Lepiej jest protestować, niż
nie protestować, ale nie można zapominać, iż o wiele lepiej brzmią hasła i
walka o coś, niż przeciwko czemuś. Choć pod sądami wszyscy się zastrzegają, że
nie ma tam polityki, to dobra rada starego politycznego dziada, jest taka: w
perspektywie czasu, więcej sympatyków zdobędzie pozytywny projekt, aniżeli
sprzeciw. Niewłaściwe protestowanie, może przynieść efekty zgoła inne od
oczekiwanych: zużyje energię i ludzi.
![]() |
FOT.: Obywatele 66-400/Facebook |
Pod gorzowskim sądem manifestują ludzie uczciwi i
głęboko przejęci sytuacją w kraju. Byłoby głupotą i niesprawiedliwością,
przypisywanie im złych intencji. Lusterko nikomu jednak nie zaszkodziło,
zwłaszcza wtedy, gdy podsuwa je ten, który szanuje tam każdego z osobna, i sam
w tych protestach, co jakiś czas uczestniczy. Skoro są emocje i cierpliwość,
może warto teraz popracować nad skutecznością.
Najpierw z innej beczki. Krótka wizyta na festiwalowym placu Pol’andRock, nie pozostawia
wątpliwości, że młodym nie jest obojętne, co dzieje się w kraju, a nawet
rozumieją, iż coś złego dzieje się z wymiarem sprawiedliwości, lecz bardziej to
czują, niż wiedzą o co chodzi. Wszystko dlatego, że nie ma zbyt wielu ludzi,
którzy potrafią im to normalnym językiem odkodować, bez używania tych
wszystkich haseł z wyższym „C”.
Najwięcej wysokich nut jest
podczas protestów pod sądami, a porównanie świata Pol’andRock i tego spod
gorzowskiego sądu, choć ryzykowne, najlepiej pokazuje, dlaczego te ostatnie,
nie są już w najmniejszym stopniu skuteczne. Analogiczna sytuacja ma miejsce w
odniesieniu do partii opozycyjnych, które mówią językiem z innego świata. Jakby
nie rozumieli, że to ma być dialog ze społeczeństwem, a nie monolog i, nie daj
Boże, indoktrynacja. To pierwszy i podstawowy błąd przeciwników PiS-u: są tak
przekonani o swoich racjach, że nie słuchają innych, i nie interesują się tym,
dlaczego mają inne zdanie. Słowem: nie ma drogi na skróty, a kluczem jest
zmiana języka!
Pisałem już
kiedyś o tym, że opozycja i KOD, za szybko zaczęli krzycześ „Wilki, wilki!!!”, używając przy tym
strasznych słów i wizji. Gdy wilki wtargnęły, najpierw do Trybunału
Konstytucyjnego, urzędów, potem do służb specjalnych i prokuratur, a następnie
wzięły się za sądy powszechne i Sąd Najwyższy, hasło już nie działa, i nikt nie
wierzy, że mają niecne plany.
Dobre samopoczucie protestujących, nie może być
jedynym efektem antyrządowych manifestacji pod gorzowskim sądem. Oczywiście,
intencje regularnie tam protestujących są szczere, mądre i patriotyczne, ale po
dwunastu miesiącach widać, że ta forma i ten język, nie przyniesie żadnych
efektów. Wręcz przeciwnie, niektórzy przejeżdżający Mieszka I, traktują je jako
coś w rodzaju „grupy rekonstrukcyjnej PRL”.
Inna sprawa, że gorzowskie środowisko dawnego KOD-u, nie tylko mocno się przez
ostatnie dwa lata pokłóciło i podzieliło, ale również zradykalizowało. Dotyczy
to zresztą całego kraju, gdzie więcej emocji, niż racjonalnego działania. Można
nawet odnieść wrażenie, że rozpoczął się dzwiny wyścig, kto powie coś
mocniejszego, kogo więcej razy spisze Policja, lub czyja sprawa wyląduje na
wokandzie.
