Przejdź do głównej zawartości

Polityka w Lubuskiem. Co w trawie piszczy?

Polityka w Lubuskiem inna niż w Warszawie pozostaje w sferze pobożnych życzeń. Najbliższe miesiące będą areną wydeptywania sobie pozycji przed kolejnymi wyborami do parlamentu oraz samorządu. Niektórzy bedą rosnąć jak na drożdżach, inni podczepią się pod jakiegoś pionka, a jeszcze inni zaczną kąsać. Niektórzy dadzą nam wreszcie o sobie zapomnieć.


Stare jak świat powiedzenie głosi, że jak w burdelu nie idzie, to nie wymienia się firanek, ale panienki. Wymiana złych dziewczyn na takie z przekręconym licznikiem, to proszenie się o katastrofę. Platformersi widzą w powrocie Donalda Tuska promyk nadziei, chcieliby nagiąć to wydarzenie do swoich marzeń, ale to będzie skórka od banana na której się poślizgną.

Środowiska opozycyjne słusznie klaszczą na widok napięć w obozie Zjednoczonej Prawicy, ale trwanie przez nie w przekonaniu o własnej nieomylności oraz demonizowanie wszystkiego co robi PiS, jest po prostu głupie i nierozsądne. Prawicowego rządu w Warszawie nie tworzą bez wyjątku ludzie zepsuci i bez dobrych intencji, podobnie jak nie wszyscy w szeregach lubuskiej Platformy Obywatelskiej nastawieni są jedynie na prywatę, zlecenia z Urzędu Marszałkowskiego lub posadę w podległych urzędowi spółkach.

TUTSI I HUTU W LUBUSKIEM

Problem w tym, że tu na prowincji, próba wyjścia poza filozofię Tutsi i Hutu, gdzie nie klasyfikuje się uczestników życia publicznego w kategoriach „swój” i „obcy”, przy użyciu atawistycznego gadziego mózgu i reakcji: stój, uciekaj, sycz lub atakuj, z góry skazane są na niepowodzenie. Tak jakby wszystko dobre, co dzieje się w lubuskich szpitalach, było owocem jedynie aktywności marszałek Elżbiety Polak, a wszystko co dobre w Gorzowie, miało jedynie metkę „made in Elżbieta Rafalska”. Obie panie mają swoje wielkie zasługi.

Inna sprawa, że gdy w Lubuskiem panowało epicentrum koronawirusa, przepychanki pomiędzy marszałek Polak, a wojewodą Władysławem Dajczakiem, przypominały trochę debatę o Smoleńsku. Wzajemnie obciążano się winą, przypisywano sobie zasługi oraz zwalano całe zło na drugą stronę. Jakby zapomniano o zasadzie, że jeśli jedna strona ma rację, nie znaczy to, że druga musi się mylić.

Prawda jest taka, że zarzuty wobec rządzących Polską, to codzienne grzechy zarządzających regionem: pompowanie milionów w propagandę, uciszanie niewygodnych, utrzymywanie koalicji w sejmiku za cenę rozdawnictwa posad czy wreszcie upolitycznienie samorządu wojewódzkiego. Pewne jest to, że PiS w Lubuskiem ma mniej za uszami, niż tutejsza Platforma Obywatelska. „Musimy mieć swoje media” – wykrzyczała na ostatniej sesji sejmiku marszałek, próbując w ten sposób uzasadnić milionowe wydatki na promocję oraz propagandę. Fakt, oddajmy pokłon prawdzie: obóz „dobrej zmiany” nie musi wydawać takich pieniędzy, bo ma w rękach TVP Gorzów, Radio Zachód, Radio Zielona Góra i Radio Gorzów. Można zadać pytanie: czy w latach 2007-2015 lubuscy dziennikarze mieli lepiej?

