Niby wszystko jasne, ale regionalnych
polityków i działaczy ogarnęła orgia spekulacji. To zdumiewające, że opozycyjne
partie działają odwrotnie, niż oczekują tego wyborcy – nie liczą się z ich
opinią. Chodzi o kształt list do Sejmu i Senatu oraz przyszłych kandydatów do
parlamentu. Partyjni liderzy, od Bałtyku przez Karpaty, pomiędzy Odrą i Wartą,
wymyślili sobie pojęcie „weryfikacja
wyborcza” i pod tym pretekstem dostaniemy zestaw od którego chce się
wymiotować.
![]() |
Fot.: wnp.pl/twitter/facebook/tvp.pl |
To jednak drobiazg wobec tego, że już dokonane
ustalenia na poziomie regionalnym, mogą zostać jeszcze przewrócone do góry
nogami. Polityka, także ta regionalna, potrzebuje nowych liderów, ale na
kartach wyborczych zobaczymy głównie heroldów nudy i ludzi zmęczonych życiem. Najsmuitniejsze
jest to, że „stare grzyby”, takie
purchawki, próbuje się nam przedstawiać jako symbole przyszłości.
Kilka niespodzianek jednak będzie i w tym właśnie szukam
iskierki optymizmu.
Są przynajmniej dwa powody, aby o tym pisać
dzisiaj. Po pierwsze – partie się wyalienowały od społeczeństwa. Obserwujemy
dobór negatywny na listy. Miejsca na nich znajdują ludzie, którzy rozumieją politykę,
ale nie otaczający ich świat. Po drugie – to są najprawdopodobniej już ostatnie
wybory w których zobaczymy postacie, które nadawały polityczny ton przez
ostatnie 20-25 lat.
I jeszcze jedno – wiek w polityce traktować należy
tylko w kategoriach socjologicznych. Można być młodym działaczem z etatem w
administracji o mentalnosci starego aparatczyka: tu wystarczy zaglądnąć do biur
Urzędu Marszałkowskiego. Można też być sędziwym samorządowcem, który energią
przebija druzyny sportowe: tu w Lubuskiem przykładów jest kilka.
Jedno jest pewne i to
widać w Lubuskiem jak na dłoni. Ostatni okres PiS-owskiej „smuty” dla wielu
polityków w Gorzowie i Zielonej Górze, nie był czasem kryzysu i odchudzania
się, ale jeszcze większego „tuczenia się”.
Prezydent Tyszkiewicz popularny, ale...
Największym problemem dla lubuskiej Platformy Obywatelskiej
są wybory do Senatu. Plany sprzed miesięcy rozłażą się i widać szwy, ale nikt już
tego nie zszyje. Sek w tym, że rozwiązania są, tylko nie bierze ich pod uwagę
przewodniczący Waldemar Sługocki.
Pierwsze z
nich dotyczy popularnego i zasłużonego prezydenta Nowej Soli Wadima Tyszkiewicza. Przeprowadzono profesjonalne
badania z których wyszło, że owszem – jest lubiany i popierany, ale tylko w
Nowej Soli. Za rogatkami miasta jest inaczej: mieszkańcy kluczowych ośrodków -
jak Żary, Żagań czy choćby Wschowa, wcale tej opinii nie podzielają. Trudno się
dziwić, przez lata, ten megaaktywny włodarz Nowej Soli zmienił miasto nie do poznania,
ale to nie musiało się podobać innym. Decyzja już zapadła: nie będzie ryzykował
startu do Senatu.
Problem w tym, że mógłby być rewelacyjnym
kandydatem na posła z list Koalicji Obywatelskiej, będąc dla niej prawdziwą
wartością dodaną i lokomotywą, co postulował nawet na swojej stronie prezydent
Zielonej Góry Janusz Kubicki. „Może jednak opozycja się przebudzi, a
Lubuskie przestanie być dla PO śmietnikiem” – napisał prezydent Kubicki.
Tyszkiewicz na liście do Sejmu, to zły sen dla
PiS-u, ale również dla „tłustych kotów”
z Platformy Obywatelskiej. W opozycji bardzo się upasły, a teraz wskakują na
tratwę ratunkową do Sejmu, bojąc się jesiennego „Armagedonu” w sejmikach. Tu
nikt się nie posunie, chociaż Tyszkiewicz dostałby więcej głosów niż jakichkolwiek
pięciu innych kandydatów.
Podobnie jest w Gorzowie. Tu niespodziankę
wszystkim zrobiła znana i popularna adwokat Anna Synowiec. Ze startem zwlekała długo, a przekonały ją wyniki
badań poznańskiej firmy, które były odwrotne, niż w przypadku prezydenta Tyszkiewicza:
jest znana i bez problemu pokonuje Marka
Surmacza z PiS. Nie ma elektoratu negatywnego, inaczej niż Władysław Komarnicki, a także – jako jedyna
– jest wskazywana przez ludzi, którzy są poirytowani sytuacja polityczną w
kraju. Czytaj: ma zdolność pozyskania dodatkowych głosów, których nie weźmie
nikt inny.
Nie bez znaczenia jest jej mniej lub bardziej
formalne poparcie ze strony PSL, Wiosny, KUKIZ, Razem oraz wielu organizacji
kobiecych. Jest raczej przesądzone, że w trakcie negocjacji partii na temat
wspólnych kandydatów do Senatu, to właśnie ona zostanie wskazana. Ma atut,
będący wadą dla PO – nigdy nie należała do żadnej partii politycznej, ale w
sejmiku była lojalna.
Bożenna schodzi ze sceny
Wiadomo, że wbrew zapowiedziom do Senatu z
poparciem PSL-u nie wybiera się była szefowa lubuskiej PO Bożenna Bukiewicz. Zawsze miała klasę i wie, kiedy trzeba zejść ze
sceny, szczególnie w sytuacji, gdy wiele cennych dla regionu przedsięwzięć,
zostało zrealizowanych, gdyż posiadało jej „imprimatur”. Pozostawia po sobie
wiele dobrego, choć może nie wszyscy o jej zasługach dla Lubuskiego wiedzą. A
powinni – przynajmniej studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego, ale nie tylko
oni.
Poza dyskusją byłaby faworytką, ale ma w sobie
więcej klasy niż 74-letni W. Komarnicki z Gorzowa.
Bukiewicz była za swoich rządów wielokrotnie
krytykowana, także w tekstach NW, ale układając listy wyborcze, zawsze
kierowała się logiką. To dlatego PO miała w ostatnich wyborach trzech
senatorów, a w zbliżajacych się może mieć tylko jednego, albo żadnego.
To dzięki jej dalekosiężnemu myśleniu platformersi
zawdzięczają osobę marszałek Elżbiety
Polak, czy przewodniczącego Sługockiego, ale też nowych liderów: Tomasza Kucharskiego, R. Dowhana czy Katarzynę Osos.
Trudno krytykować ją za postawienie w 2015 roku na
Komarnickiego w Gorzowie. Inaczej niż dzisiaj, wtedy rzeczywiście na fali
zwycięstw „Stali” był on nad Wartą lubiany i podziwiany. Jej decyzja była
najlepszą z możliwych. „On oszukał
Platformę, ponieważ mi osobiście przysięgał, że chodzi o jedną kadencję w
Senacie, która ma być wisienką koronujacą jego życiowe dokonania” – mówi dzisiaj
w rozmowie z Nad Wartą b. szefowa lubuskiej PO, po czym dodaje: „Szykowaliśmy Waldka na szefa, bo to był od
zawsze bardzo zdolny i utalentowany człowiek, ale wtedy mówił, że jak on będzie
szefem, to takich Komarnickich i innych w partii nie będzie”.
Wielu polityków kończy kariery gorzkim finałem,
ona odchodzi z podniesionym czołem i szkoda, że nie chce być senatorem.
Wiosna dla lubuskiej polityki nadchodzi od „Baby”
Lewica w Lubuskiem po latach bezhołowia nie musi
już szukać lidera, bo ten objawił się sam, a w wyborach do Parlamenru
Europejskiego potwierdził swoją wartość. Mowa o Anicie –Kucharskiej-Dziedzic z Wiosny, która już na sto procent
będzie „jedynką” do Sejmu na liście ułożonej z przedstawicieli SLD, Razem i
Wiosny. Nie jest to w smak Bogusławowi
Wontorowi, ale Włodzimierzowi Czarzastemu
i nikomu w SLD nie zadrży powieka, by dokończyć jego żywota.
Środowisko skupione wokół Wontora tworzyło
dotychczas zatruty ekosystem z którego przez lata nie wyrosło nic pożytecznego.
Poziom uprawianej przez niego polityki, a także standardy moralne i umysłowe,
mocno odbiegały od średniej krajowej Polaków.
Partia od
dawna ledwo zipie, podtrzymywana przy życiu środkami z budżetu europosła Bogusława Liberadzkiego i wisząc na
klamce o urzędowe posady u marszałek Elżbiety Polak.
Tak więc, kiedy Kucharska-Dziedzic poprowadzi do
wyborów prawdziwą i ideową lewicę, Wontor szuka swojego miejsca na listach
Koalicji Obywatelskiej u Waldemara Sługockiego. Ma je podobno obiecane, co
będzie ciekawe, ot chociażby z tego powodu, że w 2008 roku w „Gazecie Wyborczej”
inny kandydat z tej listy J. Wierchowicz powiedział o nim: „Wontor to beton”. Poza tym, miejsce dla Wontora oznacza
przesunięcie się reszty.
A Kucharska-Dziecic? To wykształcona liderka,
rewelacyjna dyskutantka i typ intelektualistki. Jest otwarta na nowych ludzi i
sprawdza się w ucieraniu stanowisk. Uzyskała rewelacyjny wynik w wyborach do PE
i nikogo nie powinno dziwić, że Robert
Biedroń stawia właśnie na nią.
Ludowcy po nowemu
Kto umie czytać
politykę ten wie, że tutaj wymagana jest cierpliwość, determinacja i twardy tyłek.
Polityczna droga szefowej lubuskiego PSL-u Jolanty Fedak była długa i kręta, ale
nie bez ogromnych wzlotów. Szerszej publiczności poza Lubuskiem dała sie poznać
jako minister pracy, ale w nadchodzących wyborach zobaczymy ją w roli „jedynki”
na wspólnych listach PSL i KUKIZ’15.
To wynik twardych
negocjacji. O pierwsze miejsce zabiegała
również powszechnie lubiana Olimpia
Tomczyk-Iwko z KUKIZ’15, która jeszcze nie zdecydowała, że powalczy o
mandat w Sejmie. Gdyby się zdecydowała wesprzeć listę i J. Fedak, może liczyć
na nagrodę po ewentualnej rekonstrukcji władz wojewódzkich jesienią.
Istnieje
też opcja jej startu z innej listy, a zabiegi o nią nikogo nie powinny dziwić:
jest przebojowa, błyskotliwie inteligentna oraz czuje politykę.
PSL-owcy stawiają na młodych, czego najlepszym
przykładem jest robiący furorę w regionie Łukasz
Porycki. Ten wicemarszałek z nadania ludowców, podobnie zresztą jak
należąca do partii wiceprezydent Gorzowa Małgorzata
Domagała, to dzisiaj jasne gwiazdy polityki. Niestety, ta ostatnia nie
wybiera się do parlamentu.
Reszta bez zmian
Innych niespodzianek już nie będzie. PiS-owcy stawiają
na twarze zmęczone pracą, polityką, a w jednym przypadku - nawet alkoholem. Postawią
na urzędników i radnych, którzy wyników nie podkręcą, ale wstydu też nie
przyniosą. Wiedzą jaki jest cel i działają jak u Orwella: „Napoleon ma zawsze rację, musimy więcej pracować”.
Platformerska lista jest ciekawa z punku widzenia
teatru polityki, choć wszystko rozegra się również pod dywanem. Układ na liście
skazuje na bratobójczą walkę polityków z Gorzowa.
Lubiana przez wyborców w subregionie gorzowskim Krystyna Sibińska i pracujący po cichu
jak mrówka Tomasz Kucharski, będą konkurować
z potrafiacym zbierać głosy Witoldem Pahlem.
Taka właśnie kalkulacja towarzyszyła twórcom układu na liście: lista bedzie zbierać głosy, ale wiekszość mandatów i tak będzie z Południa.
Nie pomaga Tomasz Aniśko z Ośna Lubuskiego i Maricn Jabłoński z oddalonych kilkanaście kilometrów Słubic. Pierwszy mandat zgarnie, drugi pomoże kandydatom zielonogórskim, tradycyjnie od lat dziewięćdziesiątych wybory do Sejmu przegrywając.
Nie pomaga Tomasz Aniśko z Ośna Lubuskiego i Maricn Jabłoński z oddalonych kilkanaście kilometrów Słubic. Pierwszy mandat zgarnie, drugi pomoże kandydatom zielonogórskim, tradycyjnie od lat dziewięćdziesiątych wybory do Sejmu przegrywając.
Jak mówi arabskie powiedzenie: nigdy nie wiadomo,
które dźbło trawy złamie grzbiet wielbąda.
Jak „gwiazdka z nieba” całej trójce spadł skandal z J. Wierchowiczem,
którego szanse na mandat istotnie zmalały i nie jest nawet powiedziane, że
utrzyma miejsce na liście. „Będzie dla
nas obciążeniem” – mówi jeden z członków Rady Regionu PO. Problemem jest
też osobista niechęć przewodniczącego Grzegorza
Schetyny do ambitnego polityka z Gorzowa, a także silne wpływy W. Pahla.
Absencja Wierchowicza na liście jest na rękę
dosłownie każdemu z gorzowskich kandydatów. Mandaty z tej części regionu będą
najwyżej dwa, a chętnych jest trzech i pół: Sibińska, Kucharski, Pahl i ten czwarty.
Wszystko co zostało napisane, to wróżenie z fusów,
a właściwie partyjnych mętów. PiS nie ma z kim przegrać, a my nie mamy na kogo
głosować. Można zaufać jeszcze raz i postawić na tych z Lewicy, PSL oraz
Koalicji, którzy są w wielkiej polityce nowi, ale ryzyko jest duże.