Przejdź do głównej zawartości

Barwy kampanii


Nie wystarczy umieć obsługiwać Facebooka, by wygrać wybory. Na poziomie regionu takiego jak Lubuskie, polityka uprawiana w internecie jest ważna, ale upłynie w Warcie i Odrze jeszcze sporo wody, zanim będzie to narzędzie kluczowe. Zdaje się, że czołowi lubuscy kandydaci zrozumieli, że klucz do sukcesu leży w terenie: miasteczkach, gminach i wioskach. Polityka zatoczyła koło, wyszła z mediów i znów jest na ulicach.


         Całkiem inną kwestią jest to,  czy te interakcje są szczere, bo na takich spotkaniach politycy wciąż odczytują pożółkłe karteczki z lat minionych. Oby wyborcy mieli pamięć dłuższą niż złota rybka.

      Znana jest bowiem metafora: złota rybka posiada pamięć doskonałą, ale bardzo krótką. Pływając w akwarium, już pod koniec pierwszego okrążenia zapomina, co widziała przy pierwszym. Podchodząc do drugiego, wszystko co widzi, jest dla niej nowe i świeże. Podobnie jest z wyborcami: pamięć mają krótką i choć słyszą od lat to samo, wydaje im się, że to coś nowego.

PiS osierocony

        Trudno mobilizować wyborców, gdy lokomotywa odjechała do Brukseli. Kampania PiS-u bez Elżbiety Rafalskiej wymaga od kandydatów prawdziwego wysiłku, bo choć Marek Ast i Jerzy Materna są na Południu powszechnie lubiani, do byłej minister bardzo im daleko.

     Mocno rozbłysnął za publiczne pieniądze wojewoda Władysław Dajczak, który osobowoscią do Sejmu pasuje jak siodło do krowy, ale z drugiego miejsca pensję na Wiejskiej ma gwarantowaną. To dobrze dla województwa, bo choć urzędował przy Jagiellończyka długo, był to czas obciachu, wpadek i przysłowiowej „wiochy”. To polityk bez doradców, bez zaplecza i na politycznej łasce partyjnych bonzów z Zielonej Góry.

        Na liście jest też były wojewoda Stanisław Iwan, syn byłej minister Tomasz Rafalski, ekssenator i wicemarszałek Elżbieta Płonka czy Piotr Barczak. Jest też była prezydent Zielonej Góry Bożena Ronowicz i poseł Jacek Kurzępa.

        To nie są nazwiska na miarę Rafalskiej, ale każda z tych osób osiągnie wynik powyżej kilku tysięcy głosów. Lista nie jest zbudowana pod lidera. Każdy ambitny polityk otrzymał miejsce w szeregu i ma do wykonania jeden cel: uzyskać dobry wynik.

   Gorzowscy zwolennicy PiS z nadzieją spoglądają na kandydaturę Sebastiana Pieńkowskiego. Nie jest mu łatwo, bo to jego trzecia kampania wyborcza, ale tym razem może się udać.

      Stawka tegorocznych wyborów jest dla niego olbrzymia: jeśli nie wygra, przylgnie do niego łatka „niewybiertalnego”. Dla tak młodego polityka, to poważne obciążenie, nawet jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jego wewnątrzpartyjnych przeciwników w Gorzowie, dziesiątkować będzie biologia. Ambitny wiceszef Rady Miasta czuje presję i widać, że tym razem sięgnął do portfela głęboko.

      Sporo zyska na tym miasto, bo to polityk mocno samorządowy i nie zmieni się to nawet wtedy, gdy środek ciężkości jego aktywności zostanie przeniesiony do Warszawy. 

Wyborczy egzamin na lidera Koalicji Obywatelskiej

     Myli się ten, kto by myślał, że ostatnie cztery lata były w lubuskiej Platformie Obywatelskiej żałobą. I nawet teraz, gdy partia w regionie, podobnie jak w całym kraju, przygotowuje się na przegraną, muzyka wciąż gra. Wszyscy sobie wzajemnie klaszczą jak foczki obiema płetwami, jedzą z dzióbków i poklepują się po plecach.

      Chociaż wydaje się to dziwne, dla wielu mieszkańców województwa, politycy tej formacji nie są opozycją, bo Platforma Obywatelska ze swoimi rządami w samorządzie wojewódzkim, ma się dobrze jak nigdy. To rodzi oczywiście problemy. Kiedy krajowi liderzy opozycji krytykują funkcjonowanie szpitali i SOR-ów, wszyscy spoglądają na szefów lubuskich spółek szpitalnych, a oni są najczęściej członkami Platformy Obywatelskiej.

    Jest jeszcze inny problem z politykami PO. Oni zachowują się jak drużyna przegrywająca mecze, a potem obciążająca za to publiczność.

      Lista wyborcza do Sejmu wskazuje, że prywatne aspiracje musiał na bok odsunąć jedynie lider tego ugrupowania Waldemar Sługocki. Partyjna wierchuszka za nic miała tutejszy elektorat i pierwszą pozycję oddała kandydatowi Zielonych Tomaszowi Aniśko. Lider zdaje się być nim tylko dla siebie i garstki swoich ideowych zwolenników, ale za to senator Sługocki wrzucił wyższy bieg i nie ma dziś imprezy, miejscowości lub wydarzenia, gdzie by go nie było. Poobijany decyzją włądz partii, musi pokazać wszystkim, kto jest prawdziwym liderem. Jest więcej niż pewne, że ta misja powiedzie się sukcesem i będzie to osobisty sukces tego polityka.

      W Gorzowie absolutnym liderem jest Krystyna Sibińska, która świeżością kampanii, aktywnością oraz wiarygodnością, deklasuje rywali z listy. Trzeba to uczciwie stwierdzić: pracowała nie tylko przed wyborami, ale przez całą kadencję. O niewielu politykach gorzowskiej PO można powiedzieć, że mieli chwile lepsze i gorsze, ale tych pierwszych było zdecydowanie więcej.

      Co z tego, skoro lista jest ułożona na konflikt i wzajemną rywalizację na których do Sejmu ma wejść nieszkodliwa dla nikogo w partii Katarzyna Osos. Nie wiadomo, czy będzie drugi mandat z Gorzowa, ale wiadomo, że mocno walczą o niego Marcin Jabłoński, Witold Pahl, Jerzy Wierchowicz i Tomasz Kucharski.

     Każdy ma swoją strategię. Jabłoński udaje miłość do Północy – chociaż za każdym razem, gdy pełnił jakąś funkcję, nie odbijało się to szczególnie dobrze dla subregionu gorzowskiego. Kucharski wiosłuje bardzo powoli, jakby czekał na ostatnią prostą, a Wierchowicz próbuje się wynurzyć spod politycznej wody, podczepiając się pod Władysława Komarnickiego. Ich wyborcze wizualizacje irytują jak komary w letni wieczór, ale widać w tym zamysł stawiającej na młodych Platformy Obywatelskiej – obaj razem mają już 142 lata. Zagadką pozostaje Witol Pahl, który wyniki robić potrafi, ale ostatnie lata, to nie jest jego najlepszy okres. Jego realną walutą jest ekspercka wiedza z zakresu prawa konstytucyjnego.

       Na listy PiS-u czekali wszyscy, gdy opublikowane zostały te Platformy Obywatelskiej, żadnego zaskoczenia nie było. Były uszyte grubymi nićmi, a cały proces ich kształtowania podszyty ściemą. Efekty będą jesienią i to raczej ze wskazaniem na PiS i Lewicę, która upasie się kosztem jednego lub dwóch mandatów od platformersów.

Renesans lewicy z dinozaurem na pokładzie

        Swój renesans ma szansę przeżyć Lewica pod wodzą przebojowej Anity Kucharskiej-Dziedzic. Swój maraton rozpoczęła podczas wyborów samorządowych, następnie startując z Wiosny do Parlamentu Europejskiego, a teraz w roli liderki Lewicy do Sejmu. Wyborczy sukces ma gwarantowany, ale co gorsze – ciągnie za sobą ogon.

       Lewicowa dwójka na liście Bogusław Wontor jest hamulcowym, a nie liderem listy. Niestety, metoda D’Hondta sprawia, że wiele wybitnych osobistosci z polityki wypada, a miernoty często triumfują. Różnice ideowe oraz intelektualne pomiędzy Kucharską-Dziedzic a Wontorem są głębokie jak Rów Mariański, a najbardziej żenujące jest to, że za szefem SLD nie stoi dosłownie nikt poza nim samym. 

