Przejdź do głównej zawartości

Klasa próżniacza dała sobie podwyżkę


Jak okiem siegnąć, szerzy się w naszym życiu publicznym prywata i załatwiactwo. Maski opadły także gorzowskim radnym, a ich wzniosłe hasła o służbie publicznej okazały się wydmuszkami. Oto zagwarantowali sobie sto procent rajcowskiej diety na wypadek, gdyby musieli przebywać na zwolnieniu lekarskim.


      Tak właśnie mało atrakcyjną nudę kwarantanny rozwiali nasi wybrańcy. Setki lub nawet tysiące gorzowian tracących właśnie pracę, którym dochody z powodu epidemii zmalały lub zostali ich pozbawieni, mogą poczuć dumę z faktu, że ich samorządowi przedstawiciele krzywdy mieć nie będą. Z tej uchwały wyłania się rozpaczliwy obraz kolejnej już Rady Miasta, która rzadko kiedy potrafi zaskoczyć pozytywnie. 

         Radni zagwarantowali sobie finansową kroplówkę na wypadek choroby, chociaż dieta nie jest wynagrodzeniem, a jedynie rekompensatą za utratę dochodów w zakładzie pracy.

        Nie wszyscy jednak pracują zawodowo. Głównym orędownikiem, takim „spirytus movens” tego przedsięwzięcia, był doświadczony i zasłużony przewodniczący Jan Kaczanowski. Dla młodszych radnych powinien być autorytetem jak mistrz Jedi, a stał się uosobieniem czasów dobrze mu z życia w PRL-u znanych: czy się stoi, czy się leży, stówka się należy. 

       Jego wystąpienia w sprawach społecznych wyglądały jak "memlolenie bezzębnego starca”, ale było to bardzo autentyczne i wiarygodne. Teraz ten wiarus gorzowskiego samorządu pokazał ciągoty szulerskie. Wchodząc w buty człowieka, który dla kilku złotych dodatkowo w czasie choroby i nicnierobienia, poświęci cały swój dorobek.

    Rzeczową krytykę uchwały podjęła Marta Bejnar-Bejnarowicz, ale reszta w brawurowych ślinotokach o wyższości stówki nad honorem, czekała na decyzję. Z ust przewodniczacego padły nawet nikczemne słowa: „Radni są takimi samymi ludźmi jak wszyscy”. Chyba nie, bo żadnych innych ludzi przed zwolnieniem lub obniżeniem wynagrodzeniem nie chroni ustawa.

        Jedno jest pewne. Po tej akcji z dietami za nicnierobienie, większa połowa radnych nie będzie już musiała płacić za swoje karykatury, ponieważ sami się nimi stali. 

       Bycie radnym było kiedyś zaszczytem i aktywnością dla dorbra publicznego. Sęk w tym, że sprawy oczywiste kiedyś, przestały być oczywiste dzisiaj. Banał, że do Rady Miasta nie idzie się dla pieniędzy, jest dzisiaj opinią niemal wywrotową.

         To oderwanie się radnych "od bazy" jest tak duże, że wśród wielu mieszkańców panuje przekonanie, iż nie warto być aktywnym, bo nikt tego nie doceni.

         I tu docieramy do najważniejszej lekcji ostatnich lat, ale również wynikającej z tej uchwały. Trzeba mieć nadzieję, że w obliczu epidemii, mocno obniżył się u gorzowian próg tolerancji dla mowy trawy, politycznego cynizmu i dla polityków, którzy go praktykują. Przez najbliższe lata trzeba zatkać nos i tolerować dużą ilość „gołodupców” w Radzie Miasta, ale nie później. 

       „Wojny niewypowiedziane” – to stwierdzenie profesora Zbigniewa Brzezińskiego, ale chyba właśnie wchodzimy w etap, że trzeba się z klasą polityczna policzyć.

      Akcja z dietą jest moralnie wątpliwa, społecznie szkodliwa, a politycznie nonszalancka. Znamy się z tymi wszystkimi politykami od wielu lat, a jednak ich wybieramy. Potem musimy słuchać podobnych do Klaudii Jachiry, która wali między oczy: „Może nie jesteśmy doskonali, ale to wy nas wybieracie”. 

      Nic dodać. Nic ująć.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...