Przejdź do głównej zawartości

Opowieść Wigilijna


O czym innym miałem pisać, ale czas jest prawie świąteczny i refleksje ponadpolityczne stają się nieuniknione. Cały Facebook i Instagram, naszpikowane są słodyczą, miłością i krzątaniną wokół tego, aby było fajnie. Okres przedświąteczny, to dla chrześcijan spory wysiłek – muszą przemierzyć drogę dłuższą niż z Nazaretu do Betlejem: TescoLidlBiedronkaDinoKaufland i NovaPark. Często nie jest to droga do „Groty Narodzenia”, ale cierpiętnicza „Via Dolorosa”.

Fot.: Robert Zemeckis/Disney / Materiał prasow

Wszyscy grają role napisane przez popkulturę i nikt nie stwarza nawet pozorów, że lepiej by było szczerze, niż fajnie. Na próżno szukać luster, by ujrzeć tam swój stosunek do rodziców, rodzeństwa, ukochanego, znajomych i podwładnych, bo blask świątecznych lampek jest tak duży, że oświetla tylko nasze ego. Wszystkie te, pożal się Boże szczere, wpisy tysięcy ludzi, tworzone są dwa razy w roku: na Boże Narodzenie i na Wielkanoc.

Kto by się odważył powiedzieć, że cała ta atmosfera, to jednak spora dawka hipokryzji i zakłamania, przypominająca pod marketami wiejski festyn. Z tą wszakże różnicą, że zamiast wieńca dożynkowego, mamy żłóbek. Wszystko inne zdaje się być podobne. Przedświąteczny czas, to wiara w gadatliwość zwierząt, ale jest mnóstwo dowodów na to, że szykując się do Wigilii i Bożego Narodzenia, to ludzie zamieniają się w zwierzęta. 

Nie pchaj się kur…a, dobrze ? Kolejka jest z tyłu” – szarmancko zwrócił uwagę swojemu bliźniemu pan w „Tesco” przy Słowiańskiej, na co ten zareagował równie biblijnie, ale trochę pod nosem, jakby obawiając się jego duchowej mocy: „Starczy tego karpia i dla ciebie pedale”. Święta, to również spora ilość alkoholu, co jest przecież zrozumiałe, bo jest co świętować, a Emmanuel nie rodzi się codziennie. To już obrazek z „Kauflanda”. Gdy starsza pani rzuciła w kolejce hasło, że na monopolu jest tańsza „Gorzka Żołądkowa”, stojący obok jegomość w czapce a’la Lenin, ruszył tam w pościg niczym pies tropiący zwierzynę. Kolejki pilnował mu drugi, a gdy przybiegł, oznajmił wieść godną narodzenia Pana: „Wziąłem cztery, bo jak się we wtorek nawalimy, to w środę wszystko zamknięte”. Na parkingu było równie dostojnie i przedświątecznie. „Możesz kur…a odjechać kawałek dalej !” – krzyknął facet w czapce Mikołaja i z choinką pod pachą, próbując otworzyć bagażnik.

Kochaj bliźniego, jak siebie samego, czy jak u Kanta: postępuj tak, jak byś chciał, aby postępowali wszyscy – głoszą znani duchowi przywódcy, czy filozofowie. Prościutkie, prawda ? To dlaczego takie trudne na poziomie codziennych relacji ? Może dlatego, że forma już dawno wyparła treść. Jak pieniądz – zły, wypiera ten dobry. Tak więc, kiedy zwierzęta przygotowują się do corocznego gadania, ludzie schodzą na psy. Dosłownie i w przenośni: warczymy na siebie, walczymy o sklepowe łowisko, a nawet potrafimy donośnie zaszczekać i ugryźć. „Wycieraczki może ?” – zagaił parkingowy przy Górczyńskiej. Nie potrzebowałem. Wystarczyły ręce - przetarłem oczy ze zdumienia i doszło do mnie, że to wszystko bez sensu.

Koleżanka chiała ostatnio odnowić relacje z dziewczyną, która od wszystkich się odcięła. Kupiła prezent i pojechała do jej rodzinnego domu, a ponieważ nikogo nie było, zostawiła prezent matce. Jakież było jej zdziwienie, gdy wieczorem dostała SMS-owego punch’a w stylu: odwal się ode mnie. Po tym wszystkim, to już tylko sobotni odpoczynek na „Słowiance”. Tam tata i syn, mistrz i uczeń: „Ile ona wydała? Nie dam już tej babie kasy. Wydała wszystko”. To akurat słowa mistrza. Gambil był słaby, bo uczeń wątku nie podjął i zarzucił mistrzowi, że nie ma internetowego konta.

