Przejdź do głównej zawartości

Wontor, lewicowy półbóg zwalony z Olimpu. Tak powstaje Nowa Lewica.

Czy widzieliście kiedyś gości kiwających głowami: raz do przodu, raz do tyłu? To członkowie starej gwardii Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy nie chcą, aby w głowach zastygł im beton. Na lewicy rozpoczął się bój, który ma również akcenty lubuskie.



Nie wiadomo, czy rozpoczęty proces samozaorania się przez SLD tuż przed 22 lipca – rocznicą manifestu PKWN, to świadomy wybór. Niezależnie od tego, na horyzoncie widać już wieko trumny, które ostatecznie przykryje tą partię, aby „w spokoju” mogło ją zjeść robactwo historii.

W Lubuskiem łatwo nie będzie, ale marginalizacja Bogusława Wontora dobrze lewicowemu elektoratowi zrobi. W tym przypadku lekarstwo nie będzie gorsze od choroby. Liderka Wiosny Anita Kucharska-Dziedzic, to zupełnie inny level. Lewicowe formacje w Lubuskiem nie miały dotychczas prawdziwej twarzy, jedynie styraną od politycznych gierek gębę. W oczach przeciętnego mieszkańca regionu, ta partia nie istnieje, albo jest nie wiadomo czym; najczęściej niewielką agencją pośrednictwa pracy dla swoich w Urzędzie Marszałkowskim.

Dość przypomnieć, że w Sejmiku Województwa Lubuskiego ma zaledwie dwóch radnych, choć trzeba oddać, że na jedenastu w skali kraju, to i tak dobry wynik. Jednak Maria Jaworska i Tadeusz Jędrzejczak, to inna para kaloszy – sukcesy zawdzięczają głównie sobie, a nie partii od której chętnie się dystansują. Dlaczego? Ponieważ pod wodzą B. Wontora nikt nie zamierza korzystać z ich ogromnej wiedzy oraz doświadczenia. Sam Jędrzejczak wielokrotnie zalazł Wontorowi za skórę, bo prezentował niezależność oraz intelektualny sznyt, któremu ten ostatni nie sprosta nawet z poziomu Kosmosu.

Podobnie jest w całym kraju, gdzie „baronowie” SLD walczą o życie, by nie dać się zdominować w Nowej Lewicy, partii mającej powstać z połączenia się SLD i Wiosny Roberta Biedronia. Gołym okiem więc widać, że SLD-owski beton gra na rozbicie zjednoczeniowej inicjatywy. Boją się, że gdy lewica wejdzie z poziomu 0.1 na poziom 0.2, mogą nie dać rady: intelektualnie, organizacyjnie oraz w terenie, gdzie mało kto ma dzisiaj ochotę na wysłuchiwanie mądrości starych działaczy zza zielonych obrusów.

Baronowie, tacy jak poseł Bogusław Wontor, nie chcą oddać „rządu dusz” nad lewicowym elektoratem, bo obawiają się o swoją przyszłość. Problem polega na tym, że posłuchu i szacunku nie mają wśród wyborów już od dawna. Lider lubuskiego SLD nie byłby dzisiaj posłem, gdyby nie doskonały wynik Kucharskiej-Dziedzic, która w ostatnich wyborach dostała 30 581 głosów, a on zaledwie 18 950. Dość przypomnieć, że rok wcześniej nie zdobył nawet mandatu do Sejmiku Wojewódzkiego.

               Teraz energia, która powinna zostać przeznaczona na wypromowanie Nowej Lewicy, za sprawą jeszcze kilku innych baronów w kraju, zostanie zużyta na zwalczanie Włodzimierza Czarzastego oraz krytyki Nowej Lewicy. Dzieje się tak dlatego, że trwanie w bezruchu i bycie w opozycji dla wielu działaczy SLD jest po prostu wygodne. Będąc w parlamentarnej opozycji, ale biorąc udział w sprawowaniu władzy w regionach, nie mają ochoty na walkę, bo obrośli tłuszczem.

               Kiedy w Lubuskiem Wontor i Kucharska-Dziedzic wezmą się za łby, to za pierwszym opowiedzą się nieliczni, a tej ostatniej kibicować będą wszyscy. Lubuskie jest już inne niż wtedy, gdy lewica była tu hegemonem, a Wontor – niczym Lutek Danielak z filmu „Wodzirej” – kręcił kogo chciał. Kluczowe pytanie dla lewicowych aktywistów brzmi: chcą mieć partię, a nie sektę, a także lidera otwartegona nowe – czy anachroniczne struktury z obciachowym wodzem? Starych psów nie da się nauczyć nowych sztuczek, a elektorat oczekuje czegoś więcej, niż tylko: „Wicie, rozumicie”.

               Lewica ma przestrzeń do rozwoju. Wiele sondaży wskazuje, że odsetek młodych o poglądach lewicowych jest z roku na rok większy. W tym segmencie wiatr wieje więc w żagle, ale statek stoi w miejscu. Może dlatego, że z Olimpu nie chcą zejść półbogowie pokroju Wontora.

               Niektórzy zarzucają SLD i Wiośnie wsparcie dla rządowego Programu Odbudowy, a personalnie poseł Kucharskiej-Dziedzic, że wzięła udział w spotkaniu z marszałek Sejmu Elżbietą Witek, podobne zarzuty padają pod adresem radnej Beaty Kulczyckiej i wielu innych. Z szeregów lubuskiej Platformy Obywatelskiej dochodzą chamskie komentarze w tej sprawie, ale nikt nie powinien mieć wątpliwości, że to jest sekta. Buta i arogancja, to dwa słowa, które najlepiej charakteryzują polityków tej formacji, która dziś może udawać chadecję, jutro socjaldemokrację, ale najbardziej kochają pieniądze. Publiczne! Nie w mniejszym stopniu niż politycy Prawa i Sprawiedliwości.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...