Senatorem został leciwy
staruszek. Izba zadumy stanie się izbą zadymy, a Gorzów potwierdził stereotyp
grajdoła bez perspektyw. Lokalnym politykom to na rękę, bo w mętnej wodzie
pływaj każdym stylem, choć najczęściej stylu nie mają.
Dwa przykłady: wygrana 74-letniego postkomunisty do Senatu ze znaną
adwokat, samorządowcem i radną wojewódzką. I przykład drugi: zyskanie miana
miasta z najmniejszą frekwencją wyborczą, przy historycznej frekwencji w całym
kraju. Jeśli dla „funu” dorzucić tu te wszystkie samobójstwa, zabójstwa i
osiedlowe ekscesy, to postrzeganie miasta nad Wartą z perspektywy sycylijskiej,
wcale nie jest publicystyczną przesadą.
Wszystko co powyżej, to doskonała
podstawa do tego, by do Gorzowa przyjeżdżali najlepsi inwestorzy i aby stworzyć
tutaj silny ośrodek akademicki. Bo gorzowianie przywiązują się do bylejakosci i
pokazali to wielokrotnie.
Najpierw polityka. Skoro posłem był nawet Jarosław Porwich, starostą jeszcze przez kilka
dni pozostaje Michał Wasilewski, a na radnych są wybierani ludzie, którzy nie
mają pojęcia o mieście, oznacza to, że nad Wartą swoją szansę mieli już
dosłownie wszyscy.
Nasza regionalna polityka dociera do granicy swoich
kadrowych możliwości i nie oszukujmy się, że znajdą się w niej mądrzejsi od
tych, którzy byli lub nadal są. Nie znajdą się i jeśli to zrozumiemy, nie
będziemy się co wybory rozczarowywać.
Faktem jest, że nawet ci teoretycznie na
poziomie, ot taki Pahl czy Wierchowicz, wbrew publicznej kreacji, na wolnym
rynku pracy i bez polityki, wiele nie znaczą. W tym kontekście nie dziwi, że w
mieście gruchnęła wieść, że następcą wojewody Dajczaka mógłby zostać największy
płatnik alkoholowej akcyzy z list PiS.
Największym przegranym kolejnych już wyborów jest Sebastian Pieńkowski z
PiS. Nie miał w ostatnim czteroleciu dobrej passy i przegrał wszystko, co
przegrać można. Teraz pozostaje mu wisieć na pasku partii, bo na pozapolitycznym
rynku pracy może być co najwyżej ekskluzywnym stróżem, a do żadnych wyborów już
go nigdy i nikt nie wystawi. Jest po prostu niewybieralny poza samorządem,
który powinien być dla niego priorytetem.
Dobrze, że do parlamentu weszła lewica, a dokładniej piekielnie
inteligentna Anita Kucharska-Dziedzic. Jest z Zielonej Góry, ale lepszy rydz,
niż nic, bo Wontor Gorzowowi życzył i życzy głównie źle. Ogólnopolsko przejęcie
Senatu przez opozycję nic dobrego Polsce nie przyniesie. Potwierdzi tylko to,
co wiemy już od bardzo dawna: że Platforma i ekpia „dobrej zmiany” są sobie
potrzebne do funkcjonowania. Będą kłótnie i awantury na pełny gwizdek, bo
PiS-owcy i PO-owcy to jeden zestaw do wywoływania emocji. Te dwie partie są jak
Paweł i Gaweł, głupi i głupszym Bolek i Lolek czy Flip i Flap. Bez siebie nie
istnieją. Izba zadumy stanie się izbą zadymy.
Jeśli Gorzowianie są z siebie dumni, to warto tu zaznaczyć, że Władysław Komarnicki
nie będzie Konradem Adenauerem, Elżbieta Płonka rozumie już bardzo niewiele i
nie będzie Elżbietą Rafalską, a Władysław Dajczak prawi patetyczne kazania, ale
z nim jest jak z parafrazą Słowackiego o dziewkach: łatwo wyrwać ze wsi, trudno
wyrwać wieś z serca i umysłu. Gryzę się w język i oddaję hołd poseł Sibińskiej,
bo ciężko w kampanii pracowała, a poza tym, na bezrybiu rak jest rybą. Jako
jedyna potrafi nad Wartą jeszcze zaintrygować, intelektualnie zaskoczyć i
powiedzieć cokolwiek poza partyjnym „przekazem dnia”.
Światli Gorzowianie, wiem iż istniejecie! Mamy problem i chyba czas zacząć
ze sobą rozmawiać, zamiast na siebie szczekać. Mogę zacząć od siebie, ale
ujawnijcie się, że zależy nam wszystkim na czymś więcej niż politykowaniu. Mamy
cztery lata. Zacznijmy od jutra, choć i takj jest za późno.