       Jeśli jednak lewica uzyska w Lubuskiem dwucyfrowy wynik, „psim swędem” może się prześlizgnąć i na Wiejską wrócić.

     Pozostaje pytanie: dlaczego lista Lewicy jest aż tak bardzo antygorzowska? Taki przekaz płynie z faktu, że dwa kluczowe miejsca zajmują politycy z Południa. Wontor jak zwykle wszystkich ograł, a konkurenta miał poważnego i nie bez szans: były prezydent Gorzowa Tadeusz Jedrzejczak znów jest na fali wznoszącej. To byłby pomysł na „zmartwychstanie” lewicy nad Wartą, bo zła passa tej formacji od czasów pochowania jej przez Marcina Kurczynę i Jana Kochanowskiego, jeszcze nie minęła.

        Lewicowym ortodoksom z Gorzowa pozostaje lubiany i aktywny Leszek Sokołowski z Gorzowa lub Bernard Łysiak ze Słubic. Obaj kandydaci mają ograniczone środki i mośliwości, ale przy dobrym wyniku Lewicy w Lubuskiem i drugim miejscu na jej listach dla Wontora, wszystko może się wydarzyć. Wystarczy głosować na jedynkę lub każdego innego kandydata z wyjątkiem pozycji numer dwa.

PSL i silne łokcie Łukasza Mejzy

    Póki co, na front walki o przekroczenie progu w Lubuskiem rzucone zostały najważniejsze persony PSL-u, który startuje z dopiskiem Koalicja Polska.

      Tutaj, oprócz eksminister Jolanty Fedak, gwiazdą jest wicemarszałek Łukasz Porycki, ale nie brakuje też innych ważnych działaczy: Jana Świrepo ze Strzelec Krajeńskich czy wicemarszałka Stanisława Tomczyszyna.

     Nie brakuje mocnych zawodników z innych formacji: Wioletty Haręźlak i Łukasza Mejzy. Dobre wyniki potrafią robić oboje, ale aktywność Mejzy w regionie jest spektakularna. On sam do zdobycia mandatu kosztem liderki PSL jest zdeterminowany po jakobińsku i dlatego zagrał va banque o całą pulę. Liczba jego plakatów i banarów rośnie jak na drożdżach, ale na wsparcie struktur PSL liczyć nie może.

       Dla elektoratu PSL młody i ambitny Mejza nie jest wiarygodny, dlatego głosy musi łowić wszędzie indziej. Wiatr wieje mu w żagle, bo jeździ od gminy do gminy i pokazuje nową twarz ludowców. Łatwo jednak przewidzieć, że jeśli PSL-owi się uda, to posłem będzie jednak Fedak.

        W przypadku tej formacji ciekawsze jest to, co będzie po wyborach. Nawet jeśli PSL Koalicja Polska do Sejmu nie wejdzie, tej jesieni będzie o ludowcach bardzo głośno w Lubuskiem. Wejście byłej minister do Sejmu byłoby wydarzeniem, ale sromotna porażka PO, to niemal pewne roszady w zarzadzie województwa. „Jesienią będziemy oceniać umowę koalicyjną” – uważa liderka ludowców.

Bez Łopatowskiego mogą o mandacie pomarzyć
   
       Poza głównymi partiami jest jeszcze Konfederacja Wolność i Niepodległość, ale tutaj na uwagę zasługuje jedynie kandydatura mecenasa Krzysztofa Łopatowskiego.

       Nie wiadomo, jaka kalkulacja towarzyszyła twórcom listy, którzy jej liderem uczynili Krystiana Kamińskiego, ale lista w kształcie zaproponowanym w Lubuskiem ma formę groteski.

      Jeden mądry, doświadczony i przyzwoity Łopatowski, to wszystko co można o tej liście powiedzieć dobrego.

     Co dalej?

Na dzisiaj nic się w polityce nie zmienia i dobrze, bo to już ostatnia kampania oraz ostatnia kadencja, gdy dobór negatywny na listy wyborcze, przyjmowany jest przez wyborców jako właściwy.

Czas miernych, wiernych i biernych właśnie dobiega końca, choć beneficjenci tego systemu jeszcze nie zdają sobie z tego faktu sprawy. Myślą, że przynależność do tej lub innej partii jest ich polisą na przyszłość, ale jest całkiem inaczej. I dobrze.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...