Gdyby wybory samorządowe odbyły się jeszcze w tym roku, znaczące poparcie mogliby uzyskać Bezpartyjni Samorządowcy. Rzecz w tym, że w Lubuskiem odnotowują najniższy poziom poparcia od ośmiu lat i jest to efekt zblatowania się w koalicji z Platformą Obywatelską.
Fot. Radio Index/wZielonej
Według grudniowego sonadażu IBRiS dla
„Rzeczpospolitej”, Bezpartyjni Samorządowcy są środowiskiem dostrzeganym w
skali ogólnopolskiej. Gdyby zdecydowali się wystartować w wyborach parlamentarnych, to mogliby liczyć na 2
proc. poparcia. Znacznie lepiej wygląda to z punktu widzenia poszczególnych
regionów i w kontekście wyborów do sejmików. Nie w Lubuskiem, jak wynika z
analiz przygotowanych przez portal LokalnaPolityka.pl dla GW, wejście w
koalicję z PO i PSL-em nie wyszło im tutaj na dobre. O ile w wyborach w 2018
roku uzyskali 13,17 proc. poparcia i cztery mandaty, to w analizach dla GW,
uzyskują zaledwie 8,9 proc. i tylko dwa mandaty.
- Sama idea, aby samorządowcy się
zorganizowali i stworzyli poważną alternatywę dla partii jest rzeczą pozytywną.
Samorządowcy to głos rozsądku, ponieważ z reguły współpracują ze wszystkimi i
bez względu na opcje polityczne – uważa burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak. On
sam, brał już udział w tworzeniu podobnych inicjatyw, razem z byłym prezydentem
Nowej Soli Wadimem Tyszkiewiczem oraz prezydentem Zielonej Góry Januszem Kubickim.
Ich komitet Lepsze Lubuskie, w 2014 roku uzyskał 11,94 proc. poparcia i wprowadził
do sejmiku województwa lubuskiego dwóch radnych. Wiekszej roli jednak nie
odgrywał. W ostatnich wyborach rolę lokomotywy środowiska Bezpartyjnych
Samorządowców wziął na siebie dzisiejszy poseł na Sejm Łukasz Mejza.
Obecnie BS wchodzący w skład lubuskiej
koalicji z Platformą Obywatelską, i poseł Zjednoczonej Prawicy, w kwestii
sympatii politycznych stoją na antypodach. Czy zaangażowałby się ponownie w
działania na rzecz tego środowiska? – Szanuję ich jako ludzi, ale decyzji
politycznych nie popieram, bo PO niszczy województwo lubuskie – odpowiada.
Zaznacza przy tym, że gdyby była potrzeba stworzenia formacji składającej się z
bezpartyjnych samorządowców, to zaangazuje się w jej tworzenie, ale pod pewnymi
warunkami. – To musi być środowisko, które po wyborach będzie wspierać
Zjednoczoną Prawicę – zastrzega.
Jednym z osob, która od lat zabiegała o to,
aby w samorządach wiekszą rolę odgrywali samorządowcy z krwi i kości, a nie
partyjni nominaci, jest prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki. – Wierzę, że w
sejmiku może nie być polityki partyjnej, gdzie realizuje się jedynie wolę szefa
partii. Uważam, że można doprowadzić do sytuacji, gdy będą w nim zasiadać
ludzie dbający o mieszkańców – mówi w rozmowie z GL. Sam działa w kilku ruchach
samorządowych i nie wyklucza, że będzie wspierał powstanie organizacji dla
prawdziwych samorządowców. – Takich co rozumieją, że samorząd jest dla ludzi i
im mniej w nim polityki, tym lepiej – dodaje.
Nie będzie to łatwe. Po okresie koalicji
Bezpartyjnych Samorządowców z PO, a więc partią kojarzącą się w w Lubuskiem głównie z aferami i wstydliwymi
wpadkami marszałek województwa, ciężko będzie przekonać mieszkańców regionu, że
samorządowcy w nowym sejmiku będą czymś wiecej, niż listkiem figowym, który
przykrywa rzeczy wstydliwe. Ostatni sondaż portalu LokalnaPolityka.pl tylko to
potwierdza: 8,9 proc. to historycznie najgorszy wynik w województwie od lat. –
Patrząc na lubuskich Bezpartyjnych Samorządowców, nie mam najmniejszej
wątpliwości, że niczym się nie różnią od partii tworzących sejmikową koalicję –
mówi z najaktywniejszych radnych opozycji, Aleksandra Mrozek z Samorządowe
Lubuskie. Odeszła z klubu PO w proteście przeciwko upartyjnianiu samorządu.
