Mając w Polsce śmiesznych
polityków, karykaturalnego prezydenta i premiera, ponieważ krajem rządzi
szeregowy poseł, otrzymamy do kompletu parodię demokracji i jej święta. Nie ma
takiej stawki, której „dobra zmiana” nie wydałaby, aby zapewnić swojemu
figurantowi wyborcze zwycięstwo.
W kwestii wyborów rząd PiS-u i opozycja stoją po dwóch stronach Rowu
Mariańskiego, ale ci pierwsi mają demokrację znacznie głębiej niż 10994 metry.
Gdzieś w ciemnosciach dziurki, która znajduje się pomiędzy plecami, a miejscem
rozpoczynania się nóg.
Reguły umarły i będzie jeszcze gorzej. Podobno przewidział to jasnowidz
Jackowski, ale przecież my znamy Orwellowski „Rok 1984”, pamiętamy co zgotował
Polakom w 1981 roku generał Jaruzelski. Obecnie jesteśmy w odpowiedniku roku
1947. Wtedy również o wyniku wyborów zadecydowała sprawność aparatu
bezpieczeństwa. Lansowana wręcz uporczywie korespondencyjna forma głosowania,
to powtórka z tych wyborów, a także poprzedzającego je referendum w 1946 roku.
Bezpośredniość, tajność i wolność wyborów rządzący mają w nosie i musi to
być nos duży. Większy niz wicepremiera Sasina, może nawet większy od Pinokia,
ponieważ mieszczą się tam wszystkie możliwe manipulacje. Podobnych nie opisał
ani kardynał Richelieu, ani Orwell, ani nawet Machiavelli.
„Mierzi mnie, jak upadek demokracji, obwieszczają ludzie wiernie służący w
PRL totalitarnej władzy” – obwieścił na portalu społecznościowym były poseł i
szef „Solidarności”, nasz lokalny „Towarzysz Szmaciak”, Dyzma, Anioł, „Miś” i kto tam jeszcze. Propaguje półprawdy,
a pół prawdy, to zawsze jedno kłamstwo. Trudno nie zgodzić się z Kasią
Nosowską, która śpiewa: „Kto się rodzi prostakiem, prostakiem przemija, choćby
słoma w butach ze złota była”.
To prawda, bo o ile poseł Kaczyński,
to polityczny szaleniec, najgorsi są wszelkiej maści „YESmeni”, potakiwacze i
wzeliniarze. Nie byłoby tej wyborczej hucpy, gdyby nie ludzie bez kręgosłupów.
Długa jest lista przewin opozycji, która straszyła dyktaturą, gdy nie było
to niczym uzasadnione. Jeszcze większa jest lista opozycyjnych wygłupów,
dowodów nieudolnosci oraz zwykłego lanserstwa i prostactwa. W jednym mają
rację: ani krok dalej z PiS-em. Opozycja kuszona jest zmiana konstytucji lub
innymi pomysłami. Słusznie się na to nie godzi. To nie „Sami swoi”, gdzie
Kazimierz Pawlak mówił: „U mnie słowo droższe od pieniędzy”. Mamy do czynienia
raczej ze „Sztosem”, gdzie nie ma miejsca na imperatyw kategoryczny Kanta, ale
polityczne kantowanie każdego i wszędzie.
Wisienkę na torcie ujrzeliśmy dzisiaj, gdy wicepremier oświadczył, że rząd
postanowił wydrukować karty do głosowania, zanim korespondencyjna forma wyborów
stanie się prawem. To tak, jakby szykować dla PiS-owców miejsca w więzieniach,
choć nie wiadomo jeszcze, czy nie będą rządzili także po wyborach za trzy lata.
Wszystko to niebezpiecznie balansuje na granicy czegoś, co wcale nie musi
być za kilka miesięcy abstrakcją, gdy wybranego korespondencyjnie Prezydenta RP
naród eksmituje z Pałacu Prezydenckiego przy pomocy kijów, ognia i kopniaków.
Byłby to scenariusz najgorszy, ale wcale nie jest niemożliwy. Pewny jestem
tego, że w reku będę trzymał i Konstytucję, i kija.
Nie wszystko co robi PiS jest złe, a niektóre rzeczy były dużo lepsze, niż
wszystko co robiła Platforma Obywatelska z PSL-em. Więszkość z nas nie chce w
polityce korekty, delikatnej zmiany lub podmiany. Chcemy ogromnego
przemeblowania na scenie politycznej. Dzisiaj musimy żyć z nieudacznikami z
opozycji, bo gra toczy się o dużo więcej, niż lubię lub nie lubię. Poza tym, poza
parlamentem jest wielu sensownych opozycjonistów. Ważne, żeby nie zmarnować
czasu po 10 maja.
Pierwszy krok, to bojkot pseudowyborów. Udział w nich, to legitymizowanie
bezprawia i kwestia osobistej przyzwoitości. Nie wiadomo czy karty do
głosowania będą się nadawały do toalety, ale poza dyskusją nie będą się
nadawały do tego, by wybrać Pierwszego Obywatela RP.