Jeden winny, dwoje naparzających
się urzędników spoza kręgu obwinionych. Ten
konflikt nie promieniuje powagą. Zielonogórski Dom Kombatanta znalazł się w
epicentrum oka politycznego cyklonu, a właściwie zwykłej młócki, gdzie zakładnikami
są pensjonariusze. Nie jest to konflikt o jedną placówkę. On pokazuje dużo
więcej i nie wystawia najlepszej laurki aktorom pierwszoplanowym, tym z
drugiego planu, a także suflerom.
Wojewoda, marszałek i prezydent największego
miasta w regionie, to jedna lubuska rodzina. W ostatnich dniach mocno
patologiczna, bo głównie na siebie pohukuje i szczuje.
Miedzy marszałek Elżbietą Polak, a wojewodą Władysławem
Dajczakiem iskrzy od dawna i oboje trudno uznać za urzędników umiarkowanych.
Są zakładnikami swoich partii politycznych, a więc w każdym sporze górę bierze
polityka. Tym razem nie musiało tak być, ponieważ polityczną odpowiedzialność ponosi
prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki.
On sam mógłby wskazać faktycznego winnego, a właściwie winną, ale z sobie tylko
znanych powodów woli milczeć.
Zasługi
marszałek Elżbiety Polak dla lubuskiej służby zdrowia są bezsprzeczne, a jej
troska o standardy w placówkach medycznych szczera. Tyle tylko, że w ostatnich
tygodniach, to zaangażowanie przybrało formę krucjaty. Pouczenia zamieniły się
w krzyk - w dziesiątym roku swojego urzędowania zrzuciła garsonkę, a ubrała
zbroję.
Sprawa zielonogórskiego DPS-u jest bez precedensu
i ma dużą społeczną siłę rażenia. Punktem wyjścia jest uświadomienie sobie, że
w zielonogórskiej placówce rzeczywiście działo się źle. Formalnie odpowiedzialny
za nią prezydent Janusz Kubicki łudził się, że nigdy i nic się nie stanie, ale
złe rzeczy dziać się zaczęły. „Wszyscy
potrafią doradzać, ale tych którzy byliby odważni i poszli tam pracować, nie
ma. Schowali się, bo każdy jest gotów zza węgła i rogu doradzać, a także
krytykować” – skonstatował.
"Zasługi marszałek Elżbiety Polak dla lubuskiej służby zdrowia są bezsprzeczne, a jej troska o standardy placówek medycznych szczera. Tyle tylko, że w ostatnich tygodniach, to zaangażowanie przybrało formę krucjaty".
Waga sprawy jest wyjątkowa, bo pensjonariusze są w
ciężkim stanie i zostali rozwiezieni do wielu szpitali. Temat nie schodzi z
internetowych serwisów. Niektórzy radni piszą nowy rozdział w dziedzinie
finansowania służby zdrowia w Lubuskiem - dolewając oliwy do ognia, uprawiają „szpitalne dziadostwo” w postaci
publicznej zbiórki środków czystości. To odpowiedź na apel kierownictwa
szpitala, choć ich postawa ma prawo dziwić. W pierwszym etapie epidemii z
budżetu państwa i miasta, a także od prywatnych darczyńców – a nawet biskupa Tadeusza Lityńskiego - otrzymali
krocie, choć zakażonych praktycznie nie było. Dzisiaj utyskują, że potrzebują
dużo więcej, ponieważ doszło do sytuacji, którą bez problemu można było
przewidzieć – w szpitalu są osoby zakażone.
"W pierwszym etapie pandemii do szpitala płynęły miliony dotacji i setki tysięcy od darczyńców; wspierał biskup Lityński, Robert Lewandowski i wielu gorzowian. Dziś szpital nie ma na grzebienie, szampon i mydło. Wtedy nie było zakazonych na koronawirusa".
Los pensjonariuszy DPS byłby przesądzony, gdyby
nie tekst red. Maji Sałwackiej z „Gazety Wyborczej”. Jako pierwsza sprawę
nagłośniła w „Dużym Formacie”, i
chociaż lokalna „GW” w lubuskiej wojence politycznej trzyma stronę marszałek, w
tekście nie było nawet najmniejszego akcentu o charakterze politycznym. Dała
szansę i czas władzom Zielonej Góry, a one z tego nie skorzystały.
Dziś wizerunek Winnego Grodu ledwie zipie, a w
szumiącym gwarze sieci znikają argumenty. Nigdy nie jest tak, że stuprocentową
winę ponosi tylko jedna strona.
Nie chcę przez to powiedzieć, że w zielonogórskim
DPS-ie nie było zaniedbań za które współodpowiedzialny jest prezydent Kubicki.
Z osobistych doświadczeń wiem, że w podległym marszałek Polak szpitalu,
potrafią zakażać niemal na śmierć także bez koronawirusa. Potrafią też
doskonale to kamuflować, nic sobie z tego nie robiąc. Prezesi Ostrouch i
Surowiec doskonale wiedzą o co chodzi. Rzecz jasna marszałek nie, bo do niej
trafiają tylko dobre wieści.
Rozmiar dramatu pensjonariuszy wszyscy znają.
Pozostaje banalne pytanie: po co tyle krzyku, propagandy oraz wzajemnych
oskarżeń? To już akrobatyka dużej wysokości, która ma swoją genezę w próbie
zmiany układu we władzach województwa. Dzisiaj Polak zarzuca Kubickiemu
bagatelizowanie zarazy poprzez pisanie o „koronaściemie”.