Na tym ból głowy o kondycję opozycji się nie kończy. Krótki research wpisów „obrońców demokracji” spod sądów daje powody do ocen, że skrajność i głupota w wykonaniu fundamentalistów spod znaku ojca Tadeusza Rydzyka, to dosłownie nic w porównaniu z tym, co prezentują te rzekomo prodemokratyczne środowiska w Lubuskiem: „Kanada: 750 dzieci zamordowanych przez KK, tam palą się już kościoły. Kiedy w PL noc oczyszczenia? Jedno skrzywdzone dziecko – jeden spalony kościół” – postuluje na Facebooku jeden z gorzowskich aktywistów, by chwilę potem dodać, że jest gotów te kościoły gasić: „Benzyną”. Zapominają, że postulatem środowisk demokratycznych jest rozdział Kościoła od państwa, religii od polityki, ale nie dechrystianizacja; tym bardziej nawoływanie do nienawiści na tle religijnym. Papieskie kary dla biskupa Stefana Regmunta pokazują, że Kościół potrafi uderzyć się w pierś.

GAMBITY KUBICKIEGO

Zabrakło tego prezydentowi Zielonej Góry Januszowi Kubickiemu. Nie wszystkie jego gambity są zrozumiałe. Wraz z sejmikowymi radnymi zaplanował intrygę w której sam został koncertowo ograny. Budują pietrowe teorie, ale dziś nie potrafią przyznać, że przeszarżowali. Wywołany w Lubuskiem konflikt palił się i tlił na wielu piętrach, ale dogasł w momencie, gdy było już wiadomo, iż ekpia prezydenta Kubickiego niczego na ewentualnych zgliszczach nie zbuduje. Oddawali się nadprodukcji słów, które nie przybliżały ich do bycia lepszymi od tych, których chcięli odsunąć od władzy.

Nowa i większa koalicja w Sejmiku Województwa, to rzeka o różnym nurcie i wielu dopływach. Źródła tych dopływów będą bardziej znane, gdy przyjdzie do układania list wyborczych, a także dzielenia środków europejskich w gminach oraz powiatach.

Dla Kubickiego szansą jest poseł Łukasz Mejza, który platformersów męczy i irytuje, ale tylko dlatego, że jest tam, gdzie wielu z nich chciałoby być. Mają z nim twardy orzech do zgryzienia, bo choć ma ich wady oraz defekty, oni nie mają jego atutów. Nie warto dać się zwieść pozorom i plotkom zazdrośników: w aktywności Mejzy więcej jest metody i taktyki, niż bezwartościowego szaleństwa. Jego recepta na sukces, to pracowitość, nawet jeśli wielu określa to mianem lanserstwa.

DOBRA ZMIANA W LUBUSKIEM

Stało się już tradycją w Lubuskiem, że w tutejszym PiS-ie liczą się tylko dwie figury: Elżbieta Rafalska i Marek Ast. Co najbardziej zdumiewające to fakt, że dotychczas nie urósł nikt, kto mógłby w przyszłości zawalczyć o schedę. Największe szanse miał Sebastian Pieńkowski, ale poturbowany podwinął ogon i siedzi cicho.

Obecnie jest gdzieś w trzecim kręgu wtajemniczenia – daleko za starostą Małgorzatą Pędziwiatr oraz Jarosławem Porwichem, który dostał swoją pierwszą „prawdziwą” pracę (synekurę) w K-SSSE oraz radę nadzorczą w Agencji Rozwoju Przemysłu. Jeśli tego nie zmarnuje, jak czterech lat w parlamencie, to może mysleć o poważnej polityce na poziomie sejmiku.

W tym kontekście, przyśpieszenie wyborów, byłoby dla PiS decyzją głupią. Nie mają w Lubuskiem ludzi formatu Rafalskiej, Dajczaka, Asta czy Jerzego Materny, a Pieńkowski, Bartczak, Motowidełko czy Płonka i Surmacz, są już mocno zgrani. W tym korowodzie do przyszłego Sejmu nie zabraknie z pewnością Karola Zieleńskiego oraz starosty Pędziwiatr. Oboje idą jak burza i chyba czują się w polityce jak ryba w wodzie. Mogą napisać nowy rozdział gorzowskiego PiS-u, jeśli tylko starsi na to pozwolą.

A poza tym – PiS-owskie państwo dla swoich ma się dobrze również w Lubuskiem. Nic to jednak nowego, tak w administracji rządowej podległej PiS, jak i samorządowej, która podległa jest PO oraz PSL-owi. Niepowiązani z nimi posad i zleceń nie dostają, a reszta może liczyć na wszystko.

LEWICA MA WRESZCIE TWARZ

Odkąd liderem lubuskiej lewicy jest Anita Kucharska-Dziedzic, gotuje się tu mniej, ale pracuje ciężej i więcej. Naturalny rezerwuar wyborców dla lewicy ma wreszcie wyraźną twarz posłanki Kucharskiej-Dziedzic, która aktywnością przegania wszystkich. Potencjalny wyborca lewicy ma w niej wierygodnego reprezentanta regionu oraz rzeczową adwokatkę postulatów ideowych. Ale bez przegięć i skrajności, co stało się cechą charaktersytyczną tej polityczki,która cieszy się uznaniem zarówno na Południu, jak też na Północy regionu.

Ci którzy składali lubuską lewicę do grobu, powinni zważyć, że liderka tego środowiska dopiero się rozkręca, podczas gdy stary i jeszcze jary szef zdziesiętkowanego SLD Bogusław Wontor, ucieka przed wiekiem politycznej trumny. Zresztą chyba na własne życzenie – poselska pensja to nic przy tym, co zarabiał i dorabiał dzięki pracy w Urzędzie Marszałkowskim.

Chapeuau bas dla eksprezydenta i wicemarszałka z lewicy Tadeusza Jędrzejczaka. Jest go niby mniej, ale jednak więcej w gorzowskim Ratuszu. W sumie to dobrze, że wygonił muchy z nosa i zaczął wspierać władze Gorzowa. W przeciwieństwie do rad i „wsparcia” reszty radnych sejmiku, jego opinie oraz uwagi, są tam widziane mile i zawsze sąna miejscu.

POZA GŁÓWNYM NURTEM

Gdzieś na boku tego co widzimy, toczy się twarda gra interesów o pozycję przed wyborami za dwa lata. Wchodzimy w okres, kiedy polityczne łodzie stają się szczególnie niebezpieczne: każdy będzie chciał utopić każdego, bo miejsc na łodziach do parlamentu, sejmiku oraz rad miasta, będzie mniej niż śmiałków. Oprócz dotychczasowych polityków, pojawią się figury całkowicie nowe.

Wiatr wieje w żagle przyszłemu kandydatowi do Senatu Markowi Grzybowi. I chociaż prędkość jego statku jeszcze się nie zmieniła, trzyma mocny kurs na Szymona Hołownię. Warto przyglądać mu się z uwagą, bo jak obecny senator nie spłata mu figla, obecny prezes Stali nie będzie bez szans. Na dziś nie musi robić szumu w mediach, bo żużlowcy dali mu do ręki zwycięski los. To więcej niż „niedźwiadek” z politycznymi liderami.

Ktoś powiedział, że po czterdziestce twarz człowieka zaczyna być ilustracją historii jego życia; widać na niej zapis życiowych doświadczeń, ewentualnych kompleksów oraz flustracji. Tacy też chcą na parlamentarną szalupę. Choć dookoła pioruny, próbują kołysać łódką, aby ktoś spojrzał na ich zmęczone twarze.

W przypadku Gorzowa oznacza to wojnę wszystkich przeciw wszystkim, bo wśród kandydatów na opozycyjne listy robi się ciasno. Mamy „dziadersów”, którzy marzą o Sejmie: Robert Surowiec chce się tam dostać, a Jerzy Wierchowicz wrócić. Surowiec chciał rosnąć na internecie, który w ostatnim czasie służył mu jak sterydy; trzeba przyznać, robił to profesjonalnie i dobrze, a jego strona była samograjem. Wierchowicz nie, bo internet obsługuje głównie w wersji drukowanej. Najprawdopodobniej straci mandat w sejmiku – za podwójne złamanie ustawy i przepisów zakazujących dorabiania na majątku województwa; pewnie "z biedy". Nic wielkiego, oprócz wstydu – prawnik świadomie łamiący prawo dla trzech tysięcy złotych, to jak elektryk polewający łącze wysokiego napięcia wiadrem wody.

Niespodzianką może być Marta Bejnar-Bejnarowicz, która szykuje się do Sejmu z list Szymona Hołowni. Jest coś interesującego w fakcie, że jeśli do Senatu wystartuje prezes Grzyb, będą musieli robić wspólną kampanię. Teoretycznie się nie klei, bo radna Bejnar-Bejnarowicz za Stalą Gorzów nie przepadała, ale polityka widziała już nie takie rzeczy, a ona sama szczególnej uwagi do ideowej czystości nie przywiązywała nigdy.

Łatwo sobie wyobrazić, że przyszłym posłem z Lubuskiego będzie znany prawnik i szef partii KORWIN Krzysztof Łopatowski. To postać nietuzinkowa i ponadprzecietnie inteligentna; jest poważnym i sensownym głosem konserwatywnych liberałów w Lubuskiem. Jedna z tych osób, obok opinii których nie można przejść obojętnie. Ma odwagę mówienia jak jest i jak powinno być, a nie jak ma się wszystkim podobać.

CO NA TO WIARUSI?

Warto zrobić remament w lubuskiej polityce. Powrót Tuska to dla wielu fatalna wiadomość, a dla innych nadzieja. Wicemarszałek Marcin Jabłoński jak zawsze będzie chciał, ale jego sufitem jest samorząd; jakikolwiek, aby płacili i były bezpłatne zabawki. 

Konia z rzędem temu, kto potrafi odgadnąć, czy „Brutusem” dla poseł Krystyny Sibińskiej będzie tylko R. Surowiec, czy również Radosław Wróblewski. Relacje z pierwszym są lodowate, ale drugi już dawno wyrósł ponad inne kłosy. Surowiec stąpa po cienkim lodzie w gorzowskiej Platformie, a Wróblewski czuje się bardzo pewny; może dlatego, że jest kompetentny.

W Zielonej Górze do Senatu pójdzie marszałek Polak i to już nie podlega dyskusji. Nawet wtedy -co jest oczywiste - gdy Wadim Tyszkiewicz nie zdecyduje się konkurować z Kubickim. Aferę będzie zapewne kręcił Tomasz Aniśko z Zielonych, ale jego liderowanie na listach zamiast Waldemara Sługockiego, to było nieporozumienie. Zresztą, on sam jako polityk jest nieporozumieniem.

PSL ledwo zipie i nie jest to dobra wiadomość. Gołym okiem widać odsunięcie na bok zdolnego wicemarszałka Łukasza Poryckiego, ale z całym szacunkiem dla ogromnych zasług wicemarszałka Stanisława Tomczyszyna: w mediach społecznościowych nie wypada dobrze. Tu nie da się zafunkcjonować jak za dotknięciem czarodziejskiej róźdżki; media trzeba czuć i rozumieć. Wkłada dużo wysilku by być na luzie, ale stawką w grze o pozycję PSL w regionie nie jest on sam, ale całe środowisko. Wkładając kij w szprychy wicemarszałkowi Poryckiemu, może zyskać aplauz PSL-owskich wiarusów, ale na koniec wóz zostanie bez koła. Sam tego nie uciągnie, bo wolał siedzieć niż ciagnąć.

W SUMIE...JEST JAK BYŁO

Generalnie wszystko już było i zero zaskoczeń. Ani politycznej szermierki, ani intelektualnego fermentu, jedynie facebookowe popisy oraz wzajemne obrzucanie się błotem. Polityka jaką znam umiera, a nastaje taka, gdzie trzeba trzymać gębę na kłódkę, bo czegoś nie wypada. Gra w konkrety nikomu nie służy, bo wystarczy mówić wszystkim same fajne rzeczy, a oni będą się ślinić z zachwytu.

Najbardziej zdumiewające jest to, że każdy powołuje się na demokrację. To nieśmieszna komedia, gdy polityka jest cyrkiem, ale z dmuchanymi zwierzątkami. Największą atrakcją tego cyrku jest „włazidupstwo”. W tym ostatnim słowie ktoś może się rozpoznać, ale uwierzcie - Wierchowicz chętnie napisze mu pozew. „Wolne sądy” to przyklepią, a on znów będzie mógł zasnąć bez Sejmu. Jest w końcu demokratą, który ceni sobie „wolność słowa” na wzór dyktatorów. Taką oto mamy politykę i takich polityków. Zróbmy coś, aby ich nie było.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...