Przejdź do głównej zawartości

Proszę, odwalcie się od Kościoła!


Nie czuję sie katolikiem i nie jestem adwokatem tej instytucji. Gdy politycy na co dzień gardzący religią wchodzą w role biskupów i proboszczów, pachnie to szamanizmem. Są tacy, którzy dyskusję o udziale katolików w nabożeństwach rozpoczęli tak, jakby wchodzili na bokserski ring. Cieszy to, że w centrum uwagi znów znalazł się człowiek, a nie pies, kot lub rybka akwariowa.

Fot. EKAI

      Wirus antykatolicyzmu zainfekował media oraz niektórych polityków bardziej, niż koronawirus. Tylko ślepy nie dostrzeże, że rozdźwięk pomiędzy realnym zagrożeniem epidemią a wywołaną histerią, jest zdecydowanie i niebezpiecznie duży. Chętnie zacytowałbym Apokalipsę świętgo Jana lub napisał, że obserwujemy koniec świata, ale jeszcze nigdy go nie widziałem.

     Widzę za to, kto i w jaki sposób próbuje wykorzystać koronowirusa do swoich ideologicznych celów. Nie lekceważę zagrożenia i do kościoła jutro nie pójdę, tak jak nie robiłem tego od lat, ale gołym okiem widać, że strach ma zdecydowanie za duże oczy. Tak jakby po dopalaczach, których niektórzy dostarczają więcej niż trzeba.

    Nieuczestniczenie w niedzielnej mszy wydaje się rozwiązaniem najlepszym z możliwych. Koniec. Kropka. Nawoływanie do wprowadzenia zakazu organizacji nabożeństw jest wyrazem braku empatii i otwarcia na wrażliwość katolików. 

     Pierwsze wywodzę od Pawła z Tarsu, który słusznie głosił, że wiara nie pochodzi z uczynków, a drugie od świetego Jana, konstatującego wprost: nie można kochać Boga, którego się nie widzi, jeśli nie miłuje się ludzi z którymi ma się kontakt na co dzień.

       Głupim wydaje się sam pomysł zrównania kościołów z ośrodkami zarazy. Niestety nie jest nowy, ponieważ katolicyzm jako źródło chorób używany był przez protestantów. Istniał także w narracji XIX wiecznych elit liberalnych Franacji, Niemiec i Anglii. Katolików określano wówczas mianem „brudasów roznoszących choroby i zarazę” podczas pielgrzymek, nabożeństw oraz religijnych spotkań.

    Koronawirus atakuje ciało, ale jest też dla wielu okazją do refleksji o człowieczeństwie. Atakując Kosciół i obsmiewając tych, którzy nie wyobrażają sobie niedzieli bez komunii świetej, pamiętajmy o tym, że wielu z pracujących w szpitalach, hospicjach oraz przytółkach, właśnie z tego czerpie inspirację oraz siłę.

       Znam co najmniej kilku misjonarzy z najdalszych miejsc na świecie, którzy ryzykując życie docierają z Eucharystią do najniebezpieczniejszych obszarów. Jeden z nich zapłacił za to życiem w Boliwii. Dokładnie tak samo jak prezydent Paweł Adamowicz, którego wymieniam tu świadomie i z premedytacją.

      Taka refleksja. Kiedy człowiek umiera lub jest ciężo chory, nie woła się do niego posła, senatora lub wójta, ale księdza z komunią świętą. Ksiądz nie pyta na co ten lub inny chorował. Średnio go obchodzi, czy od umierającego zarazi się koronawirusem lub osopą, ale po prostu robi co do niego należy. Można się z tego śmiać, ale tak właśnie jest.

       I jeszcze jedno. Nie czuję sie katolikiem i nie jestem adwokatem tej instytucji, ale nie zgadzam się z opiniami, że Kościół hierarchiczny i księża są całkowicie zepsuci oraz przesiąknięci złem. Mamy sytuację w której na hasło „kościół” lub „księża” w ludziach uruchamiają się najgorsze instynkty, czego najlepszą ilustracją są wpisy na portalach społecznościowych. Owszem, Kościół ma sporo wrogów, ale najwiekszym jest on sam dla siebie.

      Bałwochwalcy procedur demokratycznych kłamliwie wierzą w świętość wyborów, ale odmawiają podobnego fanatyzmu wyznawcom Jezusa, Mahometa, Buddy i czegokolwiek tam jeszcze.

     Wyznawcy demokracji uważają, że w akcie wyorczym urzeczywistnia się wola ludu. Katolicy też mają prawo do traktowania Mszy Świetej jako spotkania z Jezusem. Nie mamy prawa im tej wiary odbierać. Możemy grzecznie poprosić o rozsądek. Nic więcej. Dla jasności: wiem, że Kościół ma wielu wrogów, a największym z nich jest on sam dla siebie.

     Bardzo pokręcone to wszystko i stawiając kropkę na końcu zdania, sam nie jestem pewien czy robię dobrze. Dlatego zakończę trzema...



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...