Przejdź do głównej zawartości

Na zdjęciach wygląda pięknie, ale rzeczywistość jest inna.


Wciskanie kitu, to najbardziej mi znana dyscyplina w jakich prezydent Gorzowa zawsze wypadał lepiej od innych. O jego braku rozumienia spraw miasta mówią nawet urzędnicy.

FOT.: UM Gorzów

      Tych kilka linijek będzie o tym, co na sto procent już miało być, ale zaistniało tylko na poziomie werbalnym. Inaczej mówiąc, będzie o „ściemach” prezydenta Jacka Wójcickiego. Może nie wszystkich, bo to studnia bez dna, ale o tych kluczowych.

    Mam poważne przekonanie graniczące z pewnością, że nad Wartą dobra pamięć jest sierotą. Nie widać, by dziennikarze kolejny raz cytujący włodarza miasta, sięgali do tego co mówił rok, dwa i cztery lata wcześniej. On tą sytuacje ochoczo wykorzystuje: dzisiaj powiem, aby ładnie wyglądało, a za miesiąc i tak wszyscy zapomną. Taka kalkulacja towarzyszy właściwie wszystkim bulwersującym wydarzeniom w mieście.

     Pal licho, że nikt nie pamięta jego opowieści o Cerrefurze, Leroy Merlin czy Auchanie na deszczniańskich polach. To opowieści prehistoryczne i pamiętają je tylko czytelnicy z długimi brodami. Teraz sprawa jest poważniejsza i wbrew jego słowom, Gorzów to nie jest taka sama gmina jak Deszczno, tylko trochę większa. 

   Prezydent zderza się czołowo z konsekwencjami zaniechań z pierwszego roku urzędowania, gdy pozując na mądrzejszego niż jest, postanowił na siłę korygować pomysły poprzednika. To jeszcze nic. Największym dramatem było to, że z rzeszą nawiedzonych aktywistów, zaczął je konsultować. Konsultacje poprzedziły konsultacje o konsultacjach i nie jest to publicystyczna hiperbola.

     Złą passę rozpoczęło rondo na Walczaka, a potem problemy były ze wszystkim. Efekty są widoczne gołym okiem. Oprotestowana alejka na Staszica jest taka sama jak w czasie gdy paradowała po niej Marta Bejnar-Bejnarowicz w kasku budowlańca w 2014 roku. Kostrzyńska będzie przypominać drogę z Bogdańca do Gostkowic. „Terminowa” przebudowa Sikorskiego przyczyniła się do rozwoju lokalnej przedsiębiorczości. Tramwaje przywitane w kampanii przez śmietankę polityków z dumą jeżdżą po gorzowskich arteriach. „Płuca gospodarcze” miasta, jak określił teren przy ulicy Dobrej prezydent, w całości zostały sprzedane. Strefa inwestycyjna ma wreszcie zapowiadanego inwestora, a na Myśliborskiej stanął „złoty pociag”. Tyle żartów, choć pokusa obśmiania Wójcickiegojest ogromna.

      Kolejny już przetarg na budowę Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu nie zakończył się sukcesem, bo kwota 104 milionów, to znacznie więcej niż miasto na tą inwestycję przygotowało. 

     Prezydent zapowiada, że przedsięwzięcie zrealizuje choćby się paliło i waliło, ale ta narracja rozłazi się w szwach, jeśli skonfrontować ją z innymi wypowiedziami i na temat innych przedsięwzięć. Jest też inny szkopuł. Gdyby inwestycja była realizowana tak jak zakładano już od 2015 roku, kosztowałaby ponad 50 milionów, co przy dofinansowaniu w ramach ZIT w wysokosci 29 milionów stanowiło połowę. Dzisiaj kwota dofinansowania, w konsekwencji zaniechać administracji Wójcickiego, to zaledwie 25 procent. Czarnym snem jest sytuacja w której CEZiB nie powstanie nigdy.

    Rzecz jasna, wszyscy rozumiemy problemy na rynku budowlanym, ale ostatnią rzeczą jaką można zaakceptować jest pudrowanie rzeczywistości, a wręcz zwykłe polityczne konfabulacje. W obszarze „soft power”, takiej miękkiej siły oddziaływania przez propagandę i PR Gorzów radzi sobie dobrze. To paliwo na którym można jechać, ale niezbyt daleko.
    
    Krótkoterminowe efekty są. Inwestycyjne błędy i bałagan spowszedniał wszystkim tak bardzo, że doszliśmy do miejsca, gdy stwierdzenie „Niech robią, aby kiedyś skończyli” ma więcej zwolenników, niż „Ucieka nam cenny czas i okazja, która się już nie powtórzy”. Tymczasem prezydent tydzień po oficjalnym ustaleniu harmonogramu robót na Sikorskiego oświadcza, że osobiscie nie wierzy, by termin został dotrzymany. Tak właśnie zwjanie miasta wypiera obszary w których miasto powinno się rozwijać.




Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...