Trudno odmówić mu inteligencji i kultury osobistej, a duże kariery porobili głupsi od niego. Problemem jest to, że w gorzowskiej polityce, jest jak sardynka w konserwie: bez ikry, bez głowy i bez kręgosłupa. Jako kandydat na prezydenta, byłby dla Wójcickiego i Pieńkowskiego, doskonałym prezentem. Gorzowska polityka zapamięta go, ale nie dzięki aktywności, lecz jej pozorowaniu.
![]() |
FOTO: gazetawyborcza.pl |
Chociaż poza nim samym, nikt już chyba nie wierzy w jego potencjał, całkiem możliwe, że w tegorocznych wyborach na prezydenta miasta, to właśnie on będzie reprezentował Platformę Obywatelską.
Stanie się tak, jeśli znajdzie w sobie to, czego nie posiada: wolę walki, a nie jedynie trwania. Jaki jest bilans Roberta Surowca w gorzowskim samorządzie ? Nie da się tego łatwo opisać, gdyż na jego aktywność składają się głównie konferencje prasowe, współprowadzony z poseł Krystyną Sibińską program "Gorzowski bohater", i wieczna nijakość w prezentowaniu swojego zdania na forum publicznym.
Można by szukać czegoś w szpitalu, gdzie pełni funkcję wiceprezesa, ale tam głównie pozuje do zdjęć, rozdaje zabawki, wręcza kwiatki oraz chwali się nie swoim. Prawdziwe "mięso", a więc twardą pracę menadżerską, wykonują: ekswojewoda Jerzy Ostrouch, i pełnomocnik marszałek województwa ds. radioterapii Mirosław Marcinkiewicz.
Nic dziwnego, że wśród dziennikarzy zyskał miano bezpłciowego, choć mocno - i często nie bez korzyści dla niektórych - zabiegał o ich sympatię, lub chociażby życzliwą uwagę. Od zawsze, ważniejszy był dla niego odbiór społeczny, niż zajęcie stanowczego stanowiska. Łatwiej przychodziło mu zajmowanie stanowiska w interesie partii lub osobistym.
Do polityki wchodził z przytupem, obejmując w 2006 roku posadę przewodniczącego Rady Miasta, by zrezygnować z niej w grudniu 2007 roku, po tym jak prokurator postawił mu zarzuty karne, których nie potwierdził jednak sąd. Powrócił na to stanowisko, w sposób w szeregach partii do dziś uznawany za mało elegancki, w 2014 roku. Druga już przygoda z kierowaniem Radą Miasta też nie trwała długo, bo w czerwcu 2016 roku, musiał zrezygnować na rzecz lidera PiS Sebastiana Pieńkowskiego.
Zdaniem większości radnych, posiedzenia rady prowadził sprawnie i bez partyjnego zacietrzewienia, co w przypadku jego następcy, jest niestety standardem.
Mocno bolą go parlamentarne kariery Sibińskiej, Tomasza Kucharskiego, Katarzyny Osos, czy nawet Jarosława Porwicha, którego zna od wielu lat. Bardzo chciałby być tam, gdzie oni. Teoretycznie niczego mu nie brakuje: jest wykształcony, ma obycie polityczne i biznesowe. Dla wewnątrzpartyjnych obserwatorów, najbardziej oczojebną cechą polityka Platformy Obywatelskiej, jest nielojalność, która obrosła legendami. Potwierdzeń jest wiele, a pierwszym lepszym, knucie przed wyborami w 2015 roku, gdy w pierwszej wersji listy do Sejmu, zabrakło na niej K. Sibińskiej. "Udał się z potajemną misją do Bożenny Bukiewicz, by wytargować miejsce dla siebie" - mówi NW działacz, chcący zachować anonimowość.
Podobną postawę zaprezentował w 2007 roku, gdy ówczesny senator i szef lubuskiej PO Jacek Bachalski, popadł w niełaskę u Donalda Tuska. "Wtedy chodziło mu o Senat za Bachalskiego" - dodaje rozmówca bloga.
Zdaniem większości rozmówców NW, kariera błyskotliwego Surowca zakończyła się już dawno. Nie udało mu się przebić poza samorząd nie dlatego, że ktoś go blokował. Nie tylko dlatego, że nie ma charyzmy i "leadership", a przy tym jest nielojalny. Zakończyła się w momencie, gdy przestał być sobą, a zaczął wchodzić w skórę tych, którym zazdrości pozycji i uwagi jaką na sobie ogniskują.
"On uwierzył w to co mu ludzie piszą na Facebooku i mówią na ulicy. Uwierzył, że może być przebojowy jak Anacki, inteligentny jak Synowiec, zasłużony dla Polski jak Wierchowicz, i ciepły w odbiorze jak Wójcicki" - mówi z kolei inny działacz PO, który ma powody, by mu nie ufać.
Takie powody mają także inni. Ot, choćby jego "dobrodziejka" marszałek Elżbieta Polak, która podała mu "kroplówkę" w postaci posady w Wielospecjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim, mimo tego, że w epicentrum szpitalnych wydarzeń w 2013 roku, mocno ją zaatakował. "Marszałek Polak jeszcze tego pożałuje" - mówił w wywiadzie dla portalu echogorzowa.pl
Nie dziwi nikogo, że konformistyczny i mało wyrazisty lider, ma wpływ na klub radnych, który wydaje z siebie energię jedynie aktywnością Jerzego Sobolewskiego. Ten ostatni też ma powody, by nie ufać Surowcowi, bo został ograny w związku z funkcją przewodniczącego rady w 2014 roku. "Robert zachował się mało elegancko, a byli przyjaciółmi. Codzienne śniadania w restauracjach, szybko się skończyły" - mówi rozmówca NW. Wiadomo, że tą nielojalność Sobolewski mocno przeżył, bo sam postrzega świat w kolorach czarno-białych: albo kogoś lubi i zrobi dla niego wszystko, albo nie przepada za kimś, i stara się go unikać. "Robert zawiódł tą przyjaźń na całej linii" - dodaje rozmówca.
Ilustracją oderwania od rzeczywistości, może być ostatni tekst Surowca dla portalu gorzow24. Pisząc o kwestii nazewnictwa ulic, skonstatował: "Nie zamierzam zarzucać tematu i wrócę do niego po wyborach". Źle to świadczy o nim samym, jego stosunku do wyborców, a także idei wspólnych list wyborczych z innymi organizacjami. To zły sygnał dla ruchów miejskich i Nowoczesnej w Gorzowie, bo świadczy o tym, że działacze tych organizacji mają być jedynie "kwiatkami do kożucha" i rodzajem parawanu dla niestrawnych polityków PO.
Wpadek miał więcej, a jedna z nich to drążenie kwestii likwidacji Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego, co media "narodowe" nad Wartą skrzętnie wykorzystały.
Po stronie plusów, można mu dopisać wyrozumiałość. Kiedy działacz KOD-u zarzucił mu anonimowo na forum Radia Gorzów odpowiedzialność za "aferę martwych dusz", złożył stosowne zawiadomienie na Policję, ale po rozmowie z zainteresowanym, sprawę wycofał.
Ostatnio próbuje ocieplić swój wizerunek, ale filmik w majtkach na śniegu, jest raczej przykładem tego, jak podobnych rzeczy robić nie należy, i powinien być pokazywany na szkoleniach PR-u, jako przykład aktywności niedopuszczalnych.
Reasumując, Robert Surowiec to wartościowa postać w gorzowskiej polityce, ale mógłby być jeszcze bardziej wartościowy za kilka lat, gdyby zrobił sobie przerwę, nabrał dystansu i odnalazł siebie, bo jak śpiewa Perfect: "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym".
Senator Władysław Komarnicki pokazał, że można zneutralizować wizerunek "bufona", marszałek Polak - że nie sprzyja północnej części regionu, a eksprezydent Tadeusz Jędrzejczak, że życzy następcy tylko źle. Nie ma jednak przykładu, żeby polityk poradził sobie z wizerunkiem bezpłciowego, nijakiego, tchórzliwego i nielojalnego.
Najpierw trzeba wygrać z sobą, co autor tekstu wie najlepiej, więc ma prawo się "wymądrzać"...