Przejdź do głównej zawartości

Jak polepszyć Gorzów ? Polepszyć sobie...

Działacze Platformy Obywatelskiej, to jeden z najgorszych typów uczestników życia publicznego – w wyborczych spotach oraz medialnych wywiadach prezentują się europejsko, udają światłych, obytych, życiowo zaradnych i takich, co „nic nie muszą”, bo świat leży u ich stóp.... gdyby tylko chcięli. Gdy spojrzeć na nich bardziej skrupulatnie, to – przynajmniej w Gorzowie - okazują się życiowymi nieudacznikami: traktują urzędy publiczne jak plemienną zdobycz i za nic nie chcą konfrontować swoich rzekomych umiejętności na wolnym rynku. Wielu jest w Gorzowie lewicowców, którzy są świetnymi kapitalistami, ale z trudem szukać platformersa, który chciałby się zmierzyć z wolnym rynkiem bez politycznych „pleców”...
FOT.: Facebook/Izabela Piotrowicz
...dlatego, zamiast poznawać tajniki wymagających rynków pracy, wolą szlifować przydatne znajomości, rozwijanie politycznych koneksji przedkładają nad rozwój osobisty, a „fucha” w tym lub innym urzędzie, jest dla nich lepsza niż każda inna na którą trzeba zapracować wynikami. Uznają swoich wyborców za kretynów, kreując się na gospodarczych liberałów, chociaż bez „matki partii” nic nie znaczą, nic nie potrafią i nic nie mogą.

Przykład pierwszy z brzegu, to platformerska radna Izabela Piotrowicz, która właśnie kilka dni temu objęła funkcję kierownika Wydziału Zamiejscowego Urzedu Marszałkowskiego w Gorzowie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że stanowisko to pełniła jeszcze niedawno – obejmując je zresztą w ten sam sposób i dzięki tym samym koneksjom – córka poseł Krystyny sibińskiej.

Taka realizacja zawodowych aspiracji przez radną Piotrowicz potwierdza jedynie tezę, że nie jest ona subtelną i bezinteresowną działaczką, ale wyrafinowaną koniunkturalistką z gatunku najlepszych „Towarzyszy Szmaciaków” o jakich w blogu Nad Wartą było pisane już bardzo czesto. Mottem tej kategorii ludzi jest powiedzenie: „Trzeba się nawpier...ć, zanim nas wypier...ą”.

 Powtarzalność z jaką poseł Sibińska „sprywatyzowała” funkcję kierownika Wydziału Zamiejscowego Urzędu Marszałkowskiego – jeszcze niedawno pełnioną również bez konkursu przez jej córkę Aleksandrę Sibińską - dziwi, ale tylko tych, co nie znają ludzi Platformy Obywatelskiej: zarobić na publicznym, ale by się nie narobić.

Chętnych do urzędniczych posad jest zazwyczaj wielu, ale w finale okazuje się, że zajmują je nie najlepsi z najlepszych , ale najlepiej „ustawieni” politycznie. Ta zasada ostatnich lat rządów Platformy Obywatelskiej powoduje, że „wycinanie” przedstawicieli tej partii z agencji rządowych, nie robi na nikim wrażenia, a nawet chciałoby się klasakać. Nie z zazdrości – bo do pracy w administracji wcale nie idą najlepsi – ale z powodu sprawiedliwości: skoro rynek pracy zmienia się z miesiąca na miesiąc, a nikt nie jest pewny iż na jego miejsce nie znajdą się lepsi, nie ma powodu, by takie gwarancje posiadali protegowani partii politycznych.

Gdy platformers z Gorzowa ma do wyboru: „mieć” – posadę lub coś innego równie namacalnego, albo „być” – przyzwoitym i profesjonalnym na rynku pracy, zazwyczaj wybierze to pierwsze, bo to partia pięknoduchów, którzy dobrze radzą innym, ale sami radzą sobie głównie za publiczne i na publicznym.

Jakby „proroczo” o podobnej sytuacji mówił w niedawnej rozmowie z Nad Wartą uznany prawnik, społecznik i samorządowiec Jerzy Synowiec. „To jest nieszczęście Gorzowa, że przez lata głos tu mieli i mają życiowi nieudacznicy. Jak ktoś sam potrafi o siebie zadbać, to będzie miał pomysły dla innych i dla miasta, a jak ktoś całe życie był na urzędniczym etacie, to będzie słuchał innych, bo sam potrafi sprawiać tylko pozory”- skonstatował w wywiadzie dla NW.

Nie inaczej było w przypadku gorzowskiej radnej, której zawodowe doświadczenie zaczęło się od parzenia kawy wicemarszałkowi, kontynuowane było na podobnym stanowisku wobec posłanki, a kończy tam, gdzie swoją karierę rozpoczęła jej córka. Ubrana w obywatelskość oraz bezinteresowność polityczna impotencja gorzowskich działaczy Platformy Obywatelskiej, zostaje obnażona. Co smutne, politycy tej partii nie są dziś dla swoich młodszych kolegów mistrzami, którzy budzą szacunek oraz przekazują polityczne mądrości, ale „lepszymi cwaniakami”, którzy potrafią załatwić posadę w zamian za to, że nie udało się z członkiem zarządu województwa.

Jeśli radna Piotrowicz jest tak wybitna i zdolna – w co nikt nie wątpi - to przecież nie powinna "żebrać" o posadę u partyjnych znajomych, ale znacznie lepszą znaleźć sobie na rynku. Wolała pójść „na łatwiznę” i skorzystać z poselskiej przysługi Krystyny Sibińskiej, zajmując miejsce jej córki.

Pomyśleć, że ktoś taki ma stanowić miejskie prawo, wytyczać kierunki rozwoju miasta i budować dla niego strategię na dziesiątki lat do przodu. "Pomóż polepszyć Gorzów" - pisze na swoim społecznościowym profilu.

Sobie już polepszyła, a przecież nie jest jedyna.


Radna Piotrowicz jest wyjątkowo "zaradna", bo jak wynika z jej oświadczenia majątkowego złożonego w kwietniu 2016 roku, z tytułu umowy o pracę zarobiła 4 970 PLN, a z tytułu diety radnej - trzy razy tyle: 15 544 PLN. Słowem - ma wszelkie prawa do tego, aby decydować o tym, jak swoimi środkami mają dysponować przedsiębiorcy...



Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta...