Przejdź do głównej zawartości

Dla polityków nie ma mostów, które byłyby za daleko


Rzadko w przedwyborczych deklaracjach jest więcej niż jedno ziarno prawdy. Polityczne wygi wiedzą, że wyborcy mają pamięć krótką, a dziennikarze nie zawsze mają odwagę zapytać.



     Wybory to czas szczególny, gdy wiara w prawdomówność polityków jest nokautowana przez tanią propagandę. Próba obnażania wyborczej ściemy, to orka na ugorze. Politycy mocno się wycwanili i każdą krytykę określają mianem „hejtu”. 

      Ta narracja jest dla nich tym, czym papierowa torebka dla alkoholika. Pozwala ukryć swoje prawdziwe oblicze. W tym okresie kandydaci gwałcą wszystkie standardy, a na prawdzie wyżywają się nawet grupowo. Odnosząc to do kinomatografi, dla nich nie ma mostów, które byłyby za daleko. Politycy laną przez siebie wodą, a także tą robioną z mózgów zwykłym ludziom, są w stanie ugasić wszystkie lubuskie pożary.

       Przykład pierwszy z brzegu. Jednocześnie subtelne rozliczenie wyborczego kłamcy, jak się jednak okazuje. „Tak to prawda, udało mi się pozyskać inwestora. Zabiegałem o tę grupę kapitałową przez pół roku. Rozmowy prowadziłem osobiście i pierwszy raz w historii jest szansa, żeby młodzi ludzie w Gorzowie zarabiali tak, jak zarabiają biali ludzie na całym świecie” – mówił w swoim programie „Zdaniem Komarnickiego” przed wyborami w 2015 jeden z dzisiejszych kandydatów.

      Rychło jednak okazało się, że to zwykły humbug, czy po prostu oszustwo – jak kto woli. Inwestycji jak nie było tak nie ma i nigdy nie będzie. Mowa o firmie, która miała powstać w Parku Słowiańskim. „Osobiście jestem we wszystkich rozmowach i o wszystkim jestem informowany ze wszystkich stron” – dodał bohater wyborczej ściemy Władysław Komarnicki.

        Nie on pierwszy i nie ostatni. Język z łańcucha spuszczają przed wyborami dosłownie wszyscy. To pewnie przypadek, że działki przy ulicy Myśliborskiej kolejny już raz stają się głównym leitmotivem kampanii wyborczej Sebastiana Pieńkowskiego z PiS. Czarował nimi przed wyborami samorządowymi, spektakl próbuje powtórzyć przed parlamentarnymi. Jeśli się uda i nie skończy na deklaracjach, a jest osobą o wiele bardziej wiarygodną niż rubaszny senator, czapki z głów. „To nasz złoty pociąg” – kwituje prezydent Jacek Wójcicki i to daje do myślenia, bo tego ostatniego jeszcze nie znaleziono.

      Aż się człowiek wzdryga, gdy przed kolejnymi wyborami ogląda „chocholi taniec” polityków w szpitalu. Najlepszą tego ilustracją jest przedwyborcze podpisanie aktu erekcyjnego pod budowę nowej części szpitala, czemu asystowali wszyscy możliwi kandydaci: od Jerzego Wierchowicza i Tomasza Kucharskiego, przez "senatora Dyzmę", a na wojewodzie i kandydacie Władysławie Dajczaku w jednym, kończąc. Scena ze szpitala miała coś z teatru absurdu: erupcja propagandy i wyborcze nurkowanie ku dnu. Sporo szumu wokół sprawy ważnej, ale niepotrzebnie upolitycznianej.

      Grubo ciosane zdania od lat wypowiada Marek Surmacz. Ich esencją nie zawsze jest sens, ale zawsze sensacja. Nie mógł zawieść przed wyborami. „Panie prezydencie, niech pan sobie pod domem postawi takiego smroda” – powiedział o wytwórni mas butomicznych, która miałaby powstać na Walczaka. Problem w tym, że inwestycja powstanie, bo zgodę na nią wyraziła podległa mu instytucja. Inaczej mówiąc, pic na wodę i fotomontaż z grubo ciosanymi oburzeniami.

     Inasza inność to postawa kandydatów w terenie. Taki Komarnicki i Wierchowicz mają nawet swój wkład w jej nową jakość. Dotychczas kandydaci podchodzili do wyborców, ale oni próbują tą sytuację odwrócić: idąc po dozynkowych placach oczekują, że wyborcy będą podchodzić do nich. Efektów jeszcze nie ma, ale kto wie. 

    Z nimi jest jak w anegdocie Antoniego Słomińskiego z czasów PRL. Przyjmował delegazję z ZSRR i na pytanie komunistycznego dygnitarza, gdzie mógłby się wysikać, odpowiedział: Wy, towarzyszu, możecie wszędzie. Oni też.

       Czy to wszystko mnie dziwi? Mnie nad Wartą już nic nie dziwi od lat. Polityczną walutą polityków jest ściema, a moją bronią pióro. Oni nie są wybitni, tylko cwani, ale przed wyborami chcą być postrzegani wyjątkowo. Nie będą.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...