Przejdź do głównej zawartości

Barwy kampanii. Moja lekcja dla opozycji, zanim dostanie mocne lanie.


Opozycja podobno ruszyła w teren, co osobiscie bardzo mnie cieszy, ale też nie wierzę w to, że uda im się dotrzeć dalej niż na Hawelańską w Gorzowie lub deptak w Zielonej Górze. Może przesadzam. W praktyce oznacza to, że czekają na sierpniowo-wrześniowy wysyp dożynek, rozmaitych świąt kartofla i podgrzybka, by kończyć sezon tuż przed wyborami jakimś Świętem Buraka.
               

          Wszystko rozpocznie się na Pol’and’Rock Festiwal w Kostrzynie, gdzie zjedzie tabun platformersów w białych koszulach, ale naturalna i szczera będzie tylko Elżbieta Polak i Anna Synowiec. Reszta będzie „słuchała” młodego pokolenia. Dobrze by było, aby poziom satysfakcji tych którzy będą chcieli słuchać, nie przewyższał satysfakcji tych, którzy od kilku lat chcą być wysłuchani.

        Jak sprzedać polityczny produkt?

Klienci tego nie kupią” – skonstatował jeden z menadżerów sprzedaży, na co w firmie rozpoczęła się wymiana opinii: VP i dyrektora zarządzającego z tym od sprzedaży, szefa marketingu z menadżerem operacyjnym, w końcu prezesa z zarządem i radą nadzorczą. Niestety, nikt nie zapytał potencjalnych klientów, co jest powodem, że tego nie kupią.

Obserwuję i słucham co mówią lubuscy politycy Platformy Obywatelskiej. Pracując w terenie od dawna, ot właśnie jak robił to świeżo upieczony europoseł Bartosz Arłukowicz, dzisiaj nie musieliby szukać ścieżek na przełaj. Nie organizowaliby konferencji o rozmowie z Polakami, ale z nimi rozmawiali. Do soboty ich wizja Polski była tak tajna, że nikt o niej nigdy nie słyszał. Teraz, gdy wszyscy usłyszeli, niezbyt wierzą – nie w wizję, ale w polityków, którzy ją prezentują.

Dlaczego? Bo pal licho, że opozycja nie słucha, ale ona popełnia jeszcze inny błąd, który było widać podczas ostatniej konwencji Platformy Obywatelskiej: mówi do ludzi, a nie ludziom. Niby to samo, takie sobie niuanse, ale doświadczenie trenerskie i polityczne podpowiada mi, że są tu zasadnicze różnice. Kiedy słyszę, że poseł Krystyna Sibińska, skądinąd pracowita posłanka i interesująca się Gorzowem, będzie się spotykała z wyborcami, a nie że się z nimi spotka, to dostaję pierdolca.

Drodzy Platformersi, to są ważne rzeczy. Chociażby dlatego, że kiedy obok siebie postawimy PiS-owską ściemę oraz Waszą nagą prawdę o ich rządach, to jest to jakoś tam do odróżnienia. Niestety w polityce takich sytuacji nie ma. Obie trzeba pięknie ubrać – ściemę i prawdę – a dopiero wtedy będą zjadliwe oraz nie do odróżnienia. Tu przechodzimy do kolejnego etapu i znów podzielę się doświadczeniem zawodowym.

Skuteczność przekazu wymaga, tu posiłkuję się Arystotelesem: etosu, patosu i logosu. Wiarygodności i doświadczenia, umiejętności wywoływania emocji oraz sprawności socjotechnicznej. Niestety opozycja leży na wszystkich trzech obszarach, a szczególnie tam, gdzie ważna jest wiarygodność. Ta sama obietnica, załóżmy zawrócenia biegu Warty lub budowy metra w Winnym Grodzie, złożona przez polityków PiS-u, dajmy na to przez Jerzego Maternę lub Elżbietę Rafalską, a także przez Marcina Jabłońskiego i Władysława Komarnickiego, będzie odebrana całkowicie inaczej.

Pomijając subiektywne odczucia, politycy opozycji w Lubuskiem, a co za tym dalej idzie również w kraju, no może z wyjątkiem kilkunastu osób, nie są już wiarygodni. Oprócz E. Polak, Tomasza Kucharskiego, Anny Synowiec czy Roberta Dowhana, żeden z lubuskich polityków nie kojarzy się z suckesem. Koniec. Kropka. Nie jest to ich wina. Tak jest i jeśli rzeczywiście Polska leży im na sercu, powinni się posunąć lub zmienić profesję. Odwiesić kancelarię prawną, wrócić do biura projektów lub otworzyć przygraniczną knajpkę.

Podam przykład. Eksposeł i wiceprezydent od kamienicznych wałków w Warszawie dr Witold Pahl. Jest erudytą z innej galaktyki i człowiekiem renesansu w najczystszej formie. Niestety, dawny mir opadł. Nawet partyjni towarzysze wiedzą, że choć jest wykształcony i dobrze wychowany, to politycznie ma na swoim koncie więcej skrytobójczych egzekucji, niż gorzowscy działacze PO wszyscy razem wzięci. Uprzejmy, wykształcony i dobrze wychowany, ale polityczny zabijaka. Kiedy więc taka maska z polityka spadnie, to nawet najfajniejsze deklaracje są mówieniem do ludzi, a nie ludziom. Ci ostatni już go nie kupują.

