Przejdź do głównej zawartości

Polityka nad Wartą. Co w trawie piszczy?

W gorzowskiej polityce jest źle. A nawet jeszcze gorzej. Zewsząd słyszymy, że prezydentowi Wójcickiemu idzie dobrze, a chciałoby się mu za coś przyłożyć. Sądząc po dyskusji oraz głosowaniu nad absolutorium, jest z tym poważny problem.

         Dawne podziały oparte były w Gorzowie na podziałach politycznych. Sprawy miasta nie znajdowały się wysoko na liście priorytetów lokalnych aktywistów. Jeśli łączyli siły, to tylko wobec wspólnego wroga, którym najczęściej bywał lokator Ratusza. W swoich akcjach cięli do kości, a dzisiaj uprawiają politykę z bezą w ręku. 

           Mniemać z tego należy, że za sprawą Jacka Wójcickiego politycy nad Wartą wyginą, jak ów nosorożec sprzed 135 lat, którego znaleziono przy budowie drugiej nitki obwodnicy Gorzowa. Nie inaczej z publicystami. Na tych dobrych poluje leciwy Wierchowicz, a reszta odcina kupony.

            I choćby w gorzowskich partiach znaleziono tysiąc atletów, a każdy zjadłby tysiąc kotletów, to krytycy Wójcickiego nie mają nic do robienia. Opozycja w Radzie Miasta ma oczywiście nielekko, ale pomysł by kandydowali do niej ludzie z zaciśnięttymi wargami i pięściami, nie był mój. Gdybym miał na to jakiś wpływ, to rzecz jasna namawiałbym Platformę Obywatelską i PiS, by swoją krótką ławkę kadrową uzupełnili o postacie typu Anna Kozak, Patryk Broszko czy Piotr Wilczewski, a pozbyli się politykierów. Tak wiem, młodość to nie wszystko: młodzi biegną szybko, ale to starsi znają drogę. Lepszy więc Synowiec niż Surowiec, a Pieńkowski niż Kochanowski.

           Dla partii nad Wartą fala jest jeszcze zbyt niska, a wiatr jeszcze zbyt słaby, by myśleć o wielkiej polityce. Niektórzy jednak ścinają drwa na tratwy. 

          Gotowy do robienia wyborczego pajacyka z list Hołowni jest już podobno prezes Stali Gorzów. To pieszczoch żużlowych kibiców, który nie wie o tym, że wkracza na nieznane sobie pole. Skoro żeton podał mu sam Szymon, nie ma sensu odmawiać. 

          Gruszek w popiele nie zasypuje jego adwokat prezesa Grzyba, którego koronowano na szefa Nowoczesnej. Choć niedawno z niej wystąpił, by wstąpić do Platformy Obywatelskiej, takie tournee po partiach od Sasa do Lasa, to dla niego nie pierwszyzna. Ot, po prostu, szuka do ssania kolejnej matki. Będzie mu trudno po tym, jak ze swoim kumplem z Unii Wolności spiskował w gabinecie prezydenta Janusza Kubickiego. Bynajmniej, nie po to, aby sejmikową koalicję wzmocnić. "Niewiele brakowało, a by się udało" - mówi rozmówca z kręgów zielonogórskiego Ratusza.

          Dodając dwa do dwóch: mamy dwóch ludzi, którzy politykę traktują poważnie i nie jest im do tego potrzebny prezydent Wójcicki. Przynajmniej do czasu i na krótką metę. Prezes Grzyb da radę i jest po słowie, jego przyszywany kumpel ma problem, bo słowa nikt z nim nie zamieni.

         Coś tu jednak nie gra i mocno się nie klei. Gorzowski krajobraz polityczny, jeśli nie wokół stadionu i Ratusza, kręci się zazwyczaj wokół szpitala. Brakuje więc jeszcze jednej figury nadwarciańskiej polityki. 

          Ukradli mi koronawirusa! – zdaje się krzyczeć wiceprezes marszałkowskiej placówki. Ukradli zasięgi i atencję godną pierwszego koronacelebryty. Wraz z każdym raportem ministerstwa, jego popularność znika centymetr po centymetrze. Może dlatego ze śmiertelną powagą ogłosił, że przechodzi o trzy levele wyżej. Chce stworzyć w szpitalu aptekę, którą trzy lata temu sam zlikwidował. Nie cytuję z litości. Jak mawiał Stanisław Lem: politycy są ludźmi nazbyt głupimi, by ich postępowanie oceniać rozumem. Możemy bić na alarm, ale zostaniemy zahukani. Chciałbym tak po platformersku, że konkubinat partyjnych prezesów i szpitala, to związek partnerski w służbie polityki, ale tak nie jest, bo korzyści czerpią tylko ci pierwsi.

          Mają więc politycy z Gorzowa twardy orzech do zgryzienia. Na razie idzie im jak po grudzie, bo Wójcicki – co jego adwersarze cynicznie podnoszą – podobno zabetonował nawet to. Mogą obiecywać cuda na kiju, ale już dziś widać, że partie kręcą się wokół niego, a nie odwrotnie. 

        Historia ta pozwala bliżej przyjrzeć się partiom oraz ich roli w życiu miasta. On sam silnie znokautował je obojetnością, a one same zakiwały się bylejakością. Nowych problemów nie da się rozwiązywać starymi metodami z dusznych salek biur poselskich. Sam dziwię się temu co piszę, bo przecież onegdaj zdanie miałem całkiem inne, a od Wójcickiego nic nie potrzebuję. Trudno się oprzeć refleksji, że pisze się nowa polityczna historia miasta. Taka, gdzie prezydent gra w szachy, gdy inni uczą się dopiero bierek.




Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...