Nie wszystkie owoce z
kościelnego drzewa są zatrute. Wyzywanie księży od synów Kurtyzany jest
efektowne, ale mało sprawiedliwe. Liczby z wydatkami na lekcje religii mogą
służyć do udowodnienia wielu rzeczy: wielkiej prawdy lub jeszcze większego
kłamstwa.
![]() |
Fot. Diecezja Zielonogórsko-Gorzowska |
Religii się uczyłem, ale miałem też kilkumiesięczny epizod jej nauczenia. Abstrahując ode mnie, żonglowanie przez polityków liczbami jest jak kij z dwoma końcami – łatwo którymś oberwać. Z opublikowanych przez gorzowianin.com danych wynika, że na lekcje religii w Gorzowie oraz całym powiecie, przeznaczanych jest blisko pięć i pół miliona złotych. Główny zarzut jest sprowadzony do tego, że to kwota bardzo duża. Rzeczywiście, może szokować, ale dla odmiany podam inne. 2 posłów, 1 senator oraz 149 radnych powiatu i gmin, to wydatek rzędu dwóch milonów ośmiuset tysięcy. Gdyby zliczyć dane w skali województwa, będzie jeszcze ciekawiej.
Kiedyś „czarnym ludem” byli politycy, ale wtedy jeszcze czegoś od nich oczekiwano. Dzisiaj jest to bez sensu. Znalazła się więc inna grupa społeczna, której błędy i świństwa, pozwalają wielu rechotać, bełkotliwie komentować, a politykom organizować konferencje prasowe, bo wydaje im się, że znaleźli gorszych od siebie.
To prawda, ludzie Kościoła na własne życzenie stali się użytecznymi
chłopcami do bicia i można na nich bezkarnie pluć. Inaczej niż urzędnicy i
politycy, raczej nikogo nie pozwą.
Mi osobiście nie podobają się komentarze, że Kościół i duchowieństwo to
samo zło, które przesiąknięte jest hipokryzją oraz pazernością. Albo takie, że
księża są jak członkowie mafii i zależy im tylko na pieniądzach. Zbyt wielu
widziałem takich, którzy odbierali sobie samym, aby dać innym. Czarny PR robią
ci z mniejszości, których niestety akceptowała w swoich szeregach większość.
Teraz płacą za to cenę i jest to ich piekło na ziemi. Zacytuję Ewangelię: kto
jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. Można bez końca wymieniać błędy
wielu gorzowskich księży, ale nie można stawiać ich na równi ze złodziejami,
zboczeńcami oraz cynicznymi politykami.
Co do samej religii w szkołach. „To nie kryzys, ale rezultat” – jakby
powiedział Stefan Kisielewski. Zresztą dla wielu tak samo anachroniczny, jak
katecheci w pokoju nauczycielskim. Szkoda, że obrońcy religii w szkołach tracą
tyle energii na utrzymanie przeszłości, zamiast budować przyszłość, która nie
będzie już taka sama. Na naszych oczach znika forma funkcjonowania Kościoła do
którego przywykliśmy.
Nawet gdyby religię zastąpić w szkole filozofią lub etyką, nic to nie da.
Młodzi nie czytają i żyją w swoich bańkach filtrujących, które pozbawiają ich
fermentu intelektualnego, który niegdyś był większy w szkołach zawodowych, niż
dzisiaj w liceach i akademiach. Od Gorzowa po Międrzyrzecz, przez Mironice,
Bledzew i mój Lubiszyn, a na Rokitnie kończąc - nie ma w regionie zbyt wielu
zabytków i historycznych wspomnień, które nie odnosiłyby się do religii. Ten
ochoczo dzisiaj zwalczany Kościół ma dwa tysiące lat i tyleż samo zwrotów:
okresów mrocznych jak z „Rodziny Borgiów”, ale również tych jasnych, gdzie bez
duchowieństwa nie byłoby Polski.
W młodości rozczytywałem się w książkach Józefa Tischnera i pamiętam przestrogi, że gdy biskupi i księża uzyskają wpływ na przedstawicieli polityki, to stracą go w parafiach. Niestety widzimy, że ta przepowiednia sprawdza się co do joty. Kościół jaki znałem już znika. Nie wiedzą o tym niestety miejscowy biskup, proboszczowie i tzw. „moherowe berety”. Te zmiany powodują, że nie mogę się dogadać z ludźmi, których lubię i szanuję.
Wiem też, że społeczeństwo jest jednak
bardziej konserwatywne niż ogólnopolskie stacje telewizyjne oraz popularne na
opozycji tygodniki.
Ale... na ile od trzech dekad znam czołowych polityków gorzowskiego PiS-u,
to odpowiedzialnie mogę stwierdzić, że swoją postawą bardziej Kościołowi
szkodzą, niż pomagają. Pławią się światłem odbitym od pierścienia biskupa Tadeusza Lityńskiego, przepychając do pierwszej ławki w Katedrze, choć jeszcze
kilkanaście lat temu niektorych uczyłem, którą ręką mają się żegnać. To błąd,
że księża dali sobie wejść na głowę Hatce i Płonce, a nawet Porwichowi i
Surmaczowi.
Byłem młody i obiecujący. Potem już głównie spadający i wszyscy dookoła
myśleli, że epilog życia napiszę w rowie, więzieniu lub w worku na śmieci.
Mocno się pomylili, a ja mogę powiedzieć, że zawsze trzymało mnie to wszystko,
czego nauczyli mnie księża. Dziś robię to co lubię, choć wszyscy myślą, że
głównie piszę. Mój przekaz: nikt nie jest tak dobry jak o nim mówią, ani tak
zły jak się sądzi. Warto mieć punkt odniesienia i ludzi, których słowa się
pamięta nawet po popełnieniu błędów. Dla mnie byli to ludzie Kościoła. Koniec.
Kropka. Amen.
Można zamienić plebanie na ośrodki dla uchodźców, a paradyskie seminarium
na schronisko dla młodzieży LGBT, ale nikt nie zadaje sobie pytania: co w
zamian dla ludzi, dla których były i są to miejsca ważne? To prawda, że
intelektualne przygotowanie katechetów - nawet jeśli są duchownymi z tytułem
magistra, mocno odbiega od oczekiwań współczesnej szkoły. Niestety, dotyczy to
również nauczycieli wielu innych przedmiotów. Wszystko płynie i wszystko się
zmienia.