Lubuski poseł Nowoczesnej od
soboty zaczyna grę w pierwszej politycznej lidze. Nie będzie łatwo, bo to
drużyna mocno wypłukana z rezerw, a co za tym dalej idzie, nie wiadomo czy nie
spadnie z klubowej ekstraklasy. Z drugiej strony, od dawna wiadomo, że jest to
zespół na sprzedaż, tylko cena nie jest jeszcze ustalona.
![]() |
FOT.: PawelPudlowski |
Tym samym, Paweł
Pudłowski w roli szefa koła parlamentarnego Nowoczesnej, rozpoczyna nowy
etap w swojej politycznej karierze. Z drugiego szeregu pomocników, przechodzi
na pozycję kapitana drużyny i to w roli napastnika, która trochę nie pasuje do
jego charakteru. Czy da sobie radę? Ktoś z kogo media narodowe uczyniły bohatera
nieistniejącej afery, przeszedł już chrzest. Kolejny atut, to utrzymanie jedności
w partii - nie wszyscy chcieli iść do
wyborów samorządowych w ramach Koalicji Obywatelskiej, a oportuniści pokroju Jerzego Wierchowicza nie pomagali.
Przez ostatnie cztery lata Pudłowski potwierdził
swoje polityczne kwalifikacje i udało mu się zachować w lubuskich strukturach
plurazlizm poglądów, który w siostrzanej Platformie Obywatelskiej byłby nie do
przyjęcia.
Kiedy w Platformie trwało czyszczenie po Bożennie Bukiewicz, nowy szef
parlamentarnej reprezentacji Nowoczesnej, wykonywał pracę u podstaw. Taką, o
której Otto von Bismarck lubił
mawiać, że jest jak kiełbasa, którą ludzie lubią jeść, lecz nie powinni
wiedzieć, jak się ją przygotowuje. Dzisiaj, co prawda znacznie za późno,
przechodzi do pierwszej politycznej ligii i mocno rośnie w Lubuskiem. Powie ktoś,
że objęcie funkcji szefa parlamentarnej reprezentacji Nowoczesnej, to rola syndyka
masy upadłościowej, ale to duże uproszczenie. Sobotnia nominacja, przybliża Pudłowskiego
do realizacji największego marzenia – znalezienia się na dobrym miejscu w
konkurach o mandat w Parlamencie Europejskim.
Marzeniem wyborców jest sytuacja w której połowa
polityków Platfromy Obywatelskiej znika, a na scenie zostają tylko ludzie
pokroju Pudłowskiego, ale to mało realne. Politycy PO po trzech lub czterech
kadencjach w parlamencie nic sensownego nie potrafią już robić, a na rynku
pracy znaczą mniej, niż hudraulik, elektryk i mechanik samochodowy. Nie dziwi
więc, że mówienie dzisiaj o koalicji przeciw PiS-owi, to bajka dla wyborców.
„Nie planuję
być w polityce długo. Będę w niej tak długo, jak długo będę mógł dawać coś od
siebie. Mój plan jest taki, by nie być politykiem zbyt długo” – mówił w
wywiadzie dla Nad Wartą w styczniu 2017 roku, co oznacza, iż zdanie zmienił. W
piątek w Radiu Zachód skonstatował: „Jestem
za zbliżeniem środowisk, ale forma odejścia posłów Nowoczesnej do PO mi nie
odpowiada” – mówił na antenie.
Poza dyskusją, na pół roku przed wyborami do
Parlamentu Europejskiego i niespełna rok do Sejmu, wniesie do polskiej polityki
efekt nowości, co na tle fetoru i zgnilizny wydostających się z ław Platformy
Obywatelskiej, jest dobrym znakiem. Nikt już nie wierzy w potencjał liderów
krajowych PO, a Pudłowski jeszcze nie miał okazji, aby pokazać potencjał, który
skrywał lub prezentował jedynie w środowiskach eksperckich. Ma bardzo ważną cechę
– jest inteligentny, posiada korporacyjne doświadczenie i polityka nie jest dla
niego jedyną opcją dotrwania do emerytury. Jest opcją jedną z wielu, ale w
polskim Sejmie, tą najmniej atrakcyjną.
AntyPiSowska opozycja kompromituje się permanentnie i na różne sposoby, ale Paweł Pudłowski ma szansę tylko na suckes. I dobrze, chociaż szkoda, że tak późno.