Przejdź do głównej zawartości

Rządy PiS-u to kara, ale oby nie było to dożywocie !

Odległość pomiędzy Gorzowem i Zieloną Górą jest ogromna i nie do odrobienia. Trzeba pójść innym tropem i działać niekonwencjonalnie. Ja pamiętam mecze żużlowe i wieżyczkę VIP-owską w Gorzowie oraz Zielonej Górze, gdzie od lat tam bywam. W Gorzowie, to często było tak, że odór alkoholu czuć było tam mocniej niż zapach żużla. Po raz pierwszy w życiu boję się nadchodzącej rzeczywistości, którą organizuje nam Prawo i Sprawiedliwość. O Gorzowie, miejscowych elitach i polityce...

Rozmowa z mecenasem JERZYM SYNOWCEM, samorządowcem, społecznikiem i filantropem.

FOT.: Facebook/Synowiec oraz Wikipedia

Nad Wartą: Nie wszyscy samorządowcy czy politycy, to ludzie bezinteresowni. Wielu zostaje radnymi dla 1400 złotych diety, szukając splendorów lub lecząc kompleksy. Pan wszystko faktycznie ma: dobry zawód, pieniądze, sukcesy i piękną żonę, a nie była do tego potrzebna Rada Miasta. Po co Panu w ogóle ta cała aktywność w samorządzie i mieście ?

Jerzy Synowiec: Nie mam ambicji politycznych, a swoją aktywność ograniczam jednak głównie do Gorzowa i działalności tu w różnych sferach. Bycie radnym wyczerpuje moje ambicje działania i nigdy nawet nie myślałem o tym, aby być posłem lub senatorem, bo to do niczego nie jest mi potrzebne, a już w szczególności do tego, aby się dowartościowywać. Odpowiedź jest jedna – ja po prostu lubię Gorzów, choć to miasto jest trudne do lubienia...

NW.: ...upss, trudne do lubienia ?

J.S.: ...tak, bo Gorzów nie jest ładnym miastem, a poza tym nie zapewnia młodym ludziom przyszłość. I dlatego działam, bo chciałbym, aby to się kiedyś zmieniło.

ELITY Z CZERWONYMI NOSAMI

N.W. To co poszło nie tak, czy inaczej i kolokwialnie – co spieprzono, że jest to dziś miasto brzydkie i bez perspektyw ?

J.S.: Gorzów ma pewien problem, którego łatwo nie da się rozwiązać. Był kiedyś miastem przemysłowym i bardzo brzydkim, a w dodatku mocno dotkniętym przez wojnę, po której stał się miastem robotniczym z „Silwaną”, „Ursus”-em, „Stolbud”-em, czy „Stilon”-em. Ludzie przyjeżdżali tu pracować na taśmie i jakichkolwiek możliwości większego awansu nie było. Nie było tu kultury na  wysokim poziomie, a przede wszystkim szkolnictwa i to jest to, co zmarnowaliśmy. Nie czuliśmy tego, że Zielona Góra, a więc miasto o podobnym potencjale, idzie zupełnie inną drogą...

N.W.:...ona nas na tej drodze już dawno zostawiła w tyle. Czy kiedykolwiek chociaż się do Zielonej Góry zbliżymy potencjałem i możliwościami ?

J.S.: Ta odległość pomiędzy Gorzowem i Zieloną Górą jest ogromna i nie do odrobienia. Mają Uniwersytet Zielonogórski na którym jest wydział prawa, za chwilę będzie medycyna, a my w sposób absolutnie sztuczny musimy nadać rangę akademii dla PWSZ-u.To jest przepaść.

N.W. Niektórzy wierzą, że przemalowanie tablicy „Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa” na: „Akademia im. Jakuba z Paradyża” przepaść tą zasypie...

J.S.: To nie jest tak, a uczelnia to nie budynki i nazwa, ale ludzie, pewne środowisko i klimat.

N.W.: Ludzie są, a nowi mają podobno do Gorzowa walić tłumami...

J.S.: Środowisko buduje się latami, cierpliwie i przy wsparciu miasta, a tutaj nikt przychylnym okiem na tą uczelnię nigdy nie spoglądał. Wszyscy tylko dużo gadali. Inna sprawa, że to była jednak zaściankowa uczelnia i mam nadzieję, że to się zmieni, musimy zrobić wszystko aby się zmieniło, ale na to potrzeba bardzo dużo czasu. Zielona Góra przegoniła nas o parę długości: my startujemy z uczelnią, a oni mają ją od dawna, my myślimy o poważnej hali sportowej na której będą się mogły odbywać widowiska rangi europejskiej, a oni już od dawna ją mają. My budowaliśmy stadion, oni natychmiast zrobili swój i wcale nie jest gorszy. Oni mają filharmonię, ale dotowaną przez marszałka i nie odczuwają ciężaru finansowego. Gorzowianie muszą leczyć swoje kompleksy za wydawane co roku ogromne pieniądze.

N.W.: Może to również konsekwencja poziomu intelektualnego polityków ?

J.S.: Oczywiście. Elita, taka intelektualna, taka z najwyższej półki, to jest w Zielonej Górze parę tysięcy osób, a w Gorzowie jest tych osób zaledwie kilkaset i to licząc bardzo liberalnie. Powiem coś takiego co dosyć wiernie odzwierciedla różnicę pomiędzy tymi dwoma miastami. Ja pamiętam mecze żużlowe i wieżyczkę VIP-owską w Gorzowie oraz Zielonej Górze, gdzie od lat tam bywam. W Gorzowie, to często było tak, że odór alkoholu czuć było tam mocniej niż zapach żużla. To było klepanie się po plecach, mocno buraczane twarze i niejednokrotnie niektórzy nie wytrzymywali ciśnienia, musieli przysiąść, bo nie byli w stanie stać na nogach. Taka była tu kiedyś atmosfera i nie mówię, że tak jest dzisiaj - umówmy się, że to już kwestia przeszłości.

N.W.: Rozumiem, że u „Falubazów” był Wersal” ?

J.S.: Była inna atmosfera. Człowiek siedział obok szefa „Kronopolu”, zaraz przy Tomaszu Lisie, Urszuli Dudziak czy Karolaka. Jak ktoś chciał wypić piwo, to szedł na zaplecze i subtelnie się napił, a wszędzie była pełna kultura i poważne rozmowy. Ta sama impreza żużlowa, a jednak dwa inne światy i zapewniam, że we wszystkich innych dziedzinach było podobnie.

N.W.: Przyzna Pan, że politycznie również odstajemy. Wystarczy spojrzeć na naszą Radę Miasta, oprócz Pana, Jerzego Wierchowicza, Marcina Kurczyny, Marty Bejnar-Bejnarowicz i kilku innych osób, to często nie są wybitni fachowcy, ani autorytety...

J.S.: Róznica dotyczy wszystkiego, tak samo polityków i radnych, nie mówię tylko o tej Radzie Miasta, ale o także o tych poprzednich. Tak niestety było, a Zielona Góra potrafi zadbać o siebie. Tamci politycy rwą pazurami wszystko do siebie. Tam nie było nigdy głupich kłótni pomiędzy radnymi o nic, bo jak jest cel, to oni go po prostu realizują i mają w tym sukcesy. U nas jest trochę inaczej: rzuca się pomysł typu „Budujemy filharmonię za miastem” i wszyscy za tym lecą w ciemno. Nikt nie potrafi ogarnąć tego, że można inaczej, od innej strony i lepiej. Oni myślą praktycznie we wszystkim.

N.W.: Powtórzyłby Pan dzisiaj swoje słowa sprzed lat, że „obecni gorzowianie, to pierwsze pokolenie na klozecie” ?

J.S.: ...powiedziałem na sedesie.

N.W.: Niech będzie.

J.S.: Tak powtórzyłbym, bo ja jako mały chłopak dorastałem w gorzowskim mieszkaniu w którym nie było sedesów – one były na półpietrach. Myślę, że wszyscy obrażający się na to stwierdzenie, dobrze pamiętają – albo i nie chcą pamiętać – że tak właśnie mieli.

PRZETARGI POMYSŁÓW...

N.W.: A z czym powinien się kojarzyć Gorzów w Polsce? Tu eksperymentowano już wiele razy – miał być żużel, kajakarstwo, potem ogólnie sport, później bulwary, a teraz niektórzy wierzą iż to będzie miasto akademickie. Gdzie szukać inspiracji w tym zakresie ? Powiedzmy wprost, że Gorzów nie kojarzy się z niczym...

J.S.: Nie jesteśmy wyjątkiem, bo Gorzów jest jednym z kilkudziesięciu miast w Polsce, które nie ma niestety swojego wyróżnika. My możemy polepszyć swoje warunki bytowania i stać się miastem ocenianym jako po prostu porządne miasto do życia, ale niestety wyżej nie podskoczymy. Nigdy nie będziemy mogli się równać z Jelenią Górą, Świnoujściem czy Sopotem, które jednak pewne wyróżniki mają, a że o Poznaniu, Krakowie czy Wrocławiu już nie wspomnę.

N.W.: To jak żyć Panie Mecenasie z taką perspektywą dla miasta? Co zrobić i gdzie szukać szans ?

J.S.: Mamy atut w postaci pięknego położenia, którego Zielona Góra nie ma. Mamy wzgórza i przede wszystkim rzekę, którą można wykorzystać – zresztą zaczynamy to przecież robić. Mamy ciekawy układ miasta, które należy przerobić na przyjazne ludziom, żeby to nie były zaniedbane i brudne deptaki, ale żeby to wszystko wyglądało w sposób cywilizowany. Powinniśmy zacząć dbać o te wszystkie setki ruin, które straszą w Gorzowie, by warto było spacerować po mieście i nie czuć wstydu przed gośćmi z innych miast.

N.W.: Nie wspomniał Pan o sporcie ...

J.S.: Oczywiście, sport to jest bardzo ważna sprawa i na pewno jest to w Gorzowie żużel. Ta dyscyplina jest jest naszym wyróżnikiem i choć to sport trochę prowincjonalny, trzeba o niego dbać. Trzeba jednak zadbać o równowagę. Cały świat poszedł dzisiaj w kierunku piłki nożnej i trzeba bezwzględnie zadabać o skromny, ale profesjonalny stadion, bo bez tego żadne miasto wielkości Gorzowa już dzisiaj nie funkcjonuje na zewnątrz. Jesteśmy jedynym miastem, które ma zapyziały obiekt sprzed 90-u lat. No i ta akademickość, by krok po kroku odrabiać, by nie tracić dystansu do Zielonej Góry. Wyróżnik ? Powinniśmy zadabać o codzienny komfort mieszkańców: nowoczesna linia tramwajowa, czyste i nowoczesne autobusy, nowoczesne deptaki, by po prostu było czysto i schludnie. Naszym wyróżnikiem powinno być to, żeby Gorzów wyglądał lepiej niż inne miasta, bo  wygląda dużo gorzej.

N.W.: tego nie da sie załatwić uchwałą miasta i kolejnym planem inwestycyjnym. Pan kiedyś krytykował poprzedniego prezydenta za pustostany, ale za nowego prezydenta – i  to nie jest jego wina – te same pomieszczenia w centrum dalej są puste...

J.S.: Tak, to jest szerszy problem, bo w Polsce życie przeniosło się do galerii, ale trzeba próbować i myśleć przy tym niekonwencjonalnie, a nie jedynie w kategoriach: jest przetarg i ktoś za małe pieniadze będzie tam coś robił. Nie ! Trzeba pójść innym tropem, którym poszła na przykład młoda polska projektantka Natalia Ślizowska. Ona w dawnym sklepie „Irys” otwiera wkrótce swoją pracownię pomysłów. Będzie tam projektowała, przedstawiała, a nawet szyła na chodniku. Będzie prowadzić warsztaty dla dzieci i młodzieży. Coś absolutnie nowego w Gorzowie, a ja proponuję – idźmy dalej i zacznijmy organizować przetargi pomysłów...

N.W.: ...co i czego ? Mimo młodszego wieku, Pan jest bardziej na topie niż ja...

J.S.: Zawsze taki byłem, a pomysł sprowadza się do tego, że przychodzi człowiek i mówi, że  ma pomysł, aby w tym miejscu zrobić coś nowoczesnego. Miasto ocenia ten pomysł i jeśli on jest dobry, powinno dać mu obiekt za złotówkę. On tam nie musi robić wielkich pieniędzy, ale to ma działać, koncentrować uwagę i ożywiać przestrzeń. Tylko w ten sposób ożywimy centrum. Trzeba mysleć inaczej, a nie przez 30 lat w ten sam sposób. Może wielu nie wyjechałoby do Angli i Irlandii do pracy, gdyby za niewielkie pieniądze ktoś im dał prawo realizowania swoich pomysłów.

N.W.: W Gorzowie podobno bezrobocia nie ma, mamy przemysł i dużo miejsc pracy.

J.S.: Właśnie, od lat myślimy i mówimy tylko o tym wielkim przemyśle, a ja mówię tak: nie jest najważniejszy przemysł ! Huty, kopalnie, ani nawet fabryki z taśmami, niczemu do niczego nie są tu potrzebne. Na co Zielona Góra stawia ? Tam są własne firmy prowadzone przez setki młodych ludzi, tam jest „Kronopol”, tam jest „Stelmet” i tam się produkuje na bazie własnego kapitału. Tam są potężne firmy informatyczne czy największa firma kantorowa Cinkciarz.pl, która obraca miliardami złotych. To są rzeczy nowoczesne i nadają miastu wartość, a ludziom płaci się za korzystanie z rozumu.

NIECH SZLAG TRAFI MIEJSKĄ KOALICJĘ !

N.W.: Zmienię trochę temat, chociaż to o czym rozmawiamy jest konsekwencją polityki. „Dobra zmiana” ma zapanować w Ratuszu, a prezydent ma zawrzeć koalicję z PiS-em . Podoba ją się Panu takie układanki ?

J.S.: Niech szlag trafi takie pomysły, które są potrzebne tylko politykom, a nie ludziom w Gorzowie. Tu się powinno mysleć tylko o mieszkańcach, a nie tworzeniu dziwnych koalicji, żeby obsadzić kilka etatów ludźmi kompletnie niekompetentnymi. To jest tracenie dystansu do Zielonej Góry, a tworzenie koalicji służy tylko politykom. Potrzeba w mieście ludzi, którzy przez 20,30 lat pokazali, że potrafią coś konstruktywnego stworzyć, a nie wiecznie na posadach urzędniczych i garnuszku państwa. Przecież takie koalicje i układy polityczne, to nagrody dla ludzi, aby dalej nie musieli myśleć.

N.W.: Mówi Pan o całkiem sporej grupie takich ludzi w mieście.

J.S.: Tak, bo to jest właśnie nieszczęście Gorzowa, że przez lata głos tu mieli i mają życiowi nieudacznicy. Jak ktoś sam potrafi o siebie zadbać, to będzie miał pomysły także dla innych i dla miasta, a jak ktoś całe życie był tylko na urzędniczym etacie, to będzie słuchał innych, bo sam potrafi sprawiać tylko pozory i wypełniał partyjne dyrektywy.

BARDZO SIĘ BOJĘ !

N.W.: Czyli ogólnopolska „dobra zmiana” tym bardziej się Panu nie podoba ?

J.S.: Bardzo się boję ! Po raz pierwszy w życiu boję się nadchodzącej rzeczywistości...

N.W.: ...jak boi się Synowiec, to co mają powiedzieć zwykłe ludki !

J.S.: Ja znam z historii próby zbudowania nowego społeczeństwa i zanegowania historii oraz tego, co było przez ostatnie 27 lat i budowania nowego społeczeństwa przy użyciu niewielkiej jego części. Tak próbowano kiedyś robić w Kambodży i przy okazji jedną trzecią mieszkańców tego kraju wymordowano. Takie społeczeństwa opisuje również Orwell: wszystko co było jest nieważne i budujemy świat od nowa. Buduje się na pewnej tradycji, a nie tak jak chce to zrobić PiS: nowe kadry, nowe elity, nowe prawo, nowe instytucji oraz nowa historia nawet.

N.W.:  To podobno przywracanie porządku.

J.S.: Tak, to co dzisiaj bohaterem i przykładem dla młodych ma być Józef Kuraś ps. „Ogień”, a więc człowiek na którego AK wydała wyrok śmierci za niesubordynację i który był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa ? Nie ma na to zgody, by człowiek, który mordował Żydów w zasadzie dla rozrywki był bohaterem. To jest jednak przykład tego, że żyjemy w świecie kompletnych wariacji oraz oszołomstwa. Najbardziej brzydzi mnie ta bezmyślność PiS-owskiego ludu: oni mówią jednym głosem i boją się mówić cokolwiek, bo jak powiedzą coś co się nie spodoba ich guru, to będzie wielkie nieszczęście. Jest gorzej niż za komuny, bo bać się zaczynają wszyscy, a wtedy był jednak jakiś margines.

N.W.: No bez przesady, chyba nie jest aż tak źle.

J.S.: Jest i to bardzo ! Ludzie boją się wychylać, bo nie wiedzą co ich spotka. Tak jak za komuny chodzili na pochody, by nie stracić pracy. Taki strach widać nawet w Radzie Miasta, gdy głosowaliśmy stanowisko w sprawie Trybunału Konstytucyjnego - a więc opinię bez mocy prawnej – i mimo tego, część radnych przestraszyła się i wstrzymała od głosu. To jest smutne! Bo nie są źli ci, co byli za lub przeciw, lecz ci co się wstrzymali ze strachu.

N.W.: Może te rządy PiS-u to sprawiedliwa kara dla Polaków za polityków poprzedniej koalicji PO-PSL, którzy zdawali się kochać bardziej siebie niż państwo ? Afera podsłuchowa obnażyła brzydką gębę wypudrowanej polityki...

J.S.: Zgadzam się w stu procentach, bo ostatnie 2-3 lata rządów koalicji PO-PSL był czasem złym. Oni wszyscy byli zadufani w sobie i nie posiadali już żadnych pomysłów. Więcej, blokowali tych, którzy takie pomysły posiadali...

N.W.: ...był Pan ofiarą takich działań tu w Gorzowie.

J.S.: No nie ofiarą, ale widziałem to towarzystwo z Platformy Obywatelskiej z Jurkiem Wierchowiczem w kampanii prezydenta Komorowskiego. Całej tej ekipie nic się nie chciało, byli bierni i obojętni. Mało tego, gdy próbowaliśmy budować nowe koło Platformy Obywatelskiej, to oni nawet nie byli zainteresowani pozyskaniem nowych ludzi z pomysłami. I trafiło ich - najpierw w wyborach prezydenckich, a później parlamentarnych. Tak, to jest kara, ale trzeba uważać, żeby to nie było dożywocie.

NOWOCZESNA ZATRZYMA TEN MARSZ

N.W.: To już Pana rola jako jednego z liderów Nowoczesnej. Nie boi się Pan, że szybko podzielicie los Platformy Obywatelskiej, a w waszym gronie zapanuje podobna atmosfera: politycznej wygody, cwaniactwa i koniunkturalizmu, bo jest pewien typ ludzi, którzy wiedzą jak się dobrać do konfitur w postaci urzędniczych posad ?

J.S.: Takie niebezpieczeństwo jest w każdej formacji. Na szczęście w Nowoczesnej są głównie ludzie, którzy mają za sobą sukcesy zawodowe i nawet w klubie parlamentarnym większość stanowią ci, którzy  żyli z pracy własnych rąk, a nie urzędniczych pensji. Oni nie muszą brać państwowych konfitur, bo w życiu zawodowym poza polityką usmażyli znacznie lepsze konfitury. Tak samo jest w Gorzowie, tu mamy masę prawników, architektów i ludzi biznesu. Dla nich partia nie jest szansą na posady, ale zmianę Polski, regionu i miasta.

N.W.: Czyli odbijecie państwo i zatrzymacie brunatny marsz „kaczystów” ?


J.S.: Mam nadzieję, że Nowoczesna będzie jedną z sił, która zatrzyma ten marsz i tu trzeba być otwartym na wiele środowisk, bo jeśli w PO znajdą się ludzie z otwartą głową, PSL wykrzesa z siebie  resztki sił, a lewica zjednoczy i będzie nowoczesna, to zatrzymamy ten marsz PiS-u w następnych wyborach. Nie mam co do tego watpliwości, bo siły ciemności mogą zatriumfować tylko chwilę, a nie na zawsze. 



Popularne posty z tego bloga

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Komarnicki chce być kanonizowany ! Ale najpierw celuje honorowego obywatela ...

Były komunistyczny aparatczyk w drodze po kolejne zaszczyty. Lokalni decydenci zastanawiają się,  czy nie będzie to pierwszy krok do żądania koronacji lub rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Bardziej wtajemniczeni obawiają się nawet, czy rezygnacja z urzędu biskupa diecezjalnego przez Stefana Regmunta, to nie jest pierwszy krok w drodze PZPR-owskiego aktywisty po zaszczyty kościelne...                      ...bo skoro Władysławowi Komarnickiemu nie wystarczają już zaszczyty świeckie, to jest obawa iż sięgnie po te, które dotychczas zagwarantowane były głównie dla duchownych. W tym wieku i tak „ już nie może ”, a żonę bez problemu mógłby umieści ć w klasztorze sióstr klauzurowych w Pniewach. Fakty są takie, że do przewodniczącego Rady Miasta Roberta Surowca wpłynęły cztery wnioski o nadanie W. Komarnickiemu tytułu „ Honorowego Obywatela Gorzowa Wielkpolskiego ” i gdyby nie rozsądek niekt...

Znamy Jerzego i Annę, a teraz jest także Helenka Synowiec

Dzieci z polityką nic wspólnego nie mają, ale gdy w rodzinie wybitnych prawników i znanych polityków pojawia się piękna córka, nie jest to temat obojętny nad Wartą dla nikogo. Mecenas Synowiec ma powody do radości, jego urocza żona i matka Anna jeszcze więcej, a mieszkańcy Gorzowa powinni mieć nadzieję, że za kilkanaście lat, także ich córka mocno dotknie Gorzów swoją obecnością... ...bo choć dzisiaj Helenka Synowiec jest jeszcze osobą nieznaną, to za kilka lat będzie bardzo obserwowaną. Jednych takie podejście irytuje, ale ponad wszelką watpliwość w Gorzowie nikt z nazwiskiem „Synowiec”, nie może być kimś przeciętnym. „ Przedstawiam Wam nowego członka mojej rodziny córeczkę Helenkę – gorzowiankę, która urodziła się 11.10.2016 r, o godz. 8:35 ” – ogłosiła na portalu społecznościowym Anna Synowiec . Ktoś powie, że to nie temat, ale to jest właśnie temat, gdyż nikt z bohaterów nie jest przeciętny: ani ojciec, ani matka, ani nawet córka.          ...