Lider Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk, dał regionalnym władzom sygnał, aby rozpoczęły tworzenie list wyborczych. Brak koalicjantów w wyborach do parlamentu, to więcej miejsca dla swoich, ale nie oznacza to spokoju w strukturach regionalnych. Tylko pozornie zjednoczoni działacze w Lubuskiem, rzucą się sobie do gardeł.
Fot. GL |
- Nikt na ten temat jeszcze nie rozmawia – mówił GL kilka tygodni temu lider lubuskiej PO, Waldemar Sługocki, którego pytaliśmy o listy wyborcze. Wszystko zmieniło się w ubiegłym tygodniu. Po fiasku rozmów z Szymonem Hołownią, liderzy regionalnych struktur partii otrzymali instrukcje dotyczące list do Sejmu: mają przygotować alfabetyczny spis potencjalnych kandydatów, a następnie przesłać go do Warszawy. – Jest bardzo nerwowo – mówi nasz rozmówca z PO.
Jak podkreśla, dodadkowy element nerwowości
wprowadziło odejście z Polski 2050,
Hanny Gill-Piątek, która – jak szemrają lubuscy działacze – mogłaby kandydować
z list PO w Lubuskiem. Wszystko dlatego, że w przeszłości pracowała jako
dyrektor wydziału spraw społecznych w Gorzowie. – Ona ma tam sztab ludzi. O tym
się mówi, bo nikt nie wierzy, że odeszła bez wcześniejszych ustaleń co do
swojej przyszłości – mówi nam członek rady regionalnej. Członkowie zarządu
regionu partii w Lubuskiem, mają o tym rozmawiać w ciągu najbliższych
kilkunastu dni.
To już kolejne wybory i przymiarki do list,
gdzie swojej pozycji nie może być pewny lider partii w regionie, poseł Waldemar
Sługocki. W sejmie leży już wniosek o uchylenie mu immunitetu w związku ze
spowodowanym rok temu wypadkiem. Nie pomógł mu rozgłos związany z pracą w
radzie nadzorczej prywatnej spółki Gazstal S.A., a pod znakiem zapytania stoi
również jego rola w sprawie wyjaśniania afery WORD. Sługocki dowiedział się o
niej już 16 maja br., widział list domniemanej ofiary, i wydaje się, że
formalnie w tej sprawie nie zrobił nic. – Przecież można było uniknąć tej afery
– mówi nasz rozmówca.
- Ujawniona przez GL sprawa może zaszkodzić u
nas wielu potencjalnym kandydatom, bo wyrządziła partii wiele szkód – dodaje.
Chodzi przede wszystkim o poseł Krystynę Sibińską i wicemarszałka Marcina Jabłońskiego.
– To oni są winni naszych problemów – słyszymy od informatora. Przypomnijmy,
domniemana ofiara w aferze WORD w marcu ub.r. zgłosiła się o pomoc do poseł
Sibińskiej, napisała do niej oficjalne zgłoszenie. Sibińska nikogo formalnie
nie poinformowała o możliwym przestępstwie, pismo przesłała na prywatny adres
dyrektora nadzorującego instytucję. Opowiedziała też o sprawie wicemarszałkowi
Jabłońskiemu. Do publikacji GL w czerwcu, nie wszczęto żadnych formalnych procedur.
- Sługocki w obecności kilku działaczy, miał
kilka miesięcy temu zapytać: „Jeśli nie Sibińska, to jaka inna kobieta z
Gorzowa?”. Odpowiedź padła i jest zapowiedzią poważnego konfliktu w gorzowskich
strukturach. Oficjalnie o swoim kandydowaniu, i to z miejsc dających szansę na
mandat, mówi gorzowska radna PO Halina Kunicka. - One chce wystartować, mocno się do tego
szykuje i nie jest bez szans – mówią działacze z Gorzowa. Ambicje przejęcia
schedy po Sibińskiej, ma również radna Anna Kozak, co zresztą jest powodem jej
szorstkiej współpracy z liderką gorzowskiej PO.
Wielką zagadką jest rola marszałek Elżbiety
Polak w jesiennych wyborach. W przeszłości była przymierzana do Senatu, ale po
licznych aferach m.in. z WORD i z rtęcią w Odrze, a także niepochlebnych
komentarzach na jej temat w mediach ogólnopolskich, nie może być już pewna
zdobycia mandatu. Na agendę wchodzą również nieprawidłowości przy budowie
Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Zielonej Górze. Poza tym, Donald Tusk obiecał
obecnym senatorom, że jeśli tylko będą chcieli, to ich kandydowanie nie jest
zagrożone.
– Ela znajdzie się na listach sejmowych, ale
tu robi się już ciasno – mówi działacz. Zdradza nam, że Polak znajduje się w
puli kandydatów od Rafała Trzaskowskiego, który jest liderem ruchu
samorządowego „Tak! Dla Polski”. – Na każdej liście ma się znaleźć trzech
samorządowców i to jest szansa Eli na miejsce w pierwszej trójce – dodaje.
Dwóch naszych rozmówców, z północnej i
południowej części województwa, mówi o tym, że w partii czuć ciśnienie ze
strony tych, którzy przez lata ograniczali się głównie do aktywności
samorządowej. W Gorzowie jest mowa o wiceprezesie szpitala Robercie Surowcu.
Jest mocno zawiedziony deklaracją przewodniczącego Tuska w sprawie przyszłości
obecnych senatorów. Liczył, że zastąpi Władysława Komarnickiego. – On chciał do
Senatu, ale jest w takim stanie emocjonalnym, że weźmie miejsce biorące nawet
do Sejmu – mówi działacz. Jak dodaje, nie ma zbyt dużych szans, ponieważ w
partii jest powszchnie nielubiany i mało kto będzie chciał na jego rzecz
pracować.
Trochę inaczej rzecz wygląda w Zielonej
Górze. Tu na swoją szansę liczy Marcin Pabierowski, zielonogórski radny, był
kandydatem w wyborach w 2019 roku. Jest aktywny i lubiany, ale to może nie
wystarczyć w partii. – Może na własnej skórze doświadczyć bolesnej lekcji
partyjnego realizmu – informuje z przekąsem aktywista z Południa. Mocnym
punktem na listach PO ma być za to mecenas Robert Kornalewicz. – Mówi sie o nim
coraz częściej i wpisuje się w oczekiwania Donalda, by na listach było mniej
ludzi, którzy kojarzą się z dotychczasową PO – zdradza informator. Jego atutem
ma być duże zaplecze biznesowe.
Inna sprawa, czy pozowlą na to partyjne
koterie w lubuskiej PO. O dobre miejsce na liście bardzo zabiega bohater afery
WORD, wicemarszałek Marcin Jabłoński. Wielokrotnie pokazał już, że jego pozycja
u Donalda Tuska jest silna, nawet jeśli nie podoba się to lokalnym działaczom.
– Marcin Jabłoński jest niewybieralny – mówiła w mediach była baronessa PO
Bożenna Bukiewicz. Tak myślą wszyscy i potwierdzają to wyniki z dotychczasowych
elekcji do parlamentu, ale on nie traci rezonu, co najlepiej widać po jego
aktywności w terenie. – Tylko on ma w regionie bezpośredni kontakt z Donaldem i
kilka zaskoczeń już było – podsumowuje rozmówca.
Bardzo by chcieli być na listach, i z
pewnością się znajdą, ale na miejscach bez szans na mandat, pozostali
samorządowcy PO: Radosław Wroblewski z Gorzowa, szef sejmikowego klubu
Sebastian Ciemnoczołowski i Sławomir Kotylak. Ten ostatni był w ostatnich
wyborach kandydatem na prezydenta Zielonej Góry, ale jego wynik nie rokuje
nawet reelekcji do Rady Miasta za rok. – Sławek chce o sobie przypomnieć i
dlatego zależy mu na kandydowaniu – mówi informator. Nie wiadomo, jaka będzie
przyszłość poseł Katarzyny Osos, jej aktywność nie jest znana, nie ma też
sukcesów, ale też żadnych wpadek, a to w lubuskiej PO jest już dokonaniem.
Do alfabetycznej listy, która ostatecznego
kształtu nabierze w okolicach maja, trzeba jeszcze doliczyć kandydatów z partii
koalicyjnych: Nowoczesnej i Zielonych. Tą ostatnią, w wyborach w 2019 roku, reprezentował
w Lubuskiem Tomasz Aniśko. W tegorocznych wyborach kandydować nie zamierza, a
nawet chciał zrezygnować z mandatu w trakcie kadencji. Nie wiadomo jednak, czy
Partia Zielonych dostanie w tych wyborach podobną szansę, a tym bardziej w
okręgu lubuskim.
Jeśli chodzi o Nowoczesną, to jej pozycja
jest diametralnie różna od tej z 2019 roku tzn. dużo słabsza. Na swoją kolejną
szansę liczy Jerzy Wierchowicz, lider tej organizacji w regionie. Może to nie
być możliwe, bo na jego działalności cieniem kładzie się zarządzenie wydane
przez Wojewodę Lubuskiego, który wygasił mu mandat w sejmiku z powodu złamania
przepisów antykorupcyjnych. On sam odwołał się do Wojewódzkiego Sądu
Administracyjnego i sprawa jest w toku. – Tu decyzje będą zapadały w centrali –
zdradza rozmówca z PO.
Wiadomo, że o ostatecznym kształcie lubuskiej
listy PO zdecydują nie tylko decyzje polityczne PO. O tym, jak będzie wyglądała
lista wyborcza, a także na jakich miejscach znajdą się kandydaci i kandydatki,
to będzie również efekt konieczności zastosowania parytetu płci na listach,
gdzie kobiety nie mogą stanowić mniej niż 35 procent. Sankcją za niedopełnienie wymogu kwoty płci jest
niezarejestrowanie listy.
Lubuskiej
PO nie będzie w wyborach łatwo przekonać
wyborców, że chce zmian, ma program i odpowiednich ludzi do jego realizacji w
parlamencie. Najlepszym świadectwem tego jest szesnaście lat nieudolnych rządów
w regionie, gdzie afera pogania aferę. Ostatnie osiem lat w ławach
parlamentarnej opozycji, działacze tej partii w Lubuskiem poświęcili
cementowaniu lokalnych układów i zacieraniu granic pomiędzy tym, co publicze, a
co partyjne. Jeśli wyborcy będą sprawiedliwi, wystawią za to ocenę w wyborach
parlamentarnych.
Analiza opublikowana 13.02.2023 na łamach Gazety Lubuskiej.