Parlament Europejski zatwierdził w środowe popołudnie pakt migracyjny, który wprowadza mechanizm tzw. „dobrowolnej solidarności”.
Fot. TVP |
Niby wiedzieliśmy, że tak właśnie się stanie, ale zdziwienie jest na miejscu. - Mnie nikt nie ogra w Unii Europejskiej – mówił w swoim expose Donald Tusk. Tyle tylko, że właśnie został ograny i to w sprawie, która będzie dla Polski brzemienna w skutkach na dekady. Pozostaje pytanie: czym zostanie to „przykryte” w czwartek? Odpowiedź: dyskusją na temat aborcji, jakimś spektakularnym przeszukaniem lub kolejną medialną rewelacją bez pokrycia w „Gazecie Wyborczej” lub TVN-ie.
Póki
co, na użytek polityki krajowej, Tusk mocno stroszy pióra i zapowiada, że
żadnych migrantów przyjmować nie będzie. - Polska nie zgodzi się na mechanizm
relokacji, tak czy inaczej. Ten mechanizm nie będzie Polski dotyczył – mówił
kilka godzin przed tym, zanim PE podjął decyzję. Nikt jednak nie ma
wątpliwości, że to gra pozorów. Podobna, jak to miało miejsce w wielu innych
sprawach, gdzie liderowi PO wydaje się, że coś może i nikt go w UE nie ogra.
Pikanterii
dodaje fakt, że w sprawie paku migracyjnego, mieli na niego naciskać inni
politycy europejscy m.in. prezydent Francji oraz przedstawiciele Komisji
Europejskiej. Wiadomo, że argumenty mają poważne, bo chociaż deklaracja o
odblokowaniu środków z Krajowego Planu Odbudowy została już dawno ogłoszona,
żadne pieniądze do Polski nie popłynęły. Jest kwestią czasu, gdy Tusk ogłosi,
że miał do wyboru: duże pieniądze dla Polski, albo „garstka” uchodźców.
Czy
będzie wiarygodny? – Wzywam do przyjmowania większej liczby uchodźców! To
niejedyny, ale ważny gest prawdziwej solidarności. Sprawiedliwy podział, czyli
co najmniej sto tysięcy uchodźców rozdzielone wśród państw UE, to jest to co w
rzeczywistości musimy dzisiaj zrobić – to treść jego wystąpienia z 2015 roku,
jeszcze jako przewodniczącego Rady Europejskiej. Dwa lata później poszedł krok
dalej. - Jeśli polski rząd będzie
zdecydowany, właściwie jako jeden z dwóch, trzech w Europie, nie uczestniczyć w
tym solidarnym podziale obowiązków w sprawie uchodźców, będzie się to wiązało
nieuchronnie z pewnymi konsekwencjami. Takie są zasady w Europie – powiedział w
2017 r.
Co prawda, pakt
migracyjny będzie jeszcze przedmiotem dyskusji na posiedzeniu Rady Unii, gdzie
zasiadają przedstawiciele państw, ale nie należy wierzyć w narrację, że Donald
Tusk się postawi. Nie będzie miał takiej możliwości, a wszystko co mówi jest
teatrem. Kwestia paktu będzie głosowana większością kwalifikowaną, bez
możliwości weta.
Jedyne
na co może liczyć ze strony eurokratów i polityków z Niemiec oraz Francji, to
poddanie go pod obrady dopiero po wyborach do PE, co dla jego protektorów może
być przekonywujące. Ostatecznie, zgodzi się dosłownie na wszystko, a Polsce
grozi dramat. Niby dopiero za dwa lata, ale nie oznacza to, że nie stanie się
to wcześniej. Tusk musi przyjąć
pakt migracyjny i szybko podkuli ogon, bo bez tego nie odniesie sukcesu w
Polsce, ani nie dostanie biletu do ponownej kariery w Europie.
„Koń
jaki jest – każdy widzi” – brzmiała definicja Benedykta Chmielowskiego, którą w
XVIII wieku próbował wyjaśnić definicję konia, który w tamtych czasach był tak
powszechny, jak dzisiaj są samochody. Nie każdy jednak usłyszy „jaki jest koń”,
bo rządowo-TVN-owska propaganda na temat paktu migracyjnego będzie próbowała
sprawę przemilczeć, zagłuszyć dyskusjami na inne tematy, albo przekonać, że ten
koń jest całkiem inny, niż to powszechnie widać. Koń ciągnie Polskę w
niewłaściwą stronę.