje się w bieżącą debatę o kształcie Europy, którą Papież Franciszek nazwał kiedyś „bezpłodną staruszką”. Jaki to jest kierunek, najlepiej pokazuje marcowa decyzja francuskiego Zgromadzenia Narodowego oraz Senatu, które „gwarancję wolności przerywania ciąży na życzenie” wpisały do konstytucji. Z satysfakcją ogłoszono, że to pierwszy taki zapis konstytucyjny na świecie, co jednak nie jest do końca prawdą. Prawo dostępu do aborcji na życzenie było zapisane w konstytucji komunistycznej Jugosławi, której przewodził Josip Broz Tito.

Teraz, prawo do powszechnego dostępu do aborcji, jako element praw człowieka, chce wszystkim kobietom zagwarantować Unia Europejska. Tym samym, słusznie nie można w UE bić dzieci, ale można je zabijać. Organizacje proaborcyjne, podobnie jak w latach 70-ych w USA, mają na to tą samą narrację: to ciało kobiety i tylko ona może o nim decydować. A dziecko? – To w pewnym sensie pasożyt – powiedziała w Kanale Zero jedna z aktywistek aborcyjnych. Inaczej mówiąc, zgodnie z prawem cywilnym w okresie prenatalnym ma prawo do dziedziczenia, ale już nie do życia. Taka to lewicowa logika.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...