Ten rewelacyjny sen miałem w
jedną z ostatnich nocy 2018 roku. Niestety obudziłem, zdajęc sobie sprawę, że
wielu gorzowskich polityków nadal nadal śpi, chociaż budzik dzwoni od dawna.
W moim śnie widzę gorzowskich uczniów Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu,
którzy kolejny już raz są laureatami nagrody „MIT Technology Reviev” dla
młodych innowatorów. Śniło mi się także, że znane światowe firmy fundują im stypendia,
bo nauka w CEZiB to już nie tylko zdobywanie zawodu, ale przepustka do kariery.
Miałem sen, że na 250 hektarach przy Myśliborskiej powstały nowe firmy i każda
z nich bije się o absolwentów unikalnych kierunków z zakresu robotyki oraz
programowania. Uśmiechnąłem się podczas snu, bo uczniów było tak wielu, że
policja skarżyła się na nocne imprezy, a właściciele lokalnych knajpek z tanim
jedzeniem, prześcicgali się w pomysłach, jak ściągnąć młodzież z licznych burs
i internatów, właśnie do siebie.
Codzienność jest o wiele bardziej kolorowa, niż błogi stan w objęciach
Morfeusza. Zawiera nie tylko kolory różowe, ale zdarzają się sprawy o
zabarwieniu szarym. No dobrze, to bez znieczulenia. Czarnym snem miasta jest
jego przyszłość. Chociaż raz bądźmy mądrzy przed, a nie po szkodzie. Po zmianie
systemu i pierwszych wyborach samorządowych, gorzowskie elity miały do wyboru
wiele wizji miasta: od ośrodka o charakterze stricte przemysłowym, przez – co
postulował już w obecnym wieku senator i biznesmen Jacek Bachalski – przyczółek
dla chińskiego biznesu w drodze do Europy, a na utopijnych mrzonkach o
akademickości, kończąc. Obecnie nie ma żadnej wizji. Jesteśmy w punkcie zero.
Dobre to i złe.
Rodzice Czytelników, którzy szczęśliwie żyją, ale pamiętają okres upadku
gorzowskiego przemysłu: Stilonu, Silwany, Stolbudu, Ursusa czy Zakałdów Mięsnych
WPRP, wiedzą o czym piszę i dlaczego
jestem w tych postulatach o wizję Gorzowa taki upierdliwy. Ktoś przywoła
Tomasza Morusa, który utyskiwał onegdaj, że jak liczba powozów w Londynie
będzie tak szybko rosnąć, to za dwa lub trzy stulecia Tamizę pokryje głównie
gnojowica. Nie przewidział wynalezienia samochodu. Wielu gorzowian może
podzielić los nie XIX wiecznych woźniców – którzy przesiedli się na taksówki,
ale ówczesnych koni – które stały się bezużyteczne. Łatwo jest protestować
przeciwko zabieraniu instytucji i pieniędzy do Zielonej Góry, trudniej będzie
organizować nad Wartą protesty, przeciw byciu bez znaczenia.
Bez większego echa przechodzą w Gorzowie informacje o tym, że z realizacją
CEZiB są problemy. I to duże, bo o ile cztery lata temu dotacja w ramach
Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych miała stanowić nieco mniej niż połowę
całości przedsięwzięcia, to wskutek skandalicznych opóźnień, dzisiaj jej
wartość stanowi co najwyżej jedną czwartą. Fuszerka, to słowo klucz do
zrozumienia tego co dzieje wokół tej inwestycji i piszę to o tym w tym portalu
od czterech lat. Mieszkańcy klaszczą jak foczki, bo prezydent miły i fajny, a w
mieście remontuje się ważne arterie. Niektórzy dziennikarze nie widzą wiele
więcej, często robiąc już tylko za statyw do mikrofonu.
A problem jest i może już nie warto się oszukiwać, że jeśli CEZiB ma być
okrojone, by przenieść tam istniejące szkoły, ale bez wartości dodanej, to
lepiej nie realizować tego przedsięwzięcia wcale. Koniec. Kropka. I
najważniejsze: katastrofa!. Żeby tego nie wiedzieć, trzeba mieć czerwony kisiel
w głowie. Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu, to jeden z najlepszych pomysłów
na miasto w ostatnich latach. Tymczasem i to się rozeszło, bo widać pękające szwy.
Hurraoptymizm jednak kwitnie i nikt nie przyjmuje do wiadomości, że nawet jadąc
w ogonie miast o podobnej wielkości, czas na włączenie wyższego biegu już się
skończył. Będziemy mieli wspaniałe drogi i świetne torowiska, ale warto
pomyśleć, kto będzie z tej infrastruktury korzystał.
Kaskada kolejowa już za kilka miesięcy będzie funkcjonalna, ale pociąg do
ostatniej sensownej dla Gorzowa stacji z napisem: „Młodzi przyszłością Gorzowa”,
powoli już z peronu rusza i bez CEZiB raczej nie poczeka. Skoro odjeżdża pociąg
w wersji, którą znamy i która była aspiracją wielu, to może wsiąść do pociągu
„Retro” i postawić na seniorów. To wcale nie musi być głupie, skoro głupio
przegapiliśmy niepasujące do miasta nad Wartą „Pendolino”. Najgorsze jest to,
że na ten pierwszy mieliśmy zarezerwowane bilety w postaci ZIT-ów i koncepcji
CEZiB, a w bilet na ten drugi, trzeba zainwestować. Ale o tym już w 2019
roku...