Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski
Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. Efektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze.
- To jednak prawda. Axel Vogel, minister
rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną
potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było
określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak, ówczesna marszałek
województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy
tej partii jeszcze tego samego dnia zapowiedzieli, że złożą do rządu wniosek o
ogłoszenie „stanu klęski żywiołowej”. Zimny prysznic przyszedł trzy dni
później, bo strona niemiecka zdementowała humbuga na temat rtęci. To co dla
jednych było ewidentną manipulacją, dla innych stało się politycznym paliwem.
Dementi na nic się zdało. Chwilę po rewelacjach
Polak na temat „rtęci w Odrze”, co zdążyła powtórzyć we wszystkich możliwych mediach,
które konsekwentnie zwalczały rząd, nad rzeką pojawił się Donald Tusk. Potem
żerował w jej dorzeczu jeszcze kilka razy. Był m.in. w Szczecinie, Krośnie
Odrzańskim oraz w okolicach Wrocławia. Zawsze w towarzystwie kandydatów KO do
Sejmu i Senatu. – Zatruwają rzekę. Zatruwają życie publiczne – perorował w
mieście, gdzie burmistrzem był jego obecny wojewoda, Marek Cebula.
Wizytom towarzyszyły wyreżyserowane spotkania z wędkarzami i wybranymi „mieszkańcami”
– jak się później okazało, byli to powiatowi działacze PO.
Nawet
rok później, na kilkanaście tygodni przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku,
gdy śnięte ryby na Odrze nie chciały się pojawić, politycy Koalicji
Obywatelskiej nadal straszyli, że katastrofa z pewnością się powtórzy. Nad Odrę
przyjechały połączone senackie komisje: samorządu terytorialnego i administracji publicznej oraz
nadzwyczajnej komisji ds. klimatu. - Chcemy przekonać do wagi tego problemu
wszystkich senatorów, niezależnie od tego, jaką opcję polityczną reprezentują –
mówił na konferencji prasowej senator Krzysztof Kwiatkowski.
Kampania wchodziła w decydującą fazę, ale śnięte
ryby nadal nie chciały się w nią zaangażować i nie wymierały. Odpowiedź na to
pytanie znalazł jeden z uczestników senackiego posiedzenia, senator Wadim
Tyszkiewicz (KO). - Dzisiaj ratuje sytuację wysoki stan rzeki, dlatego że duże
opady spowodowały, że Odra ma dosyć duże stany i ryby nie wymierają – tłumaczył
polityk. W tym samym czasie brandenburski dziennik „Maerkische Oderzeitung” opublikował artykuł pt. „Ciepłe ścieki z
papierni nad Odrą — czynnik ryzyka umierania ryb?".
- Zasolenie,
zanieczyszczenie, niska woda, wysokie temperatury. Wszystkie te czynniki
sprzyjają zakwitowi toksycznych glonów i doprowadziły do śmierci ryb w Odrze
rok temu – pisali niemieccy dziennikarze. Postawili przy tym tezę, że za
zatrucie Odry odpowiadały nie tylko przedsiębiorstwa z Polski, ale w dużo większej
skali te niemieckie. - PM2 Eisenhuettenstadt i Leipa w Schwedt,
odprowadzają do Odry ścieki o temperaturze powyżej 30 stopni – napisali.
To jednak na nic. Aż do końca kampanii wyborczej, choć bardziej nieśmiało,
politycy opozycji atakowali rząd Zjednoczonej Prawicy.
O co chodziło z tą Odrą, skoro rządzących
dzisiaj Polską, alarmujące sygnały z Niemiec interesują średnio? Powody są co
najmniej trzy. Pierwszy jest polityczny. W 2022 roku opozycja była w defensywie
i bez pomysłu na kampanię. Poobijana po mało odpowiedzialnej postawie wobec
wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej, szukała politycznego złota. To
znalazło się w Odrze Powód drugi dotyczy
Niemiec, które aktywnie wspierały opozycję w krytyce rządu, ale też widziały w
katastrofie paliwo realizacji własnych interesów gospodarczych.
I tu przechodzimy do powodu trzeciego. Niemcy intensywnie
zabiegali i zabiegają o to, aby zablokować inwestycje na Odrze. Chodzi o to,
aby rzeka nie była żeglowna. Jednym z ostatnich pomysłów, niestety ochoczo
podchwyconym przez polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska, jest powołanie na
Odrze Parku Narodowego Dolina Dolnej Odry. To będzie oznaczać zablokowanie
inwestycji.
Jako pierwsi rzucili ten pomysł aktywiści
Greenpeace, ale ma on swoich zwolenników nawet w polskim Sejmie, gdzie powstał
Zespół ds. Renaturyzacji Odry. W rzeczywistości, to próba zaciągnięcia hamulca
polskim aspiracjom, aby drogą wodną E30, przebiegającą przez Odrę, połączyć Morze
Bałtyckie w Świnoujściu z Dunajem w Bratysławie. Powód? Już dzisiaj niemieckie
porty na Bałtyku odnotowują gorsze wyniki niż polskie. - Skończy się tym, że
Odra zarośnie, a zadowoleni będą tylko Niemcy – mówi poseł Jerzy Materna,
były wiceminister ds. gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Teraz warto poczekać na głos rządzących, bo na
Odrze nie dzieje się dobrze, a zapowiadane upały tylko tą sytuację pogorszą.
Możliwe, że Odra już „nie żre”, teraz rządzący koncentrują się na obronie
granicy. Tej niemieckiej nie bronią, dlatego oprócz śniętych ryb, Niemcy przerzucają
przez Odrę uchodźców.