Wiarygodność liderów

Idźmy dalej. Może ktoś z opozycji to przeczyta. Weźmy pod lupę szefa Platformy Obywatelskiej. Jego sytuacja nie jest fajna.

To dramat człowieka porządnego, doświadczonego w administracji i wykształconego, ale obsadzonego na stanowisku, które go przerasta, i w świecie, którego mechanizmów nie do końca rozumie. Dramatem jest też grono pochlebców, którzy nie mają żadnej innej koncepcji kraju, regionu i partii, niż tylko budowanie własnej pozycji.

Senator Sługocki to cudowne dziecko lubuskiej Platformy Obywatelskiej, ale jako przewodniczący tej partii w regionie, uległ klakierom, kosztem ludzi, którzy życzą mu dobrze i są dla dla opozycji wartością dodaną. Ma problem z odróżnianiem spraw zasadniczych od błahych, ludzi mądrych od głupców z postkomunistycznym bagażem, przez co generuje powszechny wśród lubuskich opozycjonistów chaos. Teoretycznie ma wszystko, co idealny polityk mieć powinien: tytuł naukowy, fajny życiorys, jest przystojny i potrafi się ubrać. Brakuje mu, tylko lub aż, politycznego instynktu.

Żeby nie było, że znęcam się tylko nad platformersami, to uchylmy nieco drzwi w siedzibie SLD. Obserwacja i analiza tej partii w Lubuskiem, to gotowy materiał na książkę o lewicy pt. „Dzieje upadku”.

Jesienne wybory, to będzie najprawdopodobniej kres lewicy w jej dawnych bastionach, którymi był Gorzów i Zielona Góra. Bogusław Wontor był kiedyś mistrzem partyjnych układanek, ale dzisiaj nie ma już z kim układać.

 Partia jest zdziesiątkowana i gdyby nie platformerska kroplówka w postaci etatów w Urzędzie Marszałkowskim, o SLD w Lubuskiem można by mówić jedynie w czasie przeszłym. Oczywiście, przewodniczący SLD chciałby wrócić na parlamentarną scenę, ale kłopot w tym, że jeśli nie jest już na politycznym cmentarzu, to z pewnością leży gdzieś na katafalku.

Dla ewentualnej listy Koalicji Obywatelskiej byłby obciążeniem, co pokazał zresztą jego żenujący wynik w wyborach samorządowych. Inna sprawa, że w prokuraturze nie zakończyła się jeszcze sprawa finansowania partyjnych szkoleń w Łagowie, która dla całej lewicy – nie tylko tej lubuskiej – może być problemem. Jest w SLD wielu ciekawych ludzi, od Radosława Brodzika i Cezarego Wysockiego, przez Tomasza Nesterowicza, a na Jakubie Derech-Krzyckim, Tadeuszu Jędrzejczaku i Radosławie Korachu kończąc, ale póki Wontor politycznie żywy, oni o wpływie na partię mogą jedynie pomarzyć.

Dzisiaj twarzą lewicy w Lubuskiem jest bardziej Anita Kucharska-Dziedzic z Wiosny, której imponujacy wynik do Parlamentu Europejskiego musi budzić szacunek wśród polityków anty-PiS-owskiej opozycji.

Czy jest szansa, że pojawią się nowi?

Podobnie z PSL-em, gdzie wschodzącą gwiazdą jest wicemarszałek Łukasz Porycki oraz wiceprezydent Gorzowa Małgorzata Domagała. Trzeźwa ocena wskazuje, że jeśli ugrupowanie otworzy się na nowe nazwiska, których w Lubuskiem nie brakuje, a prezes Jolanta Fedak odsunie na bok własne ambicje, to jest spora szansa na mandat poselski. Gdyby dobrze pokombinowali, to przynajmniej w Gorzowie, jest też szansa na mandat senatora. Nie trzeba wiele: nazwisko z początku alfabetu – bo lista jest układana alfabetycznie, a nie z woli partii, kilka złotych więcej oraz mocny pazur, który zabije Komarnickiego.

Reszta figur opozycji ma problem. Są jak stare kasety ze Stilon-u, których nikt nie słucha, bo nie za bardzo ma kto. Potrafią wrzucić fotkę na fejsa, mają konta na Instagramie, ale coś nie gra jak trzeba. Ludzie wolą słuchać E.Rafalską niż K. Sibińską, obciachowego Marka Asta, niż stąpającego pięć centymetrów nad ziemią wicemarszałka Jabłońskiego. Opozycja wychodzi do ludzi i nawet nie kryje, że bardziej im zależy na przekonywaniu, niż słuchaniu.

Staję tu okoniem wobec wszystkich i nie dlatego, że mam jakieś urazy, kompleksy lub zadry, ale z jednego powodu: chcę być usłyszany nie tylko przez 5-5 tysięcy czytelników, którzy myślą podobnie, ale przez polityków Platformy Obywatelskiej, którz kolejny raz myślą, że ludzie na nich zagłosują, bo jak nie lubią PiS-u, to nie mają na kogo. To się zdziwią...



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...