Od kiedy sięgam pamięcią, zawsze chciano mi dokopać. Od wielu lat nie ma za co, więc przydają się "odgrzewane kotlety" sprzed lat. Liczba kłamstw wypowiedzianych lub insynuowanych w materiale "dziennikarza" o nosie zgniecionego kartofla, jest smutnym świadectwem upadku mediów publicznych. Żałosne wrażenie sprawia łatwość, z jaką prawdę pomieszał z przedstawioną przez siebie narracją
W normalnych warunkach zasadna by była konstatacja: "Góra urodziła mysz". Rzecz dotyczy jednak Zbigniewa Bodnara z "narodowego" Radia Zachód, tego z "politycznym nosem", co to starł się do poziomu w którym twarz trudno odróżnić od miejsca w którym plecy łączą się z inną częścią ciała, a zatem, lepiej o materiale Bodnara powiedzieć tak: jest jak kupa na eleganckim bucie - trzeba ją strzepnąć, a nie analizować.
Rzucił tym gównem w wnetylator, licząc na to, że rozpryśnie się jak najszerzej. Miało być duże bum na pół Gorzowa, ale nagromadzenie kłamstw i inflacja manipulacji, spowodowały, że materiał trąci groteską.
Ja nigdzie nie kandyduję. Skąd ta nerwowość ?
W tym szaleństwie była metoda. Proste zlecenie od prezesa i wiceprezesa z Dekerta, gdzie napędziłem panom dużego strachu, wyparło nie tylko rzetelność, ale wręcz przyzwoitość. Idzie o setki tysięcy zotych, które zostały "przewalone", bo potrzebował tego ten lub inny "przyjaciel króliczka". Gdy rzecz dojdzie do marszałek Elżbiety Polak, nie pomoże nawet Bodnar. Dlaczego ? Jednym tekstem i o wiele ważniejszym zapytaniem o informację publiczną, znalazłem się w samym sercu piekła, w którym całkiem nieźle pośrednio lub bezpośrednio, zarabia kilku "szanowanych" - jeszcze... gentelmenów.
Do rzeczy. Materiał jest prawdziwy: stronniczo koncentrujący się na moich wpadkach i błędach z lat dziewięćdziesiątych, a także początku XXI wieku, ale wszystko to podane zostało w sposób tak kłamliwy, i prymitywny przy tym, że trudno to nawet nazwać manipulacją, która powinna mieć w sobie choć trochę finezji.
Warto odkurzyć archiwum i kilka segregatorów, by wymierzyć cios w "plaskatego kłamcę", ale przede wszystkim, dać świadectwo prawdzie.
"Robert, ja ciebie wręcz błagam, załatw tą pracę dla mojej żony, a odwdzięczę się w radiu tak, że nie będziesz z niego wychodził" - to nagranie redaktora Bodnara z godz.22.11 w dniu 12 października 1999 roku na automatycznej sekretarce numeru 7225375. Dziennikarz chętnie tropił takie sytuacje, ale sam - jak widać - chętnie korzystał z pozycji, jaką dawała mu praca w Radiu Zachód. Podobnych nagrań jest więcej, ale to nic. O wiele gorsze jest to, że pełniąc zawód zaufania publicznego, zachowywał się w sposób nie licujący z godnością dziennikarza. Jak wtedy, gdy potajemnie włączył mikrofon w luźnej rozmowie z wicemarszałkiem Maciejem Szykułą, i zaczął go prywatnie wypytywać o eksprezesa radia Dariusza Frejmana. Nastepnie przesłał to innym, a dalej, trafiło to do Nad Wartą. Jeśli to kłamstwo, pewnie w sądzie musiałbym to udowodnić.
Można tak w nieskończoność, i bez manipulowania faktami. Koncert zagrany przez Bodnara od poczatku irytował fałszywą nutą, a ofiarą jego mikrofonu było wielu, tylko nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą.
Co z tymi klamstwami Bodnara ?
Kierując swoją propagandę do nielicznych, bo też jego materiał był "popularny" głównie dzięki jego facebookowym wiadomościom, a także takim samym wsparciu poseł Krystyny Sibińskiej, liczył, iż jego język donosu komuś się spodoba.
Swój koncert kłamstw rozpoczął od przywołania głośnego w latach 90-ych konfliktu z Waldemarem Fluglem, stwierdzając: "Z Waldemarem Fluglem doszło do szarpaniny. Miało skończyć się w sądzie, ale w ostatniej chwili Bagiński Waldemara Flugla przeprosił". Ogromne kłamstwo, a więc standard w wykonaniu tego dziennikarza, bo z załączonej ikonografii z "Gazety Lubuskiej" i "Gazety Wyborczej" wynika wprost: "W. Flugel przeprosił Roberta Bagińskiego, za co ten wycofał z sądu akt oskarżenia"
Kolejnym kłamstwem, które miało być leitmotivem materiału, była publikacja rozmów piszącego te słowa z szefami agencji towarzyskich, którzy zostali nagrani, by material mógł zostać wyemitowany na specjalnej konferencji prasowej. Chodziło o potwierdzenie w tych rozmowach, a później na konferencji prasowej, że kluby nocne to zwykle agencje towarzyskie, gdzie kupuje się kobiety "na sztuki". Udało się, nie dalej jak miesiąc po konferencji i odtworzeniu rozmów telefonicznych - które Bodnar zmanipulował tak, aby wyglądało jak zamawianie dziewczyn przez autora - trzy z tych agencji zostały zamknięte.
Inaczej mówiąc, nagranie wyemitowane przez Bodnara, to nagranie stworzone przez autora Nad Wartą, a później odtworzone na konferencji prasowej. Jeśli jeszcze ktoś ma wątpliwość, ze ten człowiek jest niebezpieczny...i do wnajęcia, to idźmy dalej.
Tak, rzuciłem oskarżeniami w wojewodę Zbigniewa Falińskiego
Tak, zarzuciłem w mediach krajowych ekswojewodzie, że wyrzucił z teminala odpraw celnych w Świecku śp. Rajmunda D. i na jego miejsce wprowadził swojego zięcia. Z kolei swojemu znajomemu wydzierżawił 28 ha w pobliżu przejścia na niespotykanie atrakcyjnych warunkach oraz podpisał z jedną z firm budującej przejście w Świecku aneks na 2,5 mln poza przetargiem. Wszystkie te zarzuty zostały potwierdzone w lutym 2004 roku przez Sąd Najwyższy, a Skarb Państwa wypłacił z tego tytułu 7 milionów. Bohater sprawy nie żyje, Faliński nie poniósł konsekwencji, a Bodnarowi coś umknęło. Podobnie zrobiłem w maju 1996 roku, zarzucając świadomy brak drogi celnej w Świecku, w konsekwencji czego przez granicę prejechało bez odprawy 1873 tirów. Trzy miesiące później premier Włodzimierz Cimoszewicz podczas wizyty w Gorzowie stwierdził, że te obawy były słuszne.
"Oficerowie prowadzący" Bodnara
Bodnar powinien wiedzieć, ze ataki na oślep i na zlecenie, ale wbrew faktom, najbardziej szkodzą atakującemu. Prawda teoretycznie nikogo nie obchodzi, ale nie wtedy, gdy kłamcę można w prosty sposób wypunktować. Im materiału Bodnara słuchało się dłużej, tym bardziej jego przekaz okazywał się nieprawdziwy, marszcząc też niewielką w mieście wiarygodność dziennikarza o wyglądzie kloszarda. Uległ urokowi "oficerów prowadzących" z Dekerta. Stop. Przerwa... "oficerów płacących".
Materiał z lubością rozsyłali sobie politycy PiS, również Platformy Obywatelskiej, ale gdyby byli mądrzy, to pomiędzy wierszami przeczytaliby ten mój. Paradoksalnie, tak jak z Falińskim i agencjami, które zostały zamknięte, wkrótce wybuchnie duży skandal w szpitalu. Zmiecie ten zarząd z powierzchni ziemi. Może przesądzić o jednym kandydacie na prezydenta Gorzowa i wyborach do Sejmiku Wojewódzkiego. Wystarczy pomyśleć, lub zaptać autora.
Co ja ztym zrobię ?
Wiem, ze nie jestem tak dobry, jak myślą ci, któzy darzą mnie zaufaniem, ani nawet tak dobry, jak bym chciał po doświadczeniach bycia złym. Nie jestem jednak tak zły, jak próbuje się to wykreować manipulacjami tym, co miało miejsce wiele lat temu.
Nie zamierzam się tu kajać i przpraszać, bo czyniłem to kiedyś szczerze, a dziś byłoby to tylko werbalnym zabiegiem. Niech przepraszają inni, bo mają za co !
Ekspertem jest tylko ten, kto popełnił już wszystkie możliwe błędy. Ja mam do popełnienia ich jeszcze sporo, ale dwóch nie popełnię. Po pierwsze: koniec z przepraszaniem, ja swój rachunek z życiem już zrobiłem, ale zdaje się, że tylko ja. Po drugie: sprawy szpitala nie odpuszczę i to bardzo wąskie grono osób wiedzących o co chodzi, powinno się bać.
Jestem wściekły, bo nie zamierzam nigdzie kandydować, ale stałem się przedmiotem ataków. Więc obiecuję zleceniodawcom Bodnara: jeszcze wam pokażę !!!
Co do Bodnara. Starość ma swoje prawa, a jak ktoś źle widzi i słabo słyszy, to może popełniać błędy. Chyba iż reporter Radia Zachód nie popełnił błędu, ale starym zwyczajem, wziął zlecenie...