Im więcej radykalizmu, tym mniej uczestników. Wymiar
sprawiedliwości, jaki chce nam zafundować partia rządząca, może i przypominają okres
PRL, ale nie da się przeciw temu protestować, metodami dobrymi w PRL-u. Tym
bardziej nie działa tamten język i wieszanie kartek z napisem „PiS=PZPR”, bo nawet ludzie po
trzydziestce mają problem z rozszyfrowaniem tego ostatniego skrótu. To bez
sensu. I jeszcze te media społecznościowe. Algorytmy Facebooka, a także grono
znajomych o podobnych poglądach, dają często wrażenie, że podobnie myślą
dosłownie wszyscy dookoła.
Gorycz niszczenia wymiaru sprawiedliwości, osładza
uaktywnienie się tych, którzy siedzieli dotychczas w „złotych klatkach”. Istotną zasługą „dobrej zmiany” jest to, że w obliczu zdemolowania niezawisłego
sądownictwa i uzależnienia go pośrednio od polityków, obudziła „ludzkie odruchy” wśród sędziów. Przez
lata zachowywali się jak „święte krowy”,
kreując wokół siebie wizerunek niedostępności, elitarności i tej osławionej już
„kastowości”. Na palcach jednej ręki
można było policzyć tych, którzy brali udział w życiu społecznym miasta i
regionu. Dzisiaj, ramię w ramię, protestują z innymi, edukują na Pol’andRock,
jarmarkach i festynach. Skrócili dystans ze zwykłymi ludźmi, i w niczym nie
umniejszyło to ich powadze, ale poza dyskusją, mocno ich ubogaciło.
Wielu przeciwników PiS-u, którzy po cichu myślą: „Sędziowie sami sobie zasłużyli”,
argumentuje to w ten sposób, że ogólnopolski przypadek Tomasza Komendy, a w Gorzowie procesy m.in. eksprezydenta Tadeusza Jędrzejczaka czy śp. ekswiceprezydenta
Mariusza Guzendy, to najlepszy dowód
na to, że reforma była potrzebna. Tego akurat, nie kwestionują sami sędziowie. Warto
jednak pamiętać, że lepiej paść ofiarą sędziowskiego błędu, który przez sąd
wyższej instancji może później zostać naprawiony, niż zostać skazanym, bo
sędzia bał się ministra sprawiedliwości. To wszystko sędziowie zaczęli pięknie
tłumaczyć, i tego brakowało przed PiS-owską barbarią.
Kiedyś przeciętny mieszkaniec oglądał sędziego
głównie na sali sądowej, widząc srogiego i poważnego urzędnika od wydawania
wyroków, nie zawsze uprzejmego, dzisiaj pokazali swoje drugie oblicze, to
bardziej obywatelskie. W Lubuskiem spora w tym zasługa szefowej Stowarzyszenia
Sędziów „Iustitia” Olimpii Małuszek,
ale również wielu innych przedstawicieli Temidy: Kamila Jarockiego, Doroty
Szaszak, Bartłomieja Starosty, Ewy i Marka Wieczór. Wszyscy sporo ryzykują, bo władza nie zapomina, a
oni mają spory dorobek i wiele do stracenia.
Tym bardziej, radykalizacja protestów pod sądami,
a także zbyt radykalne politycznie hasła w obecności gorzowskich sędziów, to
dla ministra Zbigniewa Ziobry
gwiazdka z nieba. O prezencie w postaci politycznych haseł na manifestacji w
której udział bierze któryś z wymienionych sędziów, mógłby tylko pomarzyć.
Tymczasem, tych sędziów można wykorzystać do innych
przedsięwzięć na terenie miasta, głównie edukacyjnych, dla których dzisiejsi
manifestanci powinni być bazą i infrastrukturą, organizatorami spotkań w
różnych klubach, stowarzyszeniach i środowiskach. Dzisiaj wygląda to tak, że
odbywa się protest, bierze w nim udział dwadzieścia lub trzydzieści osób, jest
jakaś smutna piosenka i hasła na tekturze, ktoś powie coś mądrego przekonując
przekonanych, i powrót do domu. Żadnego „nawróconego”
lub „oświeconergo”, nikt z zewnątrz
środowiska nie dowiedział się czegoś ważnego. Warto więc, by do liderów
dotarło, że lepiej się buduje na przekazie pozytywnym, a ten negatywny, miał
służyć jedynie do mobilizacji.
Jakby co, wiadomo od dawna, piszący te słowa
pozostaje zawsze do dyspozycji.