Przejdź do głównej zawartości

Ludzkim głosem o Gorzowie


Okres świateczny ma to do siebie, że wszyscy łagodniejemy. Nie dziwota, skoro nawet zwierzęta w Wigilię mówią ludzkim głosem. Wierzcie lub nie, ale dzisiaj postaram się być miły i mało zgryźliwy.


       Dosyć z rzadka zdarza mi się pisać o lokalnej władzy dobrze. Nie raz i nie dwa kipiałem na prezydenta Jacka Wójcickiego inteligentnym gniewem, ale pomysł krytykowania go za wszystko, jest po prostu głupi. Wielu innych też staje na głowie, by mu ciagle coś zarzucić. Najciekawsze jest to, że najmniej przejmuje się tym zainteresowany. Stanowi twardy orzech do zgryzienia dla autorów krytyki, bo nawet jak nic nie idzie jak po przysłowiowym maśle, to po prezydencie spływa jak po kaczce.

       Jestem młody, ale pamięć mam chyba ułomną, bo nie mogę sobie przypomnieć prezydenta, który nie byłby krytykowany za wszystko. Z oczekiwaniami wobec kolejnych włodarzy zawsze było tak samo jak z dziurami w VIP-owskiej loży na stadionie „Stilonu”. Zatkali jedną dziurę, czyli spełnili obietnice środowiska, partii lub osiedla, a tu zaczęło cieknąć przez dziesięć innych. 

       Ani Henrykowi Maciejowi Woźniakowi, ani Tadeuszowi Jędrzejczakowi, a tym bardziej Wójcickiemu, nigdy wiatr nie wiał w żagle. Nigdy nie było też „flauty”, a reczej sztormy, silne burze i pioruny.

      Tym bardziej smuci fakt, że panowie nie potrafią ze sobą rozmawiać, skoro w święta rozmawiają nawet zwierzęta. Nie chodzi o to, żeby sztucznie pudrować różnice, ale ich brak dialogu to prawdziwa gwiazdka z nieba dla kolegów z Zielonej Góry. 

      W pisaniu historii gorzowskiej głupoty udział ma wielu i nie są to tylko politycy, ale czas na to, by ten romans z głupotą i narcyzmem w końcu się skończył. Za okręt o nazwie Gorzów odpowiada nie tylko obecny włodarz miasta, ale również jego poprzednicy, a nawet ci wszyscy, którzy w potylicy głowy myślą o prezydenturze. Dzisiaj ten okręt płynie i łapie unijny wiatr w inwestycyjne żagle, ale może przyjść czas, że pojawią się dziury trudne do załatania.

        Szkoda, że w wyniku osobistych animozji tracą z oczu to co ważne. Przykład pierwszy z brzegu: ulica Kostrzyńska. To nie Wójcicki jest winien, że inwestycja się ślimaczy, ale miłośnicy paprotników, którzy dzisiaj w paprociach powinni się schować. Moja miłość do Jędrzejczaka jest trochę ślepa, ale nie jest upośledzona: wiem jednak, że jego koncepcja dwupasmówki była lepsza. Inna sprawa, że nikt nie mógł przewidzieć drastycznego wzrostu cen. 

       Mój rzut oka na Kostrzyńską nie jest przypadkiem, ponieważ jechałem tą drogą i wrażenie robi nie tylko asfalt, ale zagospodarowanie pobocza. Szukający niegdyś dziury w całym, mają powód do wstydu. Wypisz wymaluj jak ci, którzy przed laty oprotestowywali budowę „Słowianki”, drogi przez Park Kopernika, bulwarów nadwarciańskich czy filharmonii.

    Tak to się jednak utarło nad Wartą, że głównym zajęciem tych wszystkich, którzy nie są prezydentami lub prezydentowi politycznie bliscy, jest krytyka. Grają na foul, dbając o formę w uprawianiu miejskiego zdziczenia, a my możemy się pocieszać, że robią tak nie wszyscy. 

     Nawiasem mówiąc, ci ostatni są marginesem i widać to chociażby po liczbie uczestników programu „Bohater Gorzowski”. Setki  aktywnych działaczy sportowych, ludzi prowadzący fundacje i stowarzyszenia, bezimiennych atywistów przy parafiach, a nawet kilku radnych bez parcia na radiowy mikrofon i nowe studio Telewizji Gorzów. Ich entuzjazm i zaangażowanie bywa zaraźliwe.

      Na tyle koniec oczekiwań i pochwał, bo publicysta taki jak ja, bardziej nadaje się do roli diabła, niż anioła. Tak po prostu, nie da się mnie przerobić w anioła, nawet gdybym chciał być tak postrzegany. Ludzkim głosem pisać potrafię, ale z publicystycznymi rogami mi do twarzy.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...