Jest jeszcze inna poważna trudność, niż tylko
kompromitacja idei bezpartyjności przez lubuskich radnych tej formacji. Klub BS
w sejmiku, składa się z członków Nowej Lewicy: Mari Jaworskiej ze Słubic oraz
wicemarszałka Tadeusza Jędrzejczaka, który jest też członkiem zarządu krajowego
tej partii. – Dużo w tej bezpartyjności hipokryzji i blichtru politycznego.
Chodzi tylko o politykę, a doświadczenie koalicji z PO powoduje, że apetyt tego
środowiska tylko rośnie. Ponieważ są zagrożeniem tylko dla PO, pewnie się
dogadają – mówi Beata Kulczycka, radna sejmiku i od wielu lat zaangażowana w
pozyskiwanie środków finansowych dla samorządów.
Inaczej sprawę widzi Tomasz Możejko, w
przeszłości przewodniczący sejmiku i sekretarz lubuskiej PO. Z partii został
usunięty, ale dziś realizuje się już w nowej roli, jako prezes Lubuskiego Forum
Samorządowego. – Jestem przekonany, że tworzenie bezpartyjnych komitetów
wyborczych do powiatów i sejmików ma sens, ale nie powinniśmy wykluczać również
startu w wyborach parlamentarnych – mówi Możejko, który sam jest radnym powiatu
świebodzińskiego.
Maskaradę polityków podających się za
bezpartyjnych brutalnie obnaża Piotr Barczak, przewodniczący rady miejskiej w
Zielonej Górze, polityk Prawa i Sprawiedliwości. - To nie są żadni bezpartyjni,
ale pozapartyjni, których z partii wyrzucono lub sami z nich uciekli, albo się
pokłócili – konstatuje. Jego zdaniem, w lubuskim sejmiku zawsze istniał jakiś
komitet nie związany bezpośrednio z partiami politycznymi, ale obecny klub BS
wypada na ich tle najgorzej. – Każdy z nich gdzieś już był. Z nimi jest jak z
Nowoczesną, gdzie działacze niby wyszli z PO, ale potem szybko do niej wrócili –
dodaje polityk.
A przecież w Lubuskiem BS mogliby rządzić już
w tej kadencji. Razem z Samorządowe Lubuskie i przy wsparciu PSL i PiS mieliby
większość, a region zostałby uwolniony od układów i klik, które skutecznie
przyczyniają się do osłabiania pozycji województwa. Jak oceniają ostatni i
najsłabszy od lat sondaż?
– Nic od razu, przecież my nie istniejemy tak
długo jak partie. Potrzebujemy czasu i się odbijemy w górę – komentuje sondaż
dla GL szef sejmiku z ramienia BS Wacław Maciuszonek, kiedyś związany z PO.
Według niego, lubuszanie zrozumieją i poparcie wróci. Na pytanie i sugestię,
czy niskie poparcie dla BS, to konsekwencja kolejnych afer z udziałem PO: w
WORD, w „Medyku”, w WUP-ie, z wysokimi nagrodami dla zarządu województwa oraz z
wpadką marszałek Polak na temat rtęci, odpowiada: – My z tymi aferami nie mamy
nic wspólnego.
Wprawdzie w sejmiku BS pełnią ważną rolę, ale
to nie jest jedyne środowisko, które ma apetyt na władzę w regionie. Im bliżej
wyborów, partie polityczne będą próbowały wykreować własny komitet z nazwą
„bezpartyjni”, albo inną, która nie będzie miała nic wspólnego z polityką
krajową. Szczególnie gustuje w tym PO, ale również Polska 2050 Szymona Hołowni.
Pierwsza ma ruch „Tak! Dla Polski”, a ten ostatni promuje „OK Samorząd”.
Powstaną pewnie kolejne, ale więcej będą miały wspólnego z partiami, niż
prawdziwym samorządem. Nawet jeśli znajdą się w nich jacyś prezydenci,
burmistrzowie i wójtowie.
W województwie lubuskim łatwo nie będzie. –
Radni Samorządowe Lubuskie robią doskonałą robotę, ale Bezpartyjni i ta ich
koalicja z PO, atakże przyzwolenie na nieprawidłowości, sprawie nie pomogą –
uważa prezydent Janusz Kubicki. – Trzeba próbować, bo jakaś opcja dla ludzi
zmęczonych politycznymi wojenkami powstać musi – puentuje burmistrz Gubina B.
Bartczak.
Tekst opublikowany 6.12.2022 w Gazecie Lubuskiej