Przejdź do głównej zawartości

Nieświęte wojny o pieniądze z polityką w tle

Ekonom diecezjalny przyszedł do radnych z pałą na wyimaginowanych przeciwników, a odszedł z kwitkiem. Kościół w kwestii pieniędzy publicznych musi się liczyć z opinią wszystkich, także niewierzących. Biskup i ekonom, nie mogą przyjmować postawy: nam się należy! 

Fot. Kuria Zeilonogórsko-Gorzowska

        Ta historia mogła mieć inny koniec, bo radni nie są grupą chciwców i sknerów, którzy chcieliby skąpić na najważniejszy zabytek w mieście. Żyjemy w dziwnych czasach, kiedy hamulce puszczają nawet tym, którzy powinni nad nimi panować. Zgodnie z jakąś dziwną regułą, ksiądz Piotr Kamiński postanowił zagrać rolę samozwańczego matadora na gorzowskiej korridzie. Zamiast wcielić się w rolę pokornego biedaczyny z Asyżu, zaczął prowokować jak Szaweł przed nawróceniem. Mocno przygasił blask sprawy, która do rajców go przywiodła. Jego prośba i propozycja, wnet odczytana została jako opozycja.

        Jego linia proszenia przez atak wyszła mu średnio, gdy zaczął gdukać o „partiach obrotowych”. Potem było już tylko gorzej, bo zarzucił radnej, że jej mąż jest beneficjentem środków europejskich, będąc zaangażowanym w remont jednego z podgorzowskich kościołów. W wyniku przetargu i zgodnie z prawem. Te kilka słów katapultowały jego wniosek o 900 tysięcy na dokończenie remontu Katedry, gdzieś na wysokość czarnej dzury. Wykopał pomiędzy parafią a radnymi rów głębszy, niż ten mariański. Musi się wiele nauczyć: mądrze wybierać bitwy. Kto ma odrobinę oleju w głowie, nie powinien gryźć ręki proszonego o wsparcie.

Ksiądz Kamiński, zamiast wcielić się w rolę pokornego biedaczyny z Asyżu, zaczął prowokować jak Szaweł przed nawróceniem.

       U nas w Gorzowie stosunek społeczeństwa do Kościoła jest z grubsza podobny jak w innych miastach tej części Polski. Po jednej stronie liczniejsi krytycy religii i kleru. Po drugiej stoją ci, dla których Katedra to dużo więcej niż zabytek i atrakcja turystyczna. Nikt nad Wartą nie jest przeciw dotowaniu remontu tego obiektu z miejskiej kasy, ale cieniem na całości kładzie się brak transparentności. Radna Marta Bejnar-Bejnarowicz wyliczyła, że dotychczasowe prace kosztowały 26 milonów – dużo to i mało. Pewne jest, że nadzorująca inwestycję kuria biskupia, przejrzystości unika jak ognia. Zważyć należy, że taka góra pieniędzy to nie w kij dmuchał, a sprawozdanie z ich wydatkowania po prostu wszystkim się należy.

          Nie podoba mi się wyremontowane wnętrze Katedy, umeblowanie a’la IKEA oraz zamordowanie jej gotyckiego ducha, ale stawianie tezy o nieprawidłowościach, jest niesprawiedliwe. Chodzi o kruchość argumentu, że wyszło zbyt drogo. 

        Na tym paliwie można jechać z dyskusją długo, ale tylko do momentu, gdy porzypomnimy sobie, że budowa Filharmonii Gorzowskiej została wyceniona na sześćdziesiąt milionów, a skończyło się na ponad stu trzydziestu. Kosztorys na rozbudowę stadionu żużlowego opiewał na kwotę dwudziestu milionów, a skończyło się na czterdziestu. Albo z innej beczki. Kantata gorzowska od Piotra Rubika kosztowała Gorzów sześćset tysięcy i mało kto wie, że kiedykolwiek powstała, a jeszcze mniej ją słyszało. Gołym okiem widać, że 900 tysięcy na dokończenie remontu Katedry, to przy powyższych – nic nieznacząca kwota na rzecz ważnego dla wszystkich zabytku.

Dodatkowe 900 tysięcy na dokończenie remontu Katedry, to nie jest dużo. Podobnie jak 26 milionów na całą inwestycję. Zabrakło transparentności i pokory.

         Poniekąd rozumiem zawiedzionych katolików. Biskup, proboszcz i ekonom, nie wnioskowali dla siebie, ale na dokończenie inwestycji na pokolenia. Problemem okazała się arogancja tego ostatniego.

        Przekonanie, że skoro Katedra jest ważna dla wszystkich, to dotacja się należy. Koniec. Kropka. Uczciwość nakazuje przypomnieć, że biskup Tadeusz Lityński przekazał w ubiegłym roku 130 tysięcy na rzecz szpitali zakaźnych. Nie o pieniądze jednak tu chodzi, ale o formę i klasę, których podczas sesji Rady Miasta zabrakło. Jeśli radni nie zgodzili się teraz, nie znaczy to, że nie mogą się zgodzić za jakiś czas. Decyzja radnych nie unicestwia obowiązku troski o ten zabytek. Piłka jest po stronie przedstawicieli Kościoła.

Prezydent dogada się z biskupem i podpisze czek, a dzięki temu załatwi kilka spraw jednocześnie. Także radną Bejnar-Bejnarowicz...

      Nie byłbym sobą, gdybym nie nawiązał do polityki. Gdzieś w powietrzu czuć łotrzykowskie kunktatorstwo. Dziwi bowiem fakt, że prezydent Wójcicki zdecydował się pytać radnych o niespełna milion  na najważniejszy zabytek w mieście, a nie czuł takiej potrzeby w przypadku zakupu biurowca po „Przemysłówce”. Duchowni mają czarny pas w rozmydlaniu spraw i uzależnianiu od siebie polityków. Jestem pewien, że prezydent podpisze czek, a dzięki temu załatwi kilka spraw jednocześnie. Fighterką w temacie Katedry była radna Marta Bejnar-Bejnarowicz, a to wcale nie musi jej w przyszłości pomóc. Jak mawiają Rosjanie: Pasmatrim, uwidim.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...