Przejdź do głównej zawartości

Gorzów po 2022 ? Metropolia czy nekropolia...

Już tylko tygodnie dzielą nas od kolejnej edycji serialu pod osobliwie brzmiącym tytułem „Stołeczność Gorzowa”. Dziwne, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że stołeczność na prowincji, to nie jest pojęcie geograficzne, ale przede wszystkim socjologiczne. Problem w tym, że czasy wielkich wizji zakończyły się na północy regionu wraz z powołaniem strefy ekonomicznej i Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, budową Zachodniej Obwodnicy Gorzowa oraz "Słowianki" i Filharmonii Gorzowskiej. Wizjonerów rangi Marcinkiewicza, Korolewicza i Jędrzejczaka nie będzie w mieście długo...


...a ci którzy są, nie są w stanie im dorównać charyzmą i odwagą. Trzepotanie skrzydłami wróbli na widok wysokich gór, nie oznacza iż potrafią one odofrunąć chociażby do ich podnóża.

Walka o pozycję miasta odbywała się dotychczas na poziomie mediów i kłamliwych deklaracji polityków, a powinna się rozpocząć w umysłach, by dopiero później przekroczyć granicę skóry, wchodząc na poziom słów i konkretnych działań. 

Inna sprawa, że dzisiaj jest już stanowczo za późno na myślenie o wielkim Gorzowie, a dyskutować trzeba nie o tym jak młodzież zatrzymać - bo na to nie ma już szans - ale jak żyć w mieście typowo przemysłowym.

To przykre, ale los Gorzowa jako ośrodka o powiatowej sile oddziaływania został już przesądzony, a mówienie o jego stołecznym charakterze, należy włożyć między bajki. Najlepiej tam, gdzie znajduje się „Koziołek Matołek”, bo on również szukał Pacanowa za oceanem, podczas gdy miejscowość ta znajdowała się tuż za rzeką i lasem.

Kiedy wiec prezydent Jacek Wójcicki ogłasza konsultacje na temat strategii rozwoju miasta po 2022 roku, warto zadać głośno pytanie, czy ktokolwiek w mieście rozważa "strategię kurczenia się". Problem dzisiaj wydaje się mało istotny, bo z całą mocą północna część województwa odczuje go dopiero za 10-20 lat - a politycy myślą tylko w kategoriach kadencji - ale bez wątpienia dzisiejsi pracownicy TPV Displays, Faurecji czy SE Bortnedtze, nie będą wtedy młodymi i zadowolonymi mieszkańcami, ale tymi którzy staną się dla tego miasta socjalnym "kosztem" i społecznym ciężarem.

Nie jest więc wykluczone, że gdy w 2020 roku skończą się unijne środki, a gorzowskie tramwaje zaczną w końcu dojeżdżać do nowo wybudowanej galerii Władysława Komarnickiego, hasło „Małe nie znaczy gorsze”, będzie towarzyszyło kampanii społecznej mającej przekonać biednych emerytów z południowej części regionu do zamieszkania w domach spokojnej starości, które powstaną w budynkach po Państwowej Wyższej Szkole Zawodwej im. Jakuba z Paradyża.

To racja, że południowa część województwa była faworyzowana kosztem tej północnej i za nasze wspólne pieniądze inwestowano tam dużo więcej: w port lotniczy w Babimoście, kierunek lekarski na Uniwersytecie Zielonogórskim, obwodnice miast oraz mosty na rzekach. 

To jednak nie wiatr wiał w oczy biednemu Gorzowowi, ale pluli mu w twarz tutejsi politycy: posłanka Krystyna Sibińska - pozorując parlamentarną pracę na rzecz miasta, wojewoda a dziś senator Helena Hatka - udając zaangażowanie, które okazało się zwykłym oportunizmem, czy wreszcie postacie kalibru minimalnego jak Robert Surowiec czy Jerzy Sobolewski - znaczący nic, ale pozorujący działania na miarę powojennej odbudowy miasta.  

Nie oni jedni są winni już przypieczętowanej marginalizacji "stolicy" województwa.

Były prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak ma swoje miejsce w historii i regionalnych encyklopediach. Za swoje dokonania zostanie pozytywnie w przyszłości oceniony, ale gdyby karano za zaniechania i zaniedbania, czekałby go pluton egzekucyjny lub dożywotnie osadzenie w wieży widokowej w Santoku. Stamtąd najlepiej widać, że gród będący potęgą, szybko może stać się ledwie osadą.

Inna sprawa, że zaniechania Jędrzejczaka, to przede wszystkim efekt obstrukcji Rady Miasta, która za nic miała jego rozwój, ale już obalenie wieloletniego włodarza było dla niej od lat celem samym w sobie.

Inaczej mówiąc - rzecz dotyczy wszystkich gorzowskich polityków ostatniego dziesięciolecia, którzy byli mocni w gębie, ale słabi w działaniu. Skuteczności nie można odmówić im tylko w jednym: realizacji zdefiniowanej niegdyś przez politycznego klasyka zasady TKM – teraz k... my. Po latach można im zadedykować konstatację z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego: „Miałeś chamie złoty róg”.

Wszystko dlatego, że w pozycjonowaniu Gorzowa jako ważnego ośrodka zawiedli jak jeden mąż. 

Testów były kilka i wszystkie oblali: przyłączenie do miasta okolicznych gmin, powołanie Akademii Gorzowskiej oraz elektryfikacja linii kolejowej Kostrzyn-Gorzów Krzyż. 

Rachunki za działania eksprezydenta i polityków Platformy Obywatelskiej, przyjdzie zapłacić prezydentowi Jackowi Wójcickiemu, ale jeśli będzie swoją strategię na najbliższe 10-20 lat opierał tylko na wariancie optymistycznym, to Gorzów straci nie tylko pozycję stołeczności - co de facto już się stało - ale także jakiekolwiek znaczenie.

Jeśli chce być dla mieszkańców niczym biblijny Mojżesz, musi znaleźć dla miasta nowy model funkcjonowania, inny niż sen o stołeczności. Wyprowadzając gorzowską politykę z kurnika stereotypów i snów o potędze, na ścieżkę ku miastu z mniejszymi aspiracjami, zapobiegnie rozczarowaniu a w dłuższej perspektywie katastrofie.
       
    Reszcie polityków przyjdzie uprawiać to, co potrafią najlepiej: dowcip na miarę Himmlera, powagę godną Paździocha oraz inteligencję Forrest Gumpa. Mieszkańcy zaś będą świadkami jak ze scen „Kingsajz” Juliusza Machulskiego: duży i nieosiągalny partner z Zielonej Góry oraz latające dookoła krasnoludki z Gorzowa. „Dziobnął mnie! Widziałeś ? Dziobnął mnie”- to jedyne co będziemy słyszeć codziennie w mediach.

Polityka to