Wydaje
się, że wszystkim chodzi o jedno: dobro i równomierny rozwój regionu. Nic z
tych rzeczy: idą ciężkie czasy dla Gorzowa. Tak w skrócie można opisać prognozę
polityczną pisaną na najbliższe lata przez marszałek i szefową Platformy
Obywatelskiej. Wszystko stanie się jasne już za kilka dni i niestety jedno jest
oczywiste: wojewodą będzie stronnik Zielonej Góry lub północny figurant i
lizus...
Powodów jest wiele,
ale jeden podstawowy: świat kultury i relacji interpersonalnych przedstawicieli
świata polityki, bardzo się różni od wzajemnych relacji pomiędzy zwykłymi
mieszkańcami.
Żałosnym banałem
byłoby powtarzanie, że J. Ostrouch nie pasuje, a co za tym dalej idzie – jest „solą w oku”. To było oczywiste od
początku, gdy stronnikom Bożenny
Bukiewicz nie udało się utrącić jego
kandydatury, a on sam zaangażował się w partyjną kampanię na rzecz przywództwa
w partii Marcina Jabłońskiego. Fakty
są bowiem takie, że bliska przeciwnikom podmiotowości Gorzowa idea przejęcia wpływów
w północnej części województwa była nieskutecznie podejmowana od 2011 roku.
Najpierw poprzez marginalizowanie ekswojewody M. Jabłońskiego, a następnie
po objęciu stanowiska przez wojewodę J. Ostroucha. Na pierwszy rzut oka jest w doskonałej formie,
ale sytuacja nie jest dobra – nie chodzi o niego samego, ale przede wszystkim
intencje z powodu których jeszcze przed świętami Bozego Narodzenia ma stracić
stanowisko.
Okoliczności mocno się zmieniły, a 11 grudnia br. decyzję ogłosi premier
Ewa Kopacz. „Jurek jest trudny do obronienia, bo przedstawiają go jako adwokata
jednej tylko części regionu. Litania kłamstw i pomówień na jego temat ze strony
Bożenny jest ogromna, a poza tym są już chętni” – mówi jeden z rozmówców
NW.
Wszystko dlatego, że wierchuszka lubuskiej Platformy Obywatelskiej nie
rozmawia dzisiaj o Gorzowie jako równorzędnej stolicy regionu, ale jednym z
wielu powiatów, które z powodu posiadania prezydenta i parlamentarzystów, ma
jeszcze „moc stawiania się”.
Kandydaci już są: Romuald Kreń,
Tomasz Możejko i Helena Hatka.
Ta ostatnia „przebiera nogami”
najbardziej, ale też jest najmniej prawdopodobna. „Przecież to byłby dla nas strzał w kolano, gdybyśmy mieli przeprowadzać
wybory uzupełniające na kilka miesięcy przed terminowymi” – mówi polityk z
południowej części regionu.
Czy to jest w ogóle realne, by rządząca partia zdecydowała się na zmiany
kilka miesięcy przed wyborami ?
„Czy będzie zmiana wojewody ?” –
zagadnął marszałek Elżbietę Polak
dzień po wyborach samorządowych dziennikarz Radia Zachód. „To jest temat, który nie nalezy do
kompetencji marszałka lub sejmiku wojewódzkiego” – odpowiedziała marszałek,
a dziennikarz „dociskał” dalej: „Ale
sugestie idą od polityków lokalnych ?”. Odpowiedź była zapowiedzią tego o
czym pisze Nad Wartą. „To temat na kolejną rozmowę” – skonstatowała marszałek
Polak.
Sprawie nie pomaga fakt, że wiceliderem regionalnego samorządu i „pierwszym
lizusem w lubuskiej PO” został „Pan Nikt”
i człowiek „w czepku urodzony”, który
dla ogrzania tłustego tyłka w senatorskim fotelu, gotów jest na każde ustępstwo
i każdą zdradę interesów Gorzowa, byle na pomniku napisano – na przykład: „Tu spoczywa były Senator Rzeczypospolitej
Polskiej Włodzimierz Ilicz Kominnicki”.
Co czeka Gorzów po utrąceniu wojewody Ostroucha i ustanowieniu na
stanowisku figuranta ?
Odpowiedź dał w dwóch radiowych wypowiedziach były kolega marszałek
Polak z Unii Demokratycznej, a od kilku dni przewodniczący Sejmiku
Wojewódzkiego Czesław Fiedorowicz: „Rozmawiałem po wyborach z marszałek Polak i
ona powiedziała: <Czesiu, przecież to ty mnie wprowadziłeś do polityki
jeżdżąc do Małomic>. Skoro tak, to po co szukac innych koalicjantów”.
A
potem w kontekście równomiernego rozwoju dodał: „Wczoraj kilka osób przypomniało mi o zasadzie trzech czwartych i o tym
nalezy pamiętac, że trzy czwarte mieszkańców jest spoza regionu gorzowskiego”.
Nic dodać i nic ująć. Mordor nadchodzi ! Idą złe czasy dla Gorzowa ...