Nie jest to
informacja z kategorii wyjątkowych newsów, ale w gorzowskiej Platformie
Obywatelskiej wywołuje spore emocje. Skompromitowany szef sejmiku wojewódzkiego i sekretarz lubuskiej Platformy Obywatelskiej
oficjalnie włączył się w kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej.
To
zdumiewające, że Tomasz Możejko wraca
z wygnania z namaszczeniem senatora
Władysława Komarnickiego, ale też nie można robić temu ostatniemu zarzutu z
faktu, że swoim politycznym „wałachem”
uczynił osobę operacyjnie utalentowaną. Można o Tomaszu Możejce napisać wiele
złego, ale powiedzieć, iż jest sprawny operacyjnie w terenie, to nie powiedzieć
nic. Ma organizacyjny talent i dużą wyobraźnię.
Niektórzy
już się o tym przekonali. Z właściwym sobie nadęciem, próbował ustawiać w
imieniu kandydata dziennikarza, ale misja zakończyła się niepowodzeniem.
Jego
polityczną karierę nad Warta obciąża „mokra
robota” wobec tutejszych liderów Platformy Obywatelskiej. Na próżno szukać
kogoś, kto zaszkodził im bardziej niż Mozejko. I właśnie dlatego, granda
widoczna jest jak na dłoni.
Część problemu polega na
tym, że Możejko po zmarginalizowaniu w Platformie Obywatelskiej, zdążył już
współpracować niemal ze wszystkimi – ludźmi dawnej „Samoobrony”, ale również z
Kukiz’15 i posłem Jarosławem Porwichem
z PiS osobiście. Dzisiaj postanowił kolejny raz zadrwić z działaczy Platformy
Obywatelskiej w Gorzowie.