Przejdź do głównej zawartości

Kongres Kobiet. Wojciechowska, potem długo nic, aż tu nagle... "50 twarzy Greya".

Działalność Wojciechowskiej w mieście nad Wartą, to nie są kropelki aktywności, ale ocean licznych przedsięwzięć, wśród których Kongres Kobiet, to od trzynastu lat okręt flagowy. Jest swoistą wisienką na torcie, która całości nadaje smaku i wizerunku. Rzut oka na jej dorobek, nie pozostawia wątpliwości, że gdyby nie ona, miasto byłoby znacznie uboższe i mniej wartościowe.


       To był już XIII Gorzowski Kongres Kobiet, ale wyjątkowy, bo w roku 100-lecia przyznania kobietom praw wyborczych.

"Polska jako pierwsza przyznała te prawa kobietom, zaledwie siedem dni po odzyskaniu niepodległości. Dla przykładu, słynąca z licznych referendów w każdej sprawie Szwajcaria, uczyniła to dopiero w połowie lat 70-ych ubiegłego wieku" - mówił do zgromadzonych absolutnie najaktywniejszy z gorzowskich naukowców prof. Paweł Leszczyński

Wcześniej, w podobnym tonie głos zabrała marszałek województwa Elżbieta Polak, która ideę kongresów kobiet wspiera od lat, a ostatnio podjęła nawet decyzję, by nadać im więcej impetu: z jej inicjatywy takie kongresy mają się odbyć we wszystkich powiatach.

        "To jest dobry czas dla kobiet, bo wciąż jest wiele do zrobienia. Kobiety mniej zarabiają i mają niższe emerytury. Dlatego w działaniu musimy być nie tylko aktywne, ale również solidarne" - mówiła Polak, podkreślając, że Lubuskie ma najwyższy wskaźnik "feminizacji", który wynosi 44,3 procent, przy zaledwie 26 procentach Mazowieckiego. Ona sama jest jedynym marszałkiem w spódnicy, a w Sejmiku Wojewódzkim zasiada 9 kobiet, co stanowi 30 procent całego składu. "W Sejmie ten wskaźnik wynosi 27 procent, ale w Senacie tylko 13, i chyba trzeba się tam wybrać" - skonstatowała, nie pierwszy raz w ostatnim czasie zdradzając swoje polityczne plany.

Pośród żałobnych mszy za gorzowską inteligencję, najbardziej ponurą odprawił prezydent Jacek Wójcicki, przez demiurgów z "Gazety Wyborczej" okrzyknięty kiedyś "Sokratem z Deszczna". Jego wystąpienie nie byłoby uwierające, bo mówił "ładnie", gdyby nie to, że nic więcej w nim nie było, a już na pewno - nie było ono inteligentne.

           Początek był dobry, bo szczery. "Źle się czuję na tej poważnej mównicy, dlatego zejdę" - skonstatował, jakby rozumiejąc, że są rzeczy i sprawy z którymi nie jest mu do twarzy. Nie do twarzy, było mu również z głównym "przesłaniem" przemówienia, którego treść podróżowała po trajektorii: od groteski do żenady. "Żeby poznać kobiety, postanowiłem przeczytać <50 twarzy Greya> i zachęcam do tego wszystkich panów" - mówił prezydent rządowej stolicy województwa, nie wchodząc na szczęście w szczegóły tej erotycznej opowieści, z elementami sado-maso i dominacji. 

Nikt nie zna prawdziwych powodów jego rozstania się z liderką ruchów miejskich, ale wszyscy wiedzą, że książka "50 twarzy Greya", którą uczynił głównym "lajtmotivem" swojego "cochingu", to opowieść o fascynacji młodej bohaterki w starszym mężczyźnie, miłośnikiem niekonwencjonalnych zabaw erotycznych. Poza dyskusją, nie było to wystąpienie na miarę prezydenta, ale co najwyżej "coacha kobiet" lub pracownika "Sextelefonu".

        I jeszcze to stwierdzenie, po otrzymaniu prezentu od firmy SILCARE: "Dzięki Silcare, od dzisiaj będę się malował". Tyle w temacie drugorzędnym, choć ważnym.

            Bohaterką Gorzowskiego Kongresu Kobiet była Grażyna Wojciechowska. Jej głos, jest dla wszystkich w regionie ważny, ale o niej samej, świadczą nie tylko słowa,w których nie przebiera. Świadectwem jej aktywności są przede wszystkim czyny. Tymi mogłaby obdzielić połowę województwa i niemal wszystkich aktywnych medialnie działaczy oraz polityków. 

  "Do końca mojego życia będę z moim wspaniałym zespołem wolontariuszy, robić wszystko to, co jest dobre dla innych, bo ja już nic nie muszę, ale za to bardzo chcę" - mówiła prezes Fundacji "Czysta Woda". I choć w kalendarzu wciąż ma zaplanowanych mnóstwo aktywności na kilka lat do przodu, gołym okiem widać, że "nasza Grażyna" - jak o niej mówią ci, którzy ją znają od lat, mimo osobistego uroku, nie jest już tą "osiemnastką z Zawarcia". Zabrzmi to brutalnie, ale myśl o tym, że kiedyś jej zabraknie, powinna gorzowian mocno smucić już za jej życia - bo ona jest niepowtarzana, a wiele przedsięwzięć zostanie docenionych, dopiero wtedy, gdy się nie odbędą. 

Na szczęście, zaangażowanie jest zaraźliwe, a w Gorzowie stało się ostatnio modne. Owszem, nie każdy ma taką siłę przebicia jak Wojciechowska, a w mieście  aktywnie działa kilkadziesiąt innych kobiet - od Urszuli Niemirowskiej z Fundacji „Pozytywka”, przez organizatorkę „Czarnych Protestów” Monikę Twarogal, inicjatorkę warsztatów pt. „Lucynki” Katarzynę Radkiewicz, pełną energii i wigoru Katarzynę Miczał, a na Jadwidze Teresie Żurawskiej ze środowiska seniorów, i wielu innych, kończąc. 

Powinna być wzorem dla samorządowców, zwłaszcza tych od "biedadyskusji" z Rady Miasta, bo jako wieloletnia radna, działaczka na rzecz ludzi potrzebujących oraz promotorka wielu młodych talentów z północnej części regionu, Grażyna Wojciechowska wielokrotnie potwierdziła, że bycie radną zobowiązuje. Wielu zarzuca jej, że w celu realizacji swoich przedsięwzięć, sięga po sponsorów oraz środki publiczne. Ci sami krytycy jej osoby, zapominają, że również im nikt nie broni być aktywnymi w tych obszarach.

Grażyna Wojciechowska jako gorzowska "success story" pokazuje, że oprócz narzekania, można coś zrobić, jeśli zgromadzi się wokół siebie ludzi mądrych i zaangażowanych. Kongres Kobiet pokazał w pigułce, że jak forma i teść jet atrakcyjna, to chętni walą drzwiami i oknami, a tych dzisiaj w Filharmonii Gorzowskiej nie brakowało. Na próżno szukać imprez lepszych i z większym rozmachem w regionie, bo Wojciechowska jest tylko jedna...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...