Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze.
Sytuacja
miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na
niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem
rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią
filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji
aborcji i aktywny uczestnik procesu, a po nawróceniu - człowiek, który obnażył
mechanizmy ruchu proaborcyjnego w Ameryce. Oparty na faktach film pokazał, że
lobby proaborcyjne było i jest finansowane przez duży biznes.
Prowadzona
przez Katarzynę Gójską debata była bardzo merytoryczna, ale tylko do czasu, aż
głosu nie zabierała aktywistka proaborcyjna. Gołym okiem było widać, że film
całkowicie obnażył środowisko, a jedyne co mogła zrobić, to bezprawnie
zareklamować tabletki aborcyjne oraz swoją organizację. Jeśli ktokolwiek miał
wątpliwości, że zwolenniczki aborcji na życzenie nie reprezentują większości
kobiet, a tym bardziej nie są ich rzeczniczkami, to po wypowiedziach i
zachowaniu Broniarczyk, zostały one rozwiane.
Nie
wiadomo, czy polskie aktywistki aborcyjne oglądały „Wyrok na niewinnych”, ale
trudno odnieść wrażenie, że ich modus operandi, a także stojącego za nimi lobby
biznesowego, jest kalką tego, co działo się ponad pół wieku temu w USA. Jest
więc deprecjonowanie Kościoła oraz jego przedstawicieli. Są zmyślone sondaże i
opłacone artykuły w poczytnych tytułach, a także próby stworzenia wrażenia, że:
„Aborcja jest OK!”. Są wreszcie pseudoofiary, które media kreują na ikony
aborcyjnej popkultury.
Wszystko
w duchu tego, co z całą jasnością widział kiedyś Lenin. – Jeśli chcesz
zniszczyć naród, zniszcz jego moralność, a spadnie on jak dojrzałe jabłko z
drzewa – głosił. Wiedział też, jak tego dokonać. – Dajcie mi pierwsze lata w
życiu dziecka i to dziecko będzie moje na zawsze – dodawał. Te same poglądy
zdają się wyznawać środowiska lewackie, od Platformy Obywatelskiej zaczynając,
a na partiach lewicowych i organizacjach proaborcyjnych kończąc. Konsekwentnie
realizują ideę, którą dziewięćdziesiąt lat temu w powieści „Nowy wspaniały
świat” opisał Aldous Huxley. Aborcja jest tylko jednym, ale kluczowym dla
ludzkości, elementem.
Wszystko
wpisuje się w bieżącą debatę o kształcie Europy, którą Papież Franciszek nazwał
kiedyś „bezpłodną staruszką”. Jaki to jest kierunek, najlepiej pokazuje marcowa
decyzja francuskiego Zgromadzenia Narodowego oraz Senatu, które „gwarancję
wolności przerywania ciąży na życzenie” wpisały do konstytucji. Z satysfakcją
ogłoszono, że to pierwszy taki zapis konstytucyjny na świecie, co jednak nie
jest do końca prawdą. Prawo dostępu do aborcji na życzenie było zapisane w
konstytucji komunistycznej Jugosławi, której przewodził Josip Broz Tito.
Teraz,
prawo do powszechnego dostępu do aborcji, jako element praw człowieka, chce
wszystkim kobietom zagwarantować Unia Europejska. Tym samym, słusznie nie można
w UE bić dzieci, ale można je zabijać. Organizacje proaborcyjne, podobnie jak w
latach 70-ych w USA, mają na to tą samą narrację: to ciało kobiety i tylko ona
może o nim decydować. A dziecko? – To w pewnym sensie pasożyt –
powiedziała w Kanale Zero jedna z aktywistek aborcyjnych. Inaczej mówiąc,
zgodnie z prawem cywilnym w okresie prenatalnym ma prawo do dziedziczenia, ale
już nie do życia. Taka to lewicowa logika.