Przejdź do głównej zawartości

Uwłaszczenie "Stali Gorzów"...

Prezes żużlowego klubu – nawet jeśli już tylko „honorowy” – jest jak pomocnik majstra na budowie w DDR. Powinien się przyglądać, rozrabiać zaprawę, sypać piach do betoniarki – a nie w jej silnik – ale wszystko co z tego powstanie, to już dzieło majstra i profesjonalnych murarzy, którymi na stadionie żużlowym są trener i zawodnicy. Gdy budowlany pomocnik uważa, że potrafi więcej i chce wyręczać majstra, to budowa traci kąty, poziomy i jakość, a całość pachnie „fuszerką”...


Nie sposób dziś ustalić, ile warta jest marka „Stal Gorzów”, ale nie ma wątpliwości iż przywłaszczanie jej sobie przez Władysława Komarnickiego do politycznych kampanii wyborczych, mocną ją deprecjonuje oraz obniża jej wartość rynkową.

Czwarte już z rzędu wykorzystanie byłych i obecnych zawodników „Stali GorzówTomasza Golloba oraz Bartosza Zmarzlika do koniunkturalnych celów byłego prezesa, to dowód na to, że nawet jeśli jest „prezesem honorowym”, to honoru ma mniej niż klub pieniędzy, a ten ma ich bardzo mało.

Moja publiczna opinia o klubie wynikała z oficjalnego raportu zewnętrznego audytora, a nie jakiegoś widzimisię, dlatego zdziwiłem się dziwnymi insynuacjami prezesa Zmory. Klub jest w złej sytuacji i są na to oficjalne dokumeny audytora” – powiedział dzisiaj w rozmowie z Nad Wartą prezes Polskiego Związku Motorowego Andrzej Witkowski.

Wszystko w kontekście wykorzystywania przez W. Komarnickiego zawodników do materiałów  wyborczych – które jutro będą kolejny raz nagrywane z Tomaszem Gollobem i Bartoszem Zmarzlikiem – a co nie ma precedensu w żadnej innej dyscyplinie sportowej, a także w samym speedwayu.

Żałuję, że nie wypracowaliśmy takich rozwiązań, by uniknąc niepotrzebnych emocji” – uważa prezes PZM A. Witkowski.

Co ważne – obaj zawodnicy T. Gollob i B. Zmarzlik, byli lub są oficjalnymi reprezentantami Polski w tej dyscyplinie.

 Przedstawicielom innych dyscyplin sportowych nie mieści się taka sytuacja w głowie.

Nie ma takiej możliwości, aby jakikolwiek polityk mógł wykorzystać zawodnika kadry narodowej do udziału spocie wyborczym. Precyzyjnie regulują to nasze wewnętrzne procedury, które tego zabraniają” – uważa wielokrotny reprezentant Polski w piłce siatkowej, a obecnie prezes PZPS i poseł PO na Sejm RP Paweł Papke. „Ja też nie wykorzystywałem i nie wykorzystuję w aktywności podobnych wątków” – dodał w rozmowie z Nad Wartą.

Nie mieliśmy takiej sytuacji i zgodnie z wewnętrznymi uregulowaniami PZPN nie ma możliwości, by one mogły zaistnieć. Reprezentanci kadry narodowej nie mogą oficjalnie występować w materiałach wyborczych polityków” – mówi NW Cezary Jeziorski z biura prasowego Polskiego Związku Piłki Nożnej.

W czołowych prywatnych klubach sportowych jest podobnie. „My zajmujemy się piłką nożną i sportem, a zawodnicy nie występują w jakichkolwiek materiałach wyborczych i występować oficjalnie nie mogą. To efekt strategii zarządzania marką i wizerunkiem klubu” – mówi NW Konrad Maciński z Lechii Gdańsk. „Niedopuszczalne w naszym klubie! Sport to sport, a polityka nas nie interesuje” – odpisała SMS-em na pytanie w tej sprawie  rzeczniczka Legii Warszawa Izabela Kuś.

Okazuje się więc, że Gorzów nie dorasta innym miastom nie tylko pod względem rozwoju, ale także sportowej precedencji. Całość zaś pokazuje, że kandydatowi Platformy Obywatelskiej do Senatu brakuje nie tylko rozsądku i umiaru – lub przyzwoitości - ale przede wszystkim: elementarnej kultury i szacunku dla tego co dla miasta najważniejsze.

Marka <Stal Gorzów> jest naszą największa wartością z którą utożsamiają się kibice, zawodnicy i samorząd, a zatem będziemy jej chronić” – ogłosił 3 września br. na antenie Radia Gorzów „prezes” klubu żużlowego Ireneusz Maciej Zmora, ale chyba nie wiedział iż w tym samym czasie jego dyrektor handlowy Michał Kugler – zapewne z nudów, bo klub do przyszłego roku nie ma co robić – chodzi krok w krok za kandydatem Komarnickim i na koszt klubu organizuje mu kampanię wyborczą...

...co zapewne zostanie odzwierciedlone w sprawozdaniu finansowym.

Klub należy do kibiców i miasta. Mogę zapewnić, że kolega Komarnicki grosza do niego nie dołożył nigdy, ale coś tam w ramach przetargu w którym niestety wystartował, jako firma wyciągnął” – to komentarz byłego prezydenta i mecenasa speedwaya w Gorzowie Tadeusza Jędrzejczaka.

Można mu zarzucić wiele, ale jedno pozostaje poza dyskusją – mimo iż jako prezydent miasta narażał się innym dyscyplinom sportowym, to dla żużla zrobił w mieście bezinteresownie najwięcej.

Czy słusznie ? Pewnie nie, bo Gorzów to nie tylko żużel, ale prezes „honorowy” zachowywał się jak w anegdocie pisano: „Przyczpiło się g...o do statku i krzyczy:  płyniemy!”. Pokazał to zresztą przetarg na rozbudowę stadionu, gdzie Komarnicki nie pierwszy raz w życiu złamał wszelkie standardy – bo też nigdy ich nie miał:  jak na prawdziwego komunistę i I Sekretarza PZPR przystało.

Politycy dziwią się sytuacji w której prezes Zmora ogłasza walkę o dobre imię klubu, a z drugiej strony nie przeszkadza mu zaangażowanie się w kampanię B. Zmarzlika. Niektórym odpowiedzi narzucają się same.  „Wszystko jest dziwne i dlatego ważne jest tylko jedno pytanie: co Komarnicki ma na Zmorę, że ten mu na wszystko tak pozwala ?” – mówi polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Dziwić tylko może postawa władz miasta i samego prezydenta Jacka Wójcickiego, bo miasto poręczyło za klub bliski bankructwa – jak wynika ze słów prezesa PZM A. Witkowskiego – wielomilionowy kredyt, a władze tej organizacji zachowują się jak sycylijska mafia: straszą, kombinują i chcą ustanowić swojego „rezydenta” w Senacie.

Kandydat Komarnicki lubi opowiadać o swoich „zasługach” dla miasta, ale nigdy nie wspomina, że nic nie robił za darmo, bo nawet pełniona przez niego społecznie funkcja prezesa klubu, zaowocowała wygranym przetargiem na rozbudowę stadionu. „To było nieetyczne z jego strony” – krótko komentuje sprawę były prezydent Tadeusz Jędrzejczak, a Komarnicki odwdzięcza mu się w prywatnych rozmowach obrzydliwymi i chamskimi konstatacjami typu: „Czy alkoholik może zostać senatorem ?”.

Całość potwierdza tylko przypuszczenia, że w tej kampanii W. Komarnicki zrobi i powie dosłownie wszystko, bo „bój to jego ostatni”.

Sytuacja z planowanym zaangażowaniem w kampanię B. Zmarzlika i T. Golloba jest niezrozumiała dla wpływowego eksprezesa „Falubau” i senatora RP Roberta Dowhana.  „Musiałbym nie mieć kultury oraz szacunku dla zawodników i kibiców, by wykorzystywać markę klubu oraz zawodników w spotach, na plakatach i w jakikolwiek inny sposób w kampanii wyborczej. Klub nie był i nie jest moją własnością, a kibice <Falubazu> mają różne poglądy. Na markę klubu pracowały pokolenia zawodników i po prostu nie mieści mi się w głowie, że mógłbym kiedykolwiek wykorzystać ją do prywatnych celów” – mówi w rozmowie z Nad Wartą działacz sportowy i polityk z Zielonej Góry.

Jakie wnioski ?

To nie jest próba poniżenia lub zdemitologizowania Komarnickiego - bo przecież wszystko co o nim wiemy, to tylko mity –lecz próba ujęcia w kilku stwierdzeniach sylwetki osoby, która u schyłku życia znalazła się w nie lepszej sytuacji niż szekspirowski Hamlet z „Księcia Danii”, którego dylematy: „To be, or not to be”, to pikuś przy Komarnickiego: „Wybiorą mnie, czy znów przepadnę ? Po mnie w klubie choćby spalona ziemia, ale senatorem być muszę”.

Inaczej mówiąc, kiedyś jako komunista uwłaszczył się na "Przemysłówce", a dziś chce politycznie uwłaszczyć się na "Stali Gorzów". Miał więc rację Stefan Kisielewski, że: "Każdy pies hodowany pod szafą, wyrasta na jamnika". I nic więcej nie potrafi.


I to jest dramat miasta, sportu, polityki i tego człowieka...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...