Dosyć powszechna jest na
prawicy opinia, że Prawo i Sprawiedliwość przypomina Platformę Obywatelską w schyłkowym okresie jej rządów. Tylko
eksponowanie nowego pokolenia polityków bez aparatczykowskiego nadęcia, może
sprawić, że prawica będzie słuchana przez młody elektorat, który dzisiaj
skłania się ku lewicy i Konfederacji.
Urodzaju na sensownych polityków prawicy nie ma
nad Wartą od lat. Albo przeszarżowali, jak Robert
Anacki z Porozumienia, albo niepotrzebnie poszybowali w skrajności, co
przydarzyło się utalentowanemu Sebastianowi
Pieńkowskiemu z PiS. Wielu i wiele obiecuje sobie po Tomaszu Rafalskim, ale nie jest tajemnicą, że pławi się głównie
światłem odbitym od swojej znanej i szanowanej matki. Siebie samego jeszcze nie
pokazał, choć trzeba mu uczciwie oddać, że robi postępy. Piotr Bartczak, Jacek
Budziński czy Jarosław Porwich,
to mniej więcej tacy sami „młodzieżowcy”
jak z Bogusława Wontora lider
Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej.
O ile w Platformie Obywatelskiej kariery robili
młodzi bez kręgosłupów, to na prawicy jest inaczej. Owszem, zdarzają się
wyjątki. Sen o potędze przyśnił się radnemu Anackiemu, ale polityka okazała się
dla niego jedynie wygodnym wytrychem do robienia interesów na styku państwo i
biznes. Dzisiaj jego kariera pikuje w dół i może go zaprowadzić do budynków
administracji publicznej, które nie są parlamentem, ministerstwem, ani nawet
urzędem wojewódzkim lub miejskim. W polityce więcej, wcale nie oznacza lepiej,
czasami mniej kogoś, oznacza więcej.
Zjednoczona prawica ma skąd czerpać. Ten rebranding
nie może jednak polegać na promowaniu nowych haseł przez starych aktorów.
Dlatego właśnie w PiS pilnie obserwują kadrowe objawienia w partiach
satelickich. Nie jest wykluczone, że to właśnie one będą personalnym
rezerwuarem przed kolejnymi wyborami samorządowymi. Lubuskim działaczom
Solidarnej Polski i Partii Republikańskiej do wielkiej polityki jeszcze daleko,
ale pierwsze szlify mają już za sobą.
Dobrze to widać na przykładzie Sławomira Giżyckiego. To wzięty przedsiębiorca z dużą listą
sukcesów, społecznik oraz doradca ds. samorządu w Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów, gdzie bliżej współpracuje z ministrem Michałem Cieślakiem. Kilka tygodni temu został pełnomocnikiem
Partii Republikańskiej w Lubuskiem i Zachodniopomorskiem. „W życiu zawodowym oraz społecznym kieruję się
zasadą, aby otaczać się ludźmi lepszymi i mądrzejszymi od siebie. Nie chcę być
perkusistą w zespole, gdzie nie znają nut” – mówi w rozmowie z Nad Wartą. W
lokalnej polityce funkcjonuje trochę na boku, ale nie z konieczności, lecz z
wyboru. Nie ma przysłowiowego „parcia na
szkło”, choć do powiedzenia ma więcej, niż tuzin bywalców lokalnych
rozgłośni.
Partia Republikańska, to inicjatywa europosła Adama Bielana. Już teraz można
pospekulować, że w przyszłych podziałach miejsc na listach wyborczych różnych
szczebli, będzie „pieszczochem”
prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nic
dziwnego, że stronnictwo rozwija się w Lubuskiem dynamicznie. „Nie zamykamy się na nikogo, bo największą
bolączką polskiej i regionalnej polityki jest szufladkowanie każdego i
wszędzie. Zanim ktoś coś powie, już mu wystawiają opinię” – dodaje szef
regionalnych struktur Partii Republikańskiej. Choć Pochodzi z Podlasia i
tradycyjne wartości są mu bardzo bliskie, nie ma apetytu na wymuszanie od
innych podobnej postawy. „Wiem skąd
pochodzę i jestem Polakiem, nikogo nie przekreślam, nawet jak ma problem z
podobną identyfikacją” - konstatuje Giżycki.
Narracja, że prawicę popierają jedynie seniorzy
oraz beneficjenci świadczeń socjalnych jest partyjnie nachalna oraz
jednostronna. Innym niż Giżycki przykładem jest Olimpia Tomczyk-Iwko z Solidarnej Polski. Odkąd odeszła z KUKIZ-15
idzie jak burza, a Zbigniew Ziobro
ma w Lubuskiem godną reprezentację. Nowych idei nie da się promować w stary
sposób; do tego potrzebne jest nowe pokolenie polityków, którzy nie zanudzają
opowieściami z czasach mchu i paproci.
Inaczej mówiąc, na prawej stronie odbywa się to,
na co długo nie będzie miejsca w Platformie Obywatelskiej i Nowoczesnej. Szefem
tej ostatniej, jedynie z powodów koniunkturalnych w kontekście wyborów do
Sejmu, został kilka tygodni temu leciwy radny Jerzy Wierchowicz, który nie uwodzi już ani pomysłami, ani inteligencją
- to wymaga pracy innych mięśni niż w tenisie. Nie ma też szans na zmianę
pokoleniową w lubuskiej Platformie Obywatelskiej, która sielankowe czasy z okresu
wewnątrzpartyjnego fermentu intelektualnego pod wodzą Jacka Bachalskiego, ma już dawno za sobą. Najzabawniejsze jest to,
że dawni młodzi, stali się tacy sami jak krytykowani przez nich starzy.
Albo Elżbieta
Rafalska i Marek Ast będą
udawać, że poza wiarusami z PiS nie ma na prawicy nikogo rozsądnego, co oznacza
oparcie się na biernych i wiernych, albo dadzą im szansę i zaczną rozumieć
język trzeciej dekady XXI wieku. Gra na czas jest bez sensu, bo politykę
zaczyna zmieniać demografia, a nie partyjne programy. Jeśli Zjednoczona prawica
nie chce skończyć jak Kodak, który przegapił moment przejścia ze zdjęć na
papierze oraz filmów na nośniki cyfrowe, musi zacząć słuchać nowy narybek z
partii sojuszniczych.