Wybór wicemarszałka
Tomczyszyna na lidera lubuskich ludowców ostatecznie zamyka okres żałoby po
Jolancie Fedak. PSL wciąż pozostaje w Lubuskiem partią najliczniejszą i
najlepiej zorganizowaną. Teraz do politycznej walki będzie ludowców zagrzewał
człowiek, który znany był głównie z ról drugoplanowych.
Funkcji prezesa lubuskich struktur PSL Stanisław Tomczyczyn nie zawdzięcza
politycznym gierkom. Jest ona owocem wieloletniej pracy oraz skuteczności,
która od wielu lat była jego wizytówką. To nie jest wjazd na białym koniu, ale
też żadna niespodzianka – wicemarszałek był naturalnym następcą Józefa Zycha, Jana Andrykiewicza oraz Jolanty
Fedak. W czasach partyjnych zmian i roszad, podgryzania w partiach
starszych przez młodych, cynicznych gierek i platikowej polityki, ludowcy nie
mogą sobie pozwolić na eksperymenty.
W przypadku PSL-owców silenie się na młodzieżowców
– jak to ma miejsce w lubuskich partiach opozycyjnych - będzie prostą drogą do
kompromitacji. Drużyna Tomczyszyna nie musi tak robić: starsi wyborcy znają ich
burmistrzów, wójtów i radnych, a dla młodych ideowców są wiarygodni. Reszta? Ludzie
bez poglądów omijają PSL szerokim łukiem, ale to akurat wychodzi tej partii na
dobre.
„Walczymy o mandat poselski i pozycję w sejmiku, ponieważ mamy do
zrealizowania kilka projektów. Mamy też umowę koalicyjną na mocy której sporo
pieniędzy z programów operacyjnych przeznaczane jest na tereny wiejskie, gdzie
znajduje się nasz główny elektorat” – uważa nowy prezes lubuskiego PSL, a w
jego słowach więcej troski o wyborców, niż o dobre samopoczucie partyjnego
koleżeństwa. Tak było zawsze. Napisana za kilka lat historia pracy i dokonań
lubuskich polityków PSL będzie ich najlepszą wizytówką.
Personalnymi wizytówkami partii byli i są Jolanta
Fedak, Józef Zych, J. Andrykiewicz czy Jan
Świrepo. Im niżej do powiatów oraz gmin, tych osobowości jest jeszcze
więcej: Leopold Owsiak, Jarosław Kaczmarek, Elżbieta Kwaśniewicz, Roman Król i jeszcze więcej na Południu
województwa.
Warto nadmienić, że wbrew obiegowej opinii o tej
partii, akurat w Lubuskiem – wyjątkową cechą ludowców jest lojalność. Potwierdzili
to w trakcie napięcia w Sejmiku Województwa, gdzie Tomczyszyn kuszony był
posadą marszałka w zamian za Elżbietę
Polak, ale wybrał to, co w polityce nie jest cenione: uczciwość i
lojalność. Czy ludzie Platformy Obywatelskiej to doceniają? Pewne jest, że
cenią Tomczyszyna, imponuje im wicemarszałek Łukasz Porycki, a PSL-owscy burmistrzowie i wójtowie są godnymi
partnerami do planowania rozwoju regionu.
Najgroźniejsze dla lubuskiego PSL byłoby dawanie
sygnału, że coś im w koalicji nie pasuje i są gotowi na inne opcje. Właśnie
dlatego wniosek PiS-u o odwołanie marszałek Polak skazany jest na porażkę.
Ludowcy lubią konkrety, a Polak jest w tym dobra – nawet jeśli wielu w Urzędzie
Marszałkowskim doskwiera jej impulsywny charakter. Delegowani przez ludowców
dyrektorzy i urzędnicy są wysoko oceniani, choć wielu ma z marszałek
województwa mocno na pieńku.
„Kongres
partii pozwoli nam wypracować odpowiednią i tradycyjną formę, która będzie
odpowiedzią na obecną sytuację polityczną w kraju i regionie” – to już
opinia byłego marszałka Sejmu J. Zycha. Sęk w tym, że lubuscy ludowcy dobrze
sobie radzą nie tylko z tradycją i skutecznością, ale również polityką
przyszłości. Arkadiusz Dąbrowski, Rafał Nieżurbida, Małgorzata Domagała czy Łukasz
Porycki to nie są już osoby anonimowe, gołym okiem widać, że szykowani są
na nowe czasy. Muszą tylko...czekać i potrafić docenić dokonania starszych.
Szanować ich, nawet jeśli komuś się wydaje, że nie ma za co.
W tym kontekście niespodzianką jest słaby wynik
Łukasza Poryckiego za zjeździe ludowców. Nie wszedł w skład ścisłych władz
regionalnych partii, choć udało się to wielu mniej utytułowanym działaczom.
Wszystko dlatego, że prezentuje w partii styl i sposób bycia, na który wielu
działaczy nie jest jeszcze gotowa. Rozmówcy Nad Wartą postrzegają go jak
PSL-owski odpowiednik wicemarszałka Marcina
Jabłońskiego z PO: dystyngowany, błyskotliwie inteligentny i świetnie się
prezentujący – zresztą w najlepszych garniturach. To jednak porównanie
krzywdzące dla byłego wojewody, marszałka i wiceministra, ponieważ Porycki
nigdy nie był politykiem samodzielnym, ale projektem politycznym śp. Jolanty
Fedak.
„Wszystko
dostał, niewiele rzeczy wywalczył” – mówi jeden z delegatów z dużym
doświadczeniem w partii. Jego zdaniem brakuje mu tego, co ma A. Dąbrowski,
który przez partyjny aparat jest wręcz uwielbiany. „Arek wchodzi i rozpoczyna od przywitania się z zaslużonymi działaczami,
rozmawia z nimi i daje poczucie, że są bardzo ważni. Młody Porycki to inna
bajka, nie dość że trzyma z gorzowiakami, to gwiazdorzy” – mówi. W
kuluarach wiele można usłyszeć o jego relacjach z młodymi działaczami biznesowymi, aktywnymi
w regionalnej polityce, a szczególnie tymi o lewicowej przeszłości.
Temu i wielu innym wyzwaniom musi teraz sprostać
nowy prezes lubuskiego PSL. Jak wszędzie i w każdej partii, za fasadą z napisem
„wszystko dla Polski” trwają polityczne kalkulacje: o posadę w administracji
samorządowej, miejsce na liście do sejmiku, powiatu lub gminy etc. Jeśli chodzi o
PSL, rzedziej o miejsce na liście do Sejmu, bo to jest już przesądzone dla S.
Tomczyszyna. Po eksperymencie z Łukaszem
Mejzą ludowcy mają kaca. Nie chcą być szalupą dla politycznych szamanów
oraz mistrzów intrygii. Dopóki nie muszą, ludzi z zewnątrz wolą trzymać na
odległość – jednocześnie promując swoich działaczy.
Podróżują po innej trajektorii niż działacze
pozostałych partii, bo stoi za nimi tradycja, silne poparcie w powiatach oraz
gminach, a także silne osobowości. Kiedy politykę pustoszy epidemia
politykierstwa, partie takie jak PSL są latarniami do których można się
odnosić. Onegdaj zarzucano PSL-owi, również temu lubuskiemu, że jest partią
praktykującą nepotyzm. Winy ludowców są niczym, właściwie ich nie ma, przy tym
wszystkim co wyprawiają dwie główne partie, a także pozostałości po SLD.