Przejdź do głównej zawartości

Lubuskie Bony Wsparcia. Zarząd Województwa sam się wyżywi, a przedsiębiorcy niech sobie radzą sami


Dobrze jest niektórym posiadać sporo, ale nie dać z siebie nic. Obrzydliwie pławić się luksusem za pieniądze płacone przez przedsiębiorców, ale w chwili próby mieć ich w głębokiej pogardzie. Zarząd województwa sam się wyżywi - możnaby napisać, parafrazując Jerzego Urbana. Marszałkowskie umizgiwanie się do przedsiębiorców spaliło na panewce. To dowód na to, że w Lubuskiem czas na poważną korektę.

Fot.: Lubuskie/ Lansowali się pięknie, ale teraz nabrali wody w usta...

Dziewięć minut. Tyle czasu Zachodnia Izba Przemysłowo-Handlowa przyjmowała od przedsiębiorców wnioski w ramach „Lubuskiego Bonu Wsparcia”. Na Południu trwało to kilkanaście minut dłużej, co skrupulatnie wykorzystali ci, którzy więzy nieformalne cenią wyżej od procedur i zwykłej uczciwości. Zasady przyznawania środków były niejasne tylko teoretycznie, bo w zasadzie reguły były jasne od wielu lat: najpierw my i nasi „znajomi króliczka”, a potem reszta.

W relacjach samorządu z biznesem kluczowe jest zaufanie. Kto posprząta po takiej wpadce? Wicemarszałek uwielbiający fotografować się na biznesowych galach, pod ziemię ze wstydu się nie zapadł, bo jest przecież ważnym w regionie politykiem, a nie frajerem czekającym za urzędową dotacją. „Nabór został zrealizowany z wykorzystaniem systemu informatycznego(...). Rozwiązanie to spełniło swoje zadania” – ogłosił Marcin Jabłoński, który jest jedynym i głównym winowajcą całego zamieszania, co nie wyklucza odpowiedzialności całego zarządu z marszałek Elżbietą Polak na czele.

Promocja i lansowanie się „Lubuskim Bonem Wsparcia” trwały bardzo długo, ale nabór trwał rekordowo krótko i mało transparentnie - w efekcie stracili ci, którzy wnioski dobrze wypełnili i w czasie złożyli. Refleksja nasuwa się sama: jeśli władze województwa traktują regionalnych przedsiębiorców jak woły do roboty i płacenia podatków, to niech chociaż nie zarzynają tych wołów, gdy jest jakaś szansa na wsparcie i pomoc w trudnym czasie.

Ciekawe czy znajdzie się winny?” – słusznie zauważył w jednym ze swoich wpisów prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki.

Po pierwsze, gdy w trudnych czasach koronawirusowego kryzysu, przedsiębiorcy nie potrzebują lipnych misji gospodarczych i dziwnych konferencji o tej samej tematyce, ale realnego wsparcia, regionalni decydenci nie potrafią sprostać ich potrzebom, bo nie ze względu na kompetencje zostali politykami. „Oni w życiu nawet jednej faktury nie wystawili” – powiedział ostatnio w Radiu INDEX lider Bezpartyjnych Łukasz Mejza.

 Odpowiedzialny za Lubuski Regionalny Program Operacyjny M. Jabłosńki jest skuteczny w kreowaniu swojego wizerunku, ale gdy przychodzi do pracy organicznej i organizacyjnej, okazuje się dużo mniej uzdolniony. Na przestrzeni lat sprawnie zwalał winy za niepowodzenia na innych, i jeszcze sprawniej przypisywał sobie cudze lub zmyślone sukcesy.

Choć sprawa dotyczy głównie pieniędzy, a pokrzywdzeni są Bogu ducha winni przedsiębiorcy, którzy – często po raz pierwszy w swojej działalności – uwierzyli w rzekomą transparentność dystrybucji środków unijnych w Lubuskiem, błędem byłoby sprowadzanie sprawy tylko do mamony. To poważna wpadka organizacji biznesowych: ZIPH oraz Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej. Wpadka z naborem wniosków pokazała, jak bardzo odstają od współczesnych realiów biznesowych. Dotychczas słynęły z organizacji gali, bankietów i konferencji, tudzież wzajemnego wręczania sobie statuetek za rzeczy tylko im znane.

Wadą systemu, w którym przedsiębiorcy odpowiadają za rozdzielenie pieniędzy dla innych przedsiębiorców, okazał się prymat chciejstwa, pazerności i egozimów, nad zdrowym rozsądkiem i etyką. Sytuacja wielu przedsiębiorców w Lubuskiem nie jest do pozazdroszczenia, a te organizacje zawiodły w kluczowym momencie. Stratne nie będą, bo na całej procedurze sporo zarobiły, co też nie było przypadkowe, bo ze strony polityków PO było to spłacanie „długów”.

Zwykli właściciele restauracji, firm usługowych i produkcyjnych, nie szukali w „Lubuskich Bonach Wsparcia” żyły złota, ale odrobiny wytchnienia, aby móc przetrwać na rynku. Natrafili na zatrutą wodę, która okazała się mętna, nie dlatego - że taka jest jej natura, ale dlatego - iż niektórym lepiej się w niej pływa.

Tłuste koty z Platformy Obywatelskiej mają wszystko w głębokim poważaniu. I tak się gdzieś w przyszłości załapią, jak nie do parlamentu lub samorządu, to chociaż do fajnej rady nadzorczej w szpitalu. Nie muszą martwić się o czynsz, rachunki za prąd oraz utrzymanie biznesu, bo partia nie da im zrobić krzywdy. Przykłady z regionu można mnożyć. O dalszym losie „bonów” będą debatować 28 lipca, bo oni mają czas, i nawet nie wiedzą kiedy płaci się ZUS-y, podatki oraz inne opłaty.

Tę historię z „bonami” można opowiedzieć na różne sposoby, ale dla wielu będzie ona po prostu dobrym uzasadnieniem dla koniecznych zmian we władzach województwa. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to pewnie mógł się ich ostatnio pozbyć. 

Jeden z wicemarszałków robotę powinien stracić poza dyskusją. W kulturze jego dawnej partii to się nazywało "honorowym rozwiązaniem". Ale to było dawno temu, jeszcze w latach 90-ych, i honor z ich działalności dawno wyparował...





Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...