Przejdź do głównej zawartości

Lubuszanka w Europarlamencie? Jest na to duża szansa i następnej długo nie będzie. Wszystkie ręce na pokład!


Prócz podziału na tych z Gorzowa, Zielonej Góry i Szczecina, mamy niewątpliwie na europejskich listach Koalicji Obywatelskiej w okregu zachodniopomorsko-lubuskim podział na tych, którzy mieli odwagę i skłonność do ryzykowania własnej kariery w imię dobra wspólnego, a także tych, którzy podobnych sytuacji unikali jak ognia.

FOT.: Facebook

Robakiem, który zżera politykę w ogóle, jest nadmiar lanserów i pięknoduchów, a także deficyt ludzi odważnych. Z problemem mierzymy się od dawna, ale szczególnie wtedy, gdy stawką jest mandat w Brukseli. Jego zdobycie, to wypłynięcie na zupełnie inne wody, a samo znalezienie się na liście jednej z dwóch najważniejszych partii, to bilet do tego, aby jesienią starać się o miejsce na Wiejskiej. Kłopot w tym, że tym razem trzeba było zszyć antyPiSowską listę z kandydatów kilku partii.

Prawo i Sprawiedliwość w okręgu nr 13 postawiło poprzeczkę bardzo wysoko, bo Joachim Brudziński i Elżbieta Rafalska na jednej liście, to nie w kij dmuchał. Nie inaczej ostatnia pozycja dla wojewody Władysława Dajczaka, który walczy o głosy w okregu, gdzie biskupem jest jego brat Edward Dajczak. Zachodniopomorskie i Lubuskie to zagłębie zwolenników lewicy i partii liberalnych, ale jak w barszczu jest za dużo grzybów, to danie nie smakuje nikomu. Na korzyść „dobrej zmiany” przemawiać tu będzie aktywność Wiosny Roberta Biedronia, co przy specyficznej ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego, wcale nie musi sie przełożyć na mandat.

Dla Lubuszan przez kilka lat mocnym nazwiskiem była osoba prof. Bogusława Liberadzkiego ze Szczecina, który był eurodeputowanym dobrym, ale tylko dlatego, że nie było w tym regionie nikogo lepszego. To się zmienia wraz z pojawieniem się na liście KO do Parlamentu Europejskiego marszałek Elżbiety Polak.

Ona sama stawiała sobie poprzeczkę znacznie niżej, celując raczej w Senat i nie ma żadnych wątpliwości, że jesienią zostałaby wybrana.

Decyzją władz krajowych Platformy Obywatelskiej znalazła się na wysokim miejscu po bilet do Brukseli. W tej sytuacji, plasuje się obok Bartosza Arłukowicza w ścisłej czołówce po mandat, chociaż warto pamiętać, że wybory europejskie rządzą się innymi prawami niż parlamentarne. Tu bardziej od wyniku na regionalną listę, liczy się wynik dla całej listy w kraju, a następonie osobisty wynik kandydata.

To może kreować dla mniej zorientowanych wyborców pytania: na kogo głosować, aby oprócz Liberadzkiego lub Arłukowicza, mandat zdobył przedstawiciel KO z Lubuskiego?

Po kolei. Kolejny za marszałek Polak na liście, Witold Pahl nie walczy o mandat, lecz o wynik, który nie będzie gorszy niż pozycja na liście. Miejsce w jesiennych wyborach na listach do Sejmu ma przez Grzegorza Schetynę obiecane, a zatem obecność na euroliście, to jedynie weryfikacja tego, czy absencja w przestrzeni publicznej oraz warszawska wiceprezydentura od spraw nieprawidłowości przy prywatyzacji kamienic, miała wpływ na jego wizerunek. W tym sensie, głosowanie na Pahla jest poparciem człowieka uczciwego, doświadczonego i kompetentnego, ale jednak „zmarnowaniem głosu”. Oddanie go na E. Polak to gra o mandat z Lubuskiego, a kartka na Pahla bedzie miłym prezentem dla zasłużonego posła, lecz kontrproduktywnym w kontekście możliwości piastowania mandatu europosła przez kogoś z Lubuskiego.

Zrozumienie powyższego jest ważne, bo nie ma takiej sumy, której powszechnie szanowany w Lubuskiem profesor Liberadzki nie wyda, aby spędzić w Brukseli i Strasburgu kolejne pięć lat. Jest postacią największego formatu, ale przez ostatnie kilkanaście lat świat się mocno zmienił. Nowych problemow nie da się na poziomie europejskim rozwiązywać starymi metodami. Mocno mu w Gorzowie i Zielonej Górze ciąży lider SLD Bogusław Wontor, ale już za późno, aby przekonać zawiedzionych, że to był sojusz jedynie taktyczny i na mijającą kadencję.

Piętnaście lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej jest szansa na to, aby głos regionów był w niej bardziej słyszalny, a Lubuskie reprezentowane było przez kogoś, kto jest ikoną pozytywnych zmian w tym okresie. Owszem, mieliśmy już Artura Zasadę, który przy wszystkich swoich talentach, był i jest jednak kilka poziomów niżej niż marszałek Polak.

Tym, co decyduje o tym, że polityk jest w danym miejscu przydatny, jest jego doświadczenie. W Parlamencie Europejskim jest wielu byłych premierów, ministrów i wiceministrów, ale to jest atutem tej instytucji tylko do pewnego momentu. To właśnie dlatego PE zajmował się często sprawami błahymi i abstrakcyjnymi, takimi oderwanymi od realiów rumuńskiej Transylwanii, włoskiej Umbrii, wegierskiego Kraju Zadunajskiego czy polskiego Lubuskiego.

Paradoks – a może właśnie klucz do jej sukcesu – polega na tym, że choć na warszawskich salonach czuje się dobrze, a los wielu partyjnych działaczy zależy od jej podpisu, ani nie odleciała do wielkiej polityki, ani nie postawiła w swojej aktywności partii na pierwszym miejscu. Oczywiście, nie mogła lekceważyć wszystkich partyjnych wskazań o marnej jakosci, ot jak te w postaci Jerzego Ostroucha i Roberta Surowca w gorzowskim szpitalu, ale potrafiła we wszystkim zachować niezależność. Można do niej strzelać z kapiszonów, ale nikt nie zakwestionuje tego, że gorzowski szpital istnieje dzięki niej oraz ministerialnym decyzjom eksministra B. Arłukowicza.

Problem jest, ale gdzie indziej. Współpraca przewodniczacego Waldemara Sługockiego i marszałek Polak nie układa się niestety tak pięknie, jak to wygląda na oficjalnych fotografiach. Przykład pierwszy z brzegu. „Jak się nie dostaniesz, to będziesz musiała złożyć rezygnację” – miał powiedzieć do w tym tygodniu. Smutne, ale czego oczekiwać od kogoś, kto został już okrzyknięty „bratem bliźniakiem” senatora Władysława Komarnickiego. Koń jaki jest, każdy widzi.

Jest jeszcze na liście szefowa PSL Jolanta Fedak, która kandydowała już wszędzie i wiele razy, ale we wszystkim wyborach nie zdobyła nawet połowy tego, co tylko w wyborach samorządowych osiągnęła marszałek Polak. Jej miejsce na liście, to sygnał, że ma apetyt na Sejm, ale jeszcze ktoś musi na nią zagłosować.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...