Ostatnie kuszenie Wadima i dobra wiadomość dla ludzi mądrych. Ale nie tylko on może uratować honor opozycji...
Nie od dziś wiadomo, że
strzelba wisząca na ścianie w akcie pierwszym, koniecznie wystrzeli w akcie
trzecim. Polityczne zaangażowanie zarzucano mu od dawna, ale on milczał jak "Enigma". Teraz wystrzelił i przestał wreszcie krygować się, flirtować i kusić,
ale oświadczył wprost: „Jestem gotów na
99 procent wystartować do Senatu”.
Popularny prezydent Wadim Tyszkiewicz poinformował, a może nawet ostrzegł, że zamierza
włączyć się w dużą politykę. Choć nie wyjaśnił, czy z prezydentury Nowej Soli
zrezygnuje przed wyborami, czy dopiero po ewentualnym uzyskaniu senatorskiego
mandatu, to będzie najgorętsze nazwisko rozpoczętego sezonu politycznego.
Jak Lubuskie długie i szerokie, niesie się lament
platformersów, których Tyszkiewicz szanował, ale nigdy się im nie kłaniał. Co najwyżej
marszałek Elżbiecie Polak, którą
cenił i ceni za gospodarski styl zarządzania województwem. Reszta zachowywała
się jak u Czechowa: mówił dziad z obrazu, a obraz do niego ani razu.
Lekceważyli jego mądre propozycje, opinie i konstruktywną krytykę.
Lekceważyli jego mądre propozycje, opinie i konstruktywną krytykę.
Steve Jobs lubuskich samorządowców
Jego realną walutą są nowosolskie sukcesy i
autorytet jakim cieszy się niemal w całym województwie, a z pewnością w jego
południowej części.
Wielu
mieszkańców aż się wzdryga na myśl, że mógłby go zastąpić ekswicewojewoda Robert Paluch lub ktoś podobnie
nikczemnego formatu. „Zagrożeniem dla
Nowej Soli jest ktoś z PiS w roli komisarza” – nie kryje obaw włodarz
miasta, które „dobra zmiana”
wskazywała jako przykład „Polski w ruinie”,
a które jest wzorem rozwoju dla innych samorządów.
Finalizując jedne i prezentując kolejne
inwestycje, Wadim Tyszkiewicz od
wielu lat był dla samorządowców kimś w rodzaju „guru”.
Niczym
kelner z najlepszej restauracji, wyznaczający granice naszego apetytu -
wręczając nam menu, on pokazywał wszystko to, co w samorządzie najsmaczniejsze:
skuteczność, wizjonerstwo i osobistą uczciwość. Nie jest to bez znaczenia, gdyż
poszukiwanie drogowskazów w Gorzowie lub Zielonej Górze, gdzie często królował
przypadek, było zajęciem mało fascynującym.
Teraz wywołał lekki ferment, bo ogłosił nie tylko
wejście do polityki, ale również to, że nie da się wystawić żadnej partii. Co
prawda, jest polityczną wygą w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale nie
postacią, która na użytek jakiegokolwiek ugrupowania politycznego wyleasinguje
własny punkt widzenia.
Dobrze, że zdecydował się na randkę z ogólnopolska
polityką, bo jako samorządowiec – nawet z tak ogromnymi sukcesami – był jednak
w ogólnopolskiej i regionalnej polityce pozycją w menu, a nie osobą siedzącą
przy stole.
Opozycjo zmądrzej!
W Lubuskiem są trzy okręgi senatorskie i opozcyja
nie jest bez szans, aby powtórzyć wynik sprzed trzech lat.
Ruch prezydenta Tyszkiewicza, to zapewne początek
nowej jakości. Kapitałem zakładowym takich postaci jak prezydent Nowej Soli,
uznany mecenas Jerzy Synowiec czy
wreszcie marszałek Polak, nie jest polityka w wymiarze partyjnym. Ich atutem
jest to, że znają inne i lepsze formy zjednywania sobie zwolenników, niż
przemawianie do kamer.
Trzeba mieć nadzieję, że partyjne kalkulacje nie
sprowadzą się do „realpolityk” i tezy Deng
Xiaopinga, że: „Nieważne czy kot jest
czarny czy biały. Ważne, aby łapał myszy”.
Ta filozofia miała niestety zastosowanie przy
tworzeniu z postkomunistami Koalicji Obywatelskiej i była antycypowana cztery
lata temu, gdy na listę do Senatu zaproszono ekskomunistę, sekretarza PZPR i „opiekuna”
budowlańców w DDR. Dla niego milczenie wśród mądrzejszych w senackiej sali, to
zajęcie o wiele lepsze, niż gadanie z rówieśnikami o nietrzymaniu moczu.
Sądząc po tym, co można wyczytać w mediach
krajowych, 4 czerwca może być przełomową datą na scenie politycznej. Tego dnia
miałby powstać ruch obywatelski, którego zadaniem byłoby odbicie z rąk „dobrej
zmiany” przynajmniej Senatu. W tej
sytuacji, trudno sobie wyobrazić, by na liście nawiązującej do daty w której
izba wyższa została komunistom odebrana, znalazł się komunista z krwi i kości.
Tyszkiewicz jest jeden, ale naśladowców ma wielu
W Platformie Obywatelskiej, PSL-u oraz Partii
Zieloni, a nawet w lubuskim SLD, jest sporo doświadczonych i mądrych ludzi, ale
nie widać, że regionalni liderzy tych partii wiedzą, po co ich mają. Listy do
Sejmu zostaną ułożone jak zawsze – na chama i bez dyskusji. Nadzieja w tym, że
do Senatu wystartują ludzie formatu Tyszkiewicza, Synowca i Polak.
Nadzieja w tym, że liderzy partii, oczywiście mowa o tych krajowych,
bo Waldemar Sługocki otrzymał czarną
polewkę i liże rany, które Władysław
Komarnicki z Jerzym Wierchowiczem
obkładają mu wazeliną, sięgną po najlepszych. Wyborcy dostrzegą zmianę i
uwierzą, że opozycji nie chodzi o to: „by
było jak dawniej”.
Dzisiaj nie kojarzy się ona z tym jak jest i jak
może być, ale jak było. A nie było dobrze, choć lepiej, aniżeli za PiS-u.
To nic, że większość polityków jakich znamy z
regionalnych mediów, jest mniej utalentowana niż tegoroczni maturzyści - nie
czytają, nie rozumieją i nie patrzą dalej niż kadencja, choć czasy zmieniły się
na tyle, że cztery lata w Sejmie, to jak czterdzieści na Marsie.
Rezerwuar
nowych twarzy i świeżych umysłów jest pomiędzy Odrą i Wartą naprawdę duży. Nie
trzeba sięgać po zgrane karty, a nawet jest to kontrproduktywne.
Jeśli ci wszyscy platformerscy posłowie, mecenasi,
eksmarszałkowie i prezesi spółek są tak dobrzy, to dadzą radę znaleźć pracę
poza polityką. Jeśli nie dadzą, bo świat się zmienił i go nie rozumieją, nie
powinno być dla nich miejsca w polityce.
Jeszcze kilku Tyszkiewiczów, a wiara w opozycję
wróci.