Ponoć jest to organizacja
niezależna i tylko biznesowa. Rozgłos jej inauguracji miał zapewnić były
europoseł Rosati, ale zapewnił jedynie rozgoryczenie. Przedsiębiorców – bo liczyli
na rozmowę o biznesie, a była polityka.
Biznes lubi ciszę, ale to nie dlatego na temat Lubuskiej Federacji Przedsiębiorców Polskich wszyscy mówią półsłówkami. Przedsiębiorców zszokował nagi oraz brzydki fakt: organizacja mająca być niezależną reprezentacją małego i średniego biznesu, już na starcie zdeklarowała się politycznie. Spotkanie inauguracyjne w swej części oficjalnej wiedzie do konkluzji, że ma to być byt polityczny, a przedsiębiorcy to jedynie kwiatek do platformerskiego kożucha. Witamy w Polsce!
W wielkim skrócie – poseł Krystyna Sibińska oraz były prezes Stali Gorzów
Ireneusz Zmora powołali do życia nową organizację. Esy-floresy o potrzebie
reprezentacji w Lubuskiej Radzie Dialogu Społecznego, ale początek był słaby;
bohaterem inauguracyjnego spotkania został polityk Dariusz Rosati. Nietakt
wyczuł nawet prezydent Jacek Wójcicki, a także niektórzy przedsiębiorcy, którzy
skonfudowani opuszczali salę. Miało być biznesowo, a było głównie politycznie.
Po co to wszystko? Najważniejsze jest to o czym jeszcze się nie mówi, bo
podobno dżentelmeni o tym nie rozmawiają.
Geneza i sposób powołania organizacji konkurencyjnej wobec Zachodniej Izby
Przemysłowo-Handlowej do złudzenia przypomina znany z mediów numer „na słupa”.
Owszem, jest to organizacja szorstko pobłogosławiona przez Urząd Marszałkowski,
ale chodzi o przyszłe fundusze europejskie – również te z krytykowanego przez
platformersów Krajowego Planu Odbudowy. Rzut oka na sposób przyznawania
Lubuskich Bonów Rozwojowych na które przekazano w województwie 40 milionów, nie
pozostawia wątpliwości – możliwości są ogromne, ale wszystko musi być
hermetyczne. Nikomu nie jest potrzebny kolejny Mejza, smród i aferalna
atmosfera.
Ni stąd, ni zowąd, wyrosła więc organizacja, która ma dać radę – tak aby
tort był dzielony również wśród swoich. Nie chcę przez to stwierdzić, że coś tu
jest nie tak, albo jest nielegalne! W tym wszystkim umyka fakt, że nad Wartą
jest już ważna oraz wpływowa organizacja – w dodatku z piękną i funkcjonalną
siedzibą w willi Jaehnego. Trudno oprzeć się refleksji, że ktoś próbuje budować
w kontrze do czegoś co już dobrze działa, ale tylko dlatego, że nie ma na to
wpływu.
Zza pudru troski o biznes wyziera zwykła zazdrość wobez ZIPH oraz chęć
współudziału w podziale finansowego tortu w przyszłości. Ta ostatnia, przy
wszystkich swoich wadach, choć zdecydowanie przeważają plusy i sukcesy – dość
przypomnieć, że prezes Jerzy Koralewicz został w tym tygodniu odznaczony państwowym
orderem, nie afiszuje się ostentacyjnie z przynależnością swoich członków do
określonych partii politycznych. Jest ponad tym wszystkim; to politycy są
dodatkiem – nie odwrotnie.
Na fakt, że samorząd przedsiębiorców organizuje aktywny polityk, należy
spoglądać jak na coś w rodzaju politycznej koterii. Ostentacyjne okazywanie
tego przez poseł Sibińską, to dla biznesowej organizacji nokautujący cios, a
nie nobilitujący ruch. Inna sprawa, że obserwowanie kolejnych mało
transparentnych ruchów tej doświadczonej oraz ambitnej parlamentarzystki, staje
się zajęciem nudnym i przewidywalnym: wiadomo, że na koniec i tak nic z tego
nie wyjdzie.
Napędzam swoją wyobraźnię, by zrozumieć, po co budować coś w kontrze do
Zachodniej Izby Przemysłowo Handlowej? Na myśl przychodzi mio tylko Hiro Onda –
japoński żołnież, który wiele lat po wojnie biegał po Filipinach z karabinem,
bo nie wiedział, że Cesarstwo Japonii skapilitowało. Politycy też wielu rzeczy
nie rozumieją, a według znawców przedmiotu, po wielu latach w parlamencie –
odklejają się od rzeczywistości. Tu często o poczucie, że jest się tak
zasłużonym dla miasta i regionu, że tantiemy z tego, należą się do końca życia.
Nieomylność, to ich drugie imię.