Przejdź do głównej zawartości

Nadwarciańska Szopka Noworoczna


Rok jak każdy, choć gwiazda nie świeciła wszystkim po równo . Osłów odrzucili wyborcy, królów – jak to w naszym województwie – było więcej niż w Betlejem, a nietzschowska teza, że „Bóg umarł” nie sprawdziła się wcale, bo można odnieść wrażenie, że polityczni bogowie są wśród nas: ożywiają, kreują i zawsze są nieomylni. Problem z politykami jest ten sam od lat, ale mało kto rozumie, że jak w burdelu jest kiepski ruch, to nie zmienia się firanek, ale panienki.  


Najpierw jednak o końcu świata, który miał nadejść jak co roku, ale go nie było i raczej nic nie zapowiada, że nadejdzie. To znaczy, nadszedł – ale znacznie wcześniej i w innym wymiarze. Dla jednych była to przegrana w wyborach, dla innych obsadzenie w roli starosty – statysty, a  jeszcze dla innych - powstanie z politycznego grobu szefowej PSL-u. Może nie końcem świata, ale na pewno politycznej kariery, było wywalenie z LUW-u wicewojewody.

Okazuje się, że „zdradzonych o świcie” było więcej, a moce Mordoru za nic mają polityczne orientacje - podobny los spotkał szefa lubuskiej lewicy i ujeżdżającego go brata. Pierwszy poległ bo gbur i burak, drugi wolał procenty niż mnożenie. To znaczy mnożył, ale problemy.

Prawda jest taka, że im bardziej z perspektywy roku zaglądamy do środka lubuskiej polityki, tym bardziej tam pusto. To jak z Kubusiem Puchatkiem, który zagląda do garnuszka, a im głębiej wsadza swojego ryjka, tym bardziej nic tam nie ma. Czesław Miłosz zażartował niegdyś, że całe polskie życie umysłowe zmieściłoby się w trzech wagonach kolejowych. Pewnie nie miał na myśli polityków, bo ci zmieściliby się w jednym, a jeśli mowa o lubuskich, to problem byłby z obsadzeniem przedziału.

Mimo tego w naszym lubuskim kurniku aż się kurzy. W centrum burzy przyszłoroczne wybory i pytanie, kto usłyszy czarodziejskie: „Sorry, Gregory”. Perłą w koronie lubuskiej Platformy Obywatelskiej jest pani marszałek, ale pozostaje zagadką, czy nie zderzy się z murem oporu. W partii wodzów więcej niż Indian, ale zazdrośników i zawistników, to już całe hordy. Strzelają najczęściej zza węgła, ale ostro i na szczęście dla niej – na oślep.

W drużynie role na 2019 rozdane: marszałek do izby zadumy, wice w ławy poselskie, profesor chiałby euro, wiceprezydent od nieruchomości też na listy, ale miejsca do wiosłowania musi sobie szukać olimpijczyk.

W ferworze komentowania, zapomnieliśmy, że opłacamy również wolnego i solidarnego. Ocenę utrudnia fakt, że mało kto wie o jego istnieniu. Gdyby ów komentarz pisali dystrybutorzy alkoholu, byłaby trylogia, a tak – musimy się zadowolić wzmianką.

Jak chcesz grać dalej, to według zasad, które ustala kasyno – usłyszał eksprzewodniczący i niedoszły prezydent. Dla niego to nie pierwszyzna, bo z minister od 500 wojuje od dawna, a ponieważ fizjonomię dla wyborców ma odpychającą, w jesienną niedzielę nigdzie go nie wybiorą. Inna sprawa, ze ma konkurencję od Gowina – człeka z nadwyżką arogancji i agresji, chamstwa i pewności siebie.

Jeszcze jeden rzut oka nad Wartę. Cztery lata temu pomysłem na ucieczkę do przodu była senatorska żywa skamielina, ale zimny prysznic przyszedł teraz, gdy okazała się żywsza niż polityczna przyzwoitość. Trudno będzie z powagą traktować partię, która trzyma w swoich szeregach nie tylko ekskomucha, ale też PiS-owskiego kochanka. Szkopuł w tym, że ogon zaczął telepać psem, a na Północy pies nie ma zębów. Czarnym snem owada na K jest mecenas. Owad kasę z miasta głównie wysysał, a mecenas ładował ze swoich. Ze świeczką szukać czegoś na czym senatorski owad nie zarobił, jest jednak mnóstwo spraw za które filantrop i mecenas zapłacił.

Region jak kania dżdżu potrzebuje świeżości, a patrząc na samorządowych nowicjuszy, trzeba się liczyć z tym, że przyszłość będzie o niebo gorsza od tej, którą mieliśmy dotychczas.

Niebezpiecznie balansuje na granicy trucia nam życia, ale sprawie nie służy „dobra zmiana”. W kraju ogarnia ją orgia psucia, ale w Lubuskiem, raczej na spokojnie i bez fajerwerków. Na poziomie politycznego teatru, ci z PiS-u w pierwszej czterolatce popełnili mniej błędów, niż wyznawcy „martwych dusz” i zatrudniania dzieci. Może dlatego, że syn minister od 500 jest skromniejszy i doi tylko Europarlament, a tamci doili wszędzie.

Taki był ten rok i taki będzie ten przyszły w lubuskiej polityce. Polityczny szybkowar eksploduje gdzieś na wiosnę, a wtedy bedzie jasne, kto boksował powyżej wagi. Polityków nie interesuje nic poza władzą, ale wyborcy powinni wiedzieć – co powiedział niegdyś klasyk – że jak w burdelu jest kiepski ruch, to nie zmienia się firanek, ale panienki. 

       Pesymiści uważają, że bardziej strasznie i śmiesznie niż w wyborczy 2018 roku już być nie może, ale optymiści nie pozostawiają wątpliwości: „Oj może, może!”. Zabrzmi to niestosownie i kolokwialnie, ale trudno inaczej. Wiele spośród wszystkich działań, inicjatyw i wypowiedzi mijającego roku było jak sikanie w spodnie. Rozgrzewało sikających, polityków ubiegających się o samorządowe mandaty, ale nikt inny nie miał z tego pożytku. 


      Wnioski ? Może klasyk miał rację, gdy mówił, że ludzie nie powinni wiedzieć, jak robi się kiełbasę i politykę, bo potem nie chcą ani jeść, ani się angażować.




                                             

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze. - Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji. Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborc...