Przejdź do głównej zawartości

Gadał sędzia do ludzi, a ludzie do niego ani razu


Widok sześćdziesięciu sędziów Sądu Najwyższego robił ogromne wrażenie, ale umiejętność wytłumaczenia prawnych zawiłości miał tylko jeden z członków tego gremium. Nieudolność sędziów w dotarciu ze zrozumiałym przekazem do zwykłych ludzi, to poważny problem i potwierdza tezę, że nie potrafili się z nimi komunikować również na sali sądowej. 


        Przedstawiciele zawodów prawniczych otwierają kolejne fronty walki, która jest zrozumiała tylko dla nich i bardzo wygodna dla rządzących. Szkoda, bo sędziowie nie walczą o siebie, ale o nas wszystkich. Jeśli będzie można złamać sędziego, to ze zwykłym obywatelem pójdzie jak z płatka.

          I to jest "clou" sprawy. Władza wie, ze społeczeństwo nie rozumie, a sędziowie nie potrafią społeczeństwu opowiedzieć. Tak niestety bywało często na salach sądowych: obywatel przegrywał, uzasadnienie było tak zawiłe, że czuł głęboką niesprawiedliwość. 

         Sądowy spór dla przeciętnego gorzowianina jest niezrozumiały, a na protestach pod Sądem Okregowym przekonani przekonują przekonanych. 

      Niektórzy, jak mecenas Jerzy Wierchowicz wyrządzają sędziom niedźwiedzą przysługę, zamieniając protesty w wiece partyjne. Jego wypowiedź o prezydencie Andrzeju Dudzie w obecności sędziów, niepotrzebnie wikłała ich w polityczną walkę. Tego im obecnie potrzeba najmniej.

         Jestem ostatnim, który przyzna w tej kwestii rację „dobrej zmianie”, ale cztery lata to szmat czasu, by prawnicy nauczyli się rozmawiać z ludźmi.

         Sędziowie i mało rozgarnięta opozycja wzięłli kij i uderzają nim w PiS-owską klatkę, ale ich jedynym celem jest zdenerwowanie zwierza. Zamiast ukąsić żubra w dupę, tylko go rozjuszają, wywołując konsternację obserwatorów. To bardzo zła wiadomość dla nas obywateli, bo  efekty są takie, że na protesty pod sąd przychodzą dziesiątki lub setki, a na Orszaku Trzech Króli czy miejskich imprezach są ich tysiące.

          Ludzie podskórnie czują, że w kwestii sądów władza jest szurnięta i nie chodzi tu o reformę, ale „anszlus” wymiaru sprawiedliwości. Wiedzą, że PiS chce przestawić wajchę i mieć nad sędziami kontrolę, lecz wszystkie te dyskusjie o KRS, TSUE, ustawie kagańcowej, sędziach dublerach, sporach kompetencyjnych i zapytaniach prejudencjalnych, to dla normalnego człowieka jakiś matrix. 

        Wielkim plusem jest to, że sędziowie wyszli ze złotych klatek i są wśród ludzi, ale muszą odrobić lekcję z rozmawiania. Jest trochę jak w przysłowiu: gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu. Pod względem retorycznym PiS jest tam, gdzie sędziowie będą za rok lub dwa, ale będzie już za późno.

         To nie jest tak, że ludzie się sprzedali za pięćset plus i nie interesują ich niezawisłe sądy. Jest odwrotnie -próbują łączyć niezrozumiałe dla siebie kropki sądowego sporu, ale nic im z tego nie wychodzi. Słyszą tylko wzajemne oskarżenia, przy czym kłamliwa władza ma łatwiej, ponieważ może używać argumentów, których sędziom uzywać nie wypada.

       Co w tej sytuacji? Może lepiej odpuścić i zrobić krok w bok. Sędziowie występują dzisiaj w mediach częściej niż politycy i jest tylko kwestią czasu, aż w społecznym odbiorze będą odbierani pare excellance jako jedna z władz. 

         Podobnie jak politycy mówią już swoim własnym językiem, a społeczeństwo się na to znieczula. Może lepiej wrócić na salę sądową i tam udowodnić, że sędzia też człowiek, a wszystkie te opowieści PiS-u to bujda na resorach. Efekty przyjdą w kilka miesięcy, a wystarczą tylko słowa: przepraszam za opóźnienie, proszę, dziękuję, rozumiem i wiele podobnych. 

        To wymaga czasu, ale tylko tak można przeciągnąć ludzi na jasną stronę mocy. Nawet jeśli uda się zablokować PiS-owski zamach na wymiar sprawiedliwości, to lekcję z komunikacji i tak trzeba będzie odrobić.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...