Żyjemy w pysznych czasach, ale skarleliśmy. Skłonność do samookłamywania się w imię zrobienia świąt na wypasie, aby dobrze wypaść przed rodziną, zabiła prawdziwe emocje i radość. „Bo trzeba pokazać dzieciom” – mówią niektórzy. I słusznie. Trzeba dawać przykład, ale codziennie, a nie tylko w ten jeden dzień lub dwa. W tym przypadku, lekarstwo może się okazać gorsze od choroby. Gdy dzieci na co dzień widzą, że mama z wujkiem mają się jak Australijczyk z Aborygenem, a w Wigilię „kleją głupa” by się nie pogodzić, to nie jest to edukacyjne. Wykonywany przez nich szpagat, to propozycja z gatunku kabaretu. Wspólnym posiłkiem przy wigilijnym stole i zabawą dzieci, oswajają rzeczywistość, by po świętach, zza pudru i fasady górę wzięła codzienność: „Daj już spokój z tym wujem, był na święta.”.

Święta powinny być wielkim duchowym skokiem, a często bywają ostrym hamowaniem. Wigilia jest wspaniała i potrzebna, ale plasuje się w ścisłej czołówce Himalajów zakłamania. W tym dniu emocje falują jak rollercoasterze. W praktyce, oznacza to często nieszczere życzenia, nietrafione prezenty i biegunkę dobrych rad przy stole. Autorami tych ostatnich, są często ci, którzy powinni głównie milczeć. „Once a whore, always a whore” – nie tłumaczę, bo niecenzuralne, ale nie miejmy złudzeń, żadne święta nie zmienią, jak to mówią klasycy... kogoś tam, w kanarka. Są więc one jak kogel-mogel: mieszanką lansu, obżarstwa, rodzinnych mądrości i castingiem na prezenty. Osobiście, coraz mniej znajduję w nich tego, czym być powinny. Albo chociaż spokoju, refleksji i ucieczki od tego co mam na co dzień: rwącej rzeki zadań i tematów, wulkanu aktywności oraz oceanu perspektyw.

I jeszcze aspekt religijny, bez którego tych świąt by nie było. Wszystkie znane nam wyobrażenia Boga, stworzyli ludzie, i warto pamiętać, że jeśli On istnieje, to nawet te najdoskonalsze - z Biblii, literatury, sztuki i filozofii, nawet nie zahaczają o sedno sprawy. A wiara ? Wielu, bliższa niż nauka Kościoła, jest konstatacja Stanisława Jerzego Leca, oficjalnie ewangelika, a genealogicznie Żyda, który na pytanie o nią stwierdził: „Czy jestem wierzący ? Bóg jedyny raczy wiedzieć. A może Bóg upatrzył mnie na ateistę?”.

Właśnie, ta wizyta w kościele. Tu, parafrazując pisarkę Gretkowską, tym razem bez dzieci, bo wiadomo duchowni nie aniołowie, a słowa: „I nie wódź nas na pokuszenie”, w tym kontekście nabierają znaczenia szczególnego. Musi im wystarczyć figurka ze stajenki.

„Jest taki dzień, tylko jeden w każdym roku” – to znamy wszyscy. Ale tak nie jest nawet w ten jeden dzień. Wszystko prezentuje się tak, jakby codzienność potrzebowała dodatkowego zasilania. Łaziłem ostatnio sporo po sklepach, ale nie zauważyłem, by olewani na parkingach bezdomni, mieli szansę na miejsce przy stole, gdzie podobno wszyscy na nich czekają. Szkopuł w tym, że w cyrk jaki odbywa się wokół pustego miejsca przy stole, nie wierzą nawet dzieci. Zdecydowana większosć bardziej wierzy w Mikołaja, niż w to, że rodzice wpuszczą do domu bezdomnego. Bo to racja, szybciej przemówi do nas czworonóg, niż wędrowca posadzimy przy wigilijnym stole.

Może ów gorycz przypomina komuś skąpca Scrooge’a z „Opowieści wigilijnej”, albo szukanie pyłku na pięknej świątecznej powierzchni, ale jedno jest pewne – nie poleruję w ten sposób samego siebie. Jestem jaki jestem, z wadami i sporą ilością popełnionych błędów. Ktoś musi bić na alarm i wprowadzać trochę intelektualnego fermentu, nawet przed świętami i wiedząc, że trzęsąc drzewem prawdy, będą na niego spadały owoce krytyki.

Póki co, wszystkim Czytelnikom życzę zdrowych i wesołych świąt. Jest jeszcze chwila, aby się zastanowić, po co ten cały gwar. Czy nie jest tak, jak z psem próbującym złapać własny ogon: ta krzątanina jest pozorna. Wtedy uciekają rzeczy ważne, pytania i tematy o których można porozmawiać z bliskimi, nawet nie tymi najbliższymi po linii rodzinnej. Rozmowa bywa ważniejsza, niż dzielenie się symbolicznym opłatkiem. Szczerość szanujących się, znaczy więcej niż anachroniczna spowiedź.

Wesołych świąt. Żeby nie było, moje takie właśnie będą. Trzeba się jakoś dostosować, a poza tym, nawet jeśli sporo w tym wszystkim udawania, to udawajmy cały rok, całe dekady i całe życie. Może to jest jakiś sposób...



Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze. - Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji. Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborc...