Dotąd tylko raz
przekraczałem granicę w miejscu niedozwolonym. To bylo w Syrii i choć nad głową
świstały kule tureckich pograniczników, skończyło się dobrze. Wszyscy plus minu
wiedzą, że takie przygody nigdy nie kończą się dobrze.
![]() |
Fot. Polsat News |
Z franciszkańcą dobrocią staram się zrozumieć koczujących na
polsko-białoruskiej granicy nieszczęśników. Inaczej niż ja, nie wybrali się w
tą ninsensowną podróż dla funu, ale zostali oszukani i wykorzystani.
Nieświadomie wybrali rolę bycia umunicją do strzelania w Polskę. Współczucie to
jedno, a świadomość zagrożenia, bynajmniej nie ze strony imigrantów, lecz
wrogich państw, to sprawa innej wagi i natury.
Rewersem sytuacji jest twarda polityka partyjna. Polityczna jest wrogość do uchodźców, jak też nadmierna i ostentacyjna otwartość na nich. W obu przypadkach nie chodzi o ludzi, ale polityczną pieczeń oraz osłabienie przeciwnika.
Pożal się Boże „politycy” opozycji – od Frasyniuka, przez Szczerbę
i Sterczewskiego, a na Jachirze kończąc, nie zmarnowali okazji do
skompromitowania się. Koncertowo zagrali w orkiestrze, której dyrygentem jest
Łukaszenka, a reżyserem prezydent Rosji. Politycy PiS-u nie są niewinni, a
antyimigracyjna narracja będzie jeszcze donioślejsza, ponieważ to dobre paliwo
polityczne. Takie są reguły polityki i nie są niczym nowym od tysiącleci.
Zważyć należy, że nowe w tej części Europy jest używanie ludzi jako
amunicji. Dla ludzi spoza bieżących sporów politycznych w kraju, sprawa jest
oczywista i uszyta grubymi nićmi. Wszyscy wiedzą, kto jest jej krawcem, choć my
tutaj na Zachodzie postrzegamy sprawę inaczej niż na Podlasiu czy
Lubelszczyźnie. Zapomnieliśmy jak to się zaczęło na Ukrainie. Konwój białych
ciężarówek i „zielone ludziki” powodowały uśmiech na twarzy. Rychło jednak
okazało się, że to nie żarty.
"Chcącemu nie dzieje się krzywda" – głosi stara rzymska maksyma. To jasne, że choć koczujący na Białorusi dali się zwieść, zrobili to dobrowolnie i ze świadomością ewentualnych konsekwencji. Każdy uchodźca jest migrantem, a więc osobą na stałe zmieniającą miejsce w którym żyje, lecz nie każdy migrant jest uchodźcą.
Przyjęcie tych ludzi nic by Polskę nie kosztowało, ale jest niemal
pewne, że Białoruś przysłałaby kolejnych. Granica państwa jest od tego, aby jej
bezwzględnie strzec i nawet jeśli na widok nieszczęśników otwiera się serce,
nie należy zamykać rozumu. W tym kontekście intencje Łukaszenki są oczywiste,
ale postawa polityków opozycji bardzo szkodliwa.
I tu docieramy do
najważniejszej lekcji ostatnich dni, aby nie popadać w pułapkę emocji i nie
poddawać się manipulatorom: tym z prawicy – straszących uchodźcami, a także tym
opozycyjnym – którzy w swej bezsilności wszędzie widzą złą wolę rządzących. W
działaniu tych ostatnich widać cyniczną fastrygę, ale w kwestii granicznej
prowokacji trzeba być po stronie rządu oraz przeciw opozycyjnym lekkoduchom w
średnim wieku i takiej samej inteligencji.
Była sobie wioska nad rzeką. Pewnego razu mieszkańcy ujrzeli w niej spływające z nurtem dzieci: machały rękoma i krzyczały o pomoc, a następnie tonęły. Byli tacy, którzy bezmyślnie rzucali się na pomoc, ale to było bez sensu, bo dzieci było zbyt dużo. Inni tylko obserwowali, aż ktoś w końcu rzucił: "To nieludzkie, ratujcie te dzieci!" Na co ktoś rozsądny stwierdził: "Znajdźmy miejsce, gdzie dzieci wchodzą do wody i tam je ustrzeżmy".
Ta opowieść to lekcja
o rozwiązywaniu problemów u źródeł, zamiast reagowaniu jedynie na widoczne
efekty. Sprawa jest beznadziejna i w górę rzeki wybrać się nie możemy, ale tym
bardziej nie powinniśmy umierać za tych, których ktoś do tej rzeki zwabił.