Jej przeciwnicy przypominają konferencję prasową, gdzie ogłosiła koniec
koronawirusa. Fakty są takie, że Kubicki się zaraził, a podobno świetnie
przygotowany szpital w Gorzowie ma dużą liczbę pacjentów z Covid’19.
Tylko gdzie są pieniądze z publicznych zbiórek i dotacji, skoro teraz trzeba zbierać na szampon, grzebienie i peluchy? W sumie, to powinien to przywieźć ktoś z Zielonej Góry, bo pensjonariusze DPS-u nie mieszkali tam za darmo, ale grube pieniądze.
"W zielonogórskiej placówce rzeczywiście działo się źle. Formalnie odpowiedzialny za nią prezydent Janusz Kubicki łudził się, że nigdy i nic się nie stanie, ale złe rzeczy dziać się zaczęły".
Na linii strzału znalazł się wojewoda Władysław Dajczak, chociaż słusznie
podjął decyzję o ewakuacji i rozlokowaniu seniorów w szpitalach. Od marszałek
Polak oberwał nie pierwszy raz. Koronawirusowe starcie numer jeden miało
miejsce w kwietniu. Trochę na własne życzenie i w konsekwencji osobistych
zaniedbań, ale to znów nie był właściwy czas i moment.
W całej sprawie najbardziej bulwersującą rzeczą
jest to, że osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo Lubuszan, nie potrafią ze
sobą rozmawiać.
„Dziwi mnie ten najazd dzisiaj, bo nie rokuje dobrej współpracy, a ona jest niezbędna” – to opinia poseł Anity Kucharskiej-Dziedzic w kwestii kontroli poselskiej, którą w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim przeprowadzili parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej: Tomasz Aniśko i Krystyna Sibińska. „Dlaczego Prezydent Zielonej Góry nic nie zrobił? Dlaczego Wojewoda Lubuski nie reagował?” – podgrzewa atmosferę na Facebooku marszałek Polak. Jej niedzielna konferencja prasowa, a także list prezesa Jerzego Ostroucha do wojewody Władysława Dajczaka w sprawie „zaniedbań w opiece pielęgniarskiej” pensjonariuszy DPS, to chwyty na miarę ery kamienia łupanego. Kierownictwo szpitala zaapelowało o wsparcie zakonnic, zapominając chyba o tym, że swój pielęgniarski dyplom z deklaracją aktywnej pomocy – w czasie gdy w Gorzowie nie było chorych na Covid’19 – deklarował wiceprezes Robert Surowiec. Ma teraz szansę.
Haręźlak na tacy. Faktem jest, że ta ostatnia ma sporo za uszami, choć kreuje się na kogoś całkiem innego. DPS nie było jej oczkiem w głowie, ale dziurą w miejscu, gdzie kończą się plecy, a zaczynają nogi.
Glos dał również podwładny marszałek Polak ze
szpitala Mirosław Marcinkiewicz,
który pod nieobecność przewodniczącej sejmiku postanowił nieskutecznie zwołać
sesję. Nie ma takich pieniedzy, których lubuska Platforma Obywatelska nie
wydałaby, żeby dostać głowę Kubickiego i Wiolety
Haręźlak na tacy. Faktem jest, że ta ostatnia ma sporo za uszami, choć
kreuje się na kogoś całkiem innego. DPS nie było jej oczkiem w głowie, ale
dziurą w miejscu, gdzie kończą się plecy, a zaczynają nogi.
To nie zwalnia nikogo z umiaru w komunikacji.
Marszałkowska propaganda wygląda na nalot dywanowy, i chociaż w słusznej
sprawie, nie jest do końca jasne, czy intencje są czyste; czy chodzi tu tylko o
chorych seniorów, czy może o nich tylko przy okazji.
Całkiem niepotrzebnie marszałek
Polak dyryguje swojemu zespołowi sztachetą, zamiast subtelną batutą. Zapłaci za
to wysoką cenę. Zapewne jest to konsekwencją podszeptów ze strony partyjnych
macherów, ale to niepotrzebne walenie w klatkę z lwami. To nie jest styl godny
politycznego szachisty, ale kogoś, kto umie grać co najwyżej w bierki. Pytanie:
gra czy jest rozgrywana?
"W całej sprawie najbardziej bulwersującą rzeczą jest to, że osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo Lubuszan, nie potrafią ze sobą rozmawiać".
Po tylu latach
marszałkowania można już nie odróżniać fałszywych pochlebców, którzy prawdę o
niej mówią tylko za plecami, od ludzi szczerze życzących jej sukcesów. To nie
jest czas na robienie politycznych szopek. Dzisiaj zmarł jeden z pacjentów, a wszystko wyglada jak chocholi taniec na trumnie.
Przyznaję się, mam
słabość do marszałek Polak. W przeciwieństwie do jej otoczenia, piszę i mówię
wprost, niczego nie oczekując. Ktoś musi bić na alarm, gdy inni wmawiają, że
wszystko jest jak w najlepszym porządku. Nonsensy pochlebców w niczym jej nie
pomogą, lajki i posty lizusów są może miłe, ale pachną interesownością – może
nie dziś, ale za jakiś czas.
Przepis na wyjście z tej absurdalnej sytuacji jest
prosty: trzeba zacząć rozmawiać. Jest chyba stół, który pomieści marszałek,
wojewodę i prezydenta Zielonej Góry...