Przejdź do głównej zawartości

Co z tą Platformą ?

Kluczem do odbicia kraju z rąk Prawa i Sprawiedliwości jest wiarygodna oraz sprawna opozycja, a ta wydaje się nie rozumieć co się stało, nie tylko na szczeblu krajowym, ale również w regionach. O jednolitym froncie lubuskiej Platformy Obywatelskiej jeszcze długo nie bedzie mowy, bo struktury tej partii w północnej i południowej części regionu są jak awers i rewers tej samej monety: każda spogląda w całkiem inną stronę. Nie pomaga też „denominacja” wartości, bo po brutalnej wymianie poseł Bukiewicz na senatora Sługockiego, moneta przestała mieć pokrycie w kapitale politycznym.


Nie ma w Platformie Obywatelskiej po odsunięciu od kierowania nią Bożenny Bukiewicz osoby, która choćby w sposób zblizony do jej stylu, połączyłaby funkcje głównego kadrowego, skutecznego intryganta oraz lobbysty.

Tymczasowy lider Waldemar Sługocki jest bez wątpienia politykiem doskonale wykształconym, a także z ogromnym doświadczeniem państwowym, ale to nie wystarczy, aby być prawdziwym liderem i to w dodatku w opozycji wobec partii, która na brak osobowości w regionie nie narzeka. Brakuje mu „leadership”, a to cecha bez której bycie szefem partii jest niemożliwe, a w dodatku nie da się tego nauczyć z książek. Co więcej, brak tej cechy jest szybko wyczuwalny i przekłada się na postawę członków stronnictwa, ich motywację oraz zaangażowanie., które obecnie jest bliskie zera.

Nie chce mi się nawet chodzić na spotkania, bo nie ma sensu” – to opinia osoby typowanej jeszcze niedawno na kandydata do Sejmu. „Wycofuję się i będę się przyglądał co się dzieje, ale nie sądzę by Platforma się podniosła” – to już urzędnik z Zielonej Góry, który swoją opinię wyraził w meilu do Nad Wartą.

Platforma w Lubuskiem jest dzisiaj partią niemą – ma wiele do powiedzenia o tym, jak to straszne są rządy Prawa i Sprawiedliwości, ale nie ma przekazu do swoich zwolenników, którzy słyszą tą samą mantrę co rok, pięć i siedem lat temu: „Jesteśmy najlepsi”.  Kiedy chce się znaleźć wyrazisty głos z jej szeregów, to trzeba czekać aż do radia lub telewizji zaproszona zostanie marszałek Elżbieta Polak, która bez formalnej funkcji w partii, stała się jedyną i najbardziej wiarygodną przedstawicielką PO w województwie. Inni liderzy – ze strachu, żyjąc w traumie jak Tomasz Możejko lub po prostu z przyczyn koniunkturalnych, by nie być zbytnio zauważonymi – starają się nie wychylać.

Sama marszałek wyklucza jednak, by miała aspiracje do zarządzania partią. „Ja jestem marszałkiem z rekomendacji PO i odpowiadam za realizację programu tej partii na szczeblu regionu. Mam odpowiedzialne stanowisko w samorządzie i o podobne w strukturach partyjnych ubiegać się nie zamierzam” – stanowczo oświadczyła w Radiu Zachód.

Smutne jest to, że gdy milczy Sługocki, niezwykle aktywny w tej kadencji senator Robert Dowhan, kompetentny Sebastian Ciemnoczołowski oraz młody narybek parlamentarny: Katarzyna Osos czy Tomasz Kucharski, swoje cielska do mediów upychają ludzie, którzy splendoru i wartości dodanej tej partii nie przysparzają od lat: szefowa gorzowskiej PO Krystyna Sibińska, szef gorzowskiej Rady Miasta Robert Surowiec czy komunistyczny ekssekretarz PZPR i senator Władysław Komarnicki. Choć kojarzą się z porażkami i obciachem, próbują adresować swoje z trudem werbalizowane przemyslenia do wyborców, którzy właśnie za takich „liderów” dali Platformie Obywatelskiej czerwona kartę.

Mimo szumnie zapowiadanego „powrotu do źródeł”, czego sztandarowym dowodem miał być projekt pod nazwą „Kluby Obywatelskie”, działacze lubuskiej Platformy Obywatelskiej po prostu boją się kontaktu ze swoimi niedawnymi wyborcami. Ich kontakt z mieszkańcami polega na udzielaniu wywiadów lokalnym dziennikarzom, którzy z ogromną siłą woli powstrzymują się, by nie paść na kolana i zacząć ziewać.

Przywództwo regionalne Sługockiego i subregionalne Sibińskiej jest PiS-owi  na rękę, bo nadal może wzmacniać swoją pozycję, która nie wynika z intelektualnego potencjału Marka Surmacza, Elżbiety Rafalskiej, Mirosława Rawy czy Jerzego Materny i Marka Asta, a tym bardziej wojewody Władysława Dajczaka, ale ze słabości organizacyjnej Platformy Obywatelskiej, po zmarginalizowaniu Bożenny Bukiewicz. W praktyce oznacza to, że Sługocki znaczy mniej niż znaczył, a partia trzyma się kupy nie dzięki jego tymczasowemu przywództwu, ale mimo tego iż wydaje mu się, że czymkolwiek zarządza.

Zielonogórska Platforma ma Urząd Marszałkowski i megaaktywną marszałek Elżbietę Polak, która mimo wielu lat bycia na pierwszej linii, wciąż nie traci w swojej aktywności energii i impetu, a gorzowskim platformersom odebrano jedyny posiadany argument – aranżowanie mało znaczących spotkań ze znaczącymi urzędnikami w Warszawie. Ponieważ nie mają pomysłu na siebie, nie wymyslą nic dla miasta i pozostaje im jedynie krytykowanie działań PiS-u oraz podklejanie się pod sukcesy marszałek Polak, ewentualnie konstatacje typu: „Ten sukces nie byłby możliwy, gdyby nie działania zainicjowane, gdy mieliśmy władzę”.

Sibińska widzi się dziś w roli lidera opozycji w Gorzowie, ale mieszkańcy doskonale wyczuwają fałsz tej postawy, bo w pamięci wciąż mają symbolizowany przez nią nepotyzm, którego skutkiem było umiejscowienie w administracji – bez konkursu – jej córki.

Nie lepiej jest w „bratniej” Nowoczesnej, która wciąż nie znalazła na siebie pomysłu. Co prawda Paweł Pudłowski mocno się stara, a nawet udało mu się w Gorzowie stowrzyć dobry team nowych, młodych i niezwykle kompetentnych osób, lecz wejście do gry Wadima Tyszkiewicza – bądź co bądź członka władz krajowych Nowoczesnej - oznacza iż będzie ciasno na listach do Sejmu, co nie może podobać się eksposłowi Jerzemu Wierchowiczowi.

 Puszcza więc oko do Komitetu Obrony Demokracji, ale jego lubuski koordynator Robert Krzych mocno się krzywi, bo mając do wyboru współpracę z Wierchowiczem i  Witoldem Pahlem, stawia na dugiego, który ślubu nie bierze jednak z nikim. Trudno się dziwić, zasłużony „unionista” zapomniał iż czasy się trochę zmieniły, a język dawnej Unii Wolności godny jest anonsów w historycznych monografiach, ale nie sprawdza się we współczesnym dyskursie.

Najpierw będą jednak wybory samorządowe, a jeśli Nowoczesna chce liczyć się w rozgrywce o władzę w miastach i sejmikach, musi postawić nie tylko na zadowolonych „młodych wilczków”, ale także tych, którym sie nie udało – bo Platforma Obywatelska zajmowała się sobą i swoimi rodzinami: upychając córki, synów i kochanki w urzędach oraz inspekcjach.

Teraz też się zajmuje sobą, ale głównie ta z Gorzowa, która jest na marginesie.

O tuszowaniu marginalizacji gorzowskiej Platformy Obywatelskiej, a także nieaktualności ustaleń w ramach ogłoszonego „resetu” w relacjach Pólnoc - Południe, świadczy nie wybranie na członka zarządu województwa przedstawiciela gorzowskich struktur, a powierzenie tej funkcji – wbrew dużemu oporowi ze strony gorzowskich platformersów – byłemu prezydentowi Tadeuszowi  Jędrzejczakowi.

          "Dramat polega na tym, ze na klubie nawet nie podjęto w tej sprawie rozmowy, bo tyle znaczą ludzie z Gorzowa" - mówi jeden z działaczy.

Tylko ta jedna sprawa pokazuje, jak „śmieciowe” są akcje gorzowskich działaczy PO, którzy chcieliby mieć wpływ na rzeczywistość w mieście i regionie, a przez lata nie potrafili sobie wypracować pozycji we własnej partii w której cieszą się opinią nieudaczników, maruderów oraz ludzi bez pomysłów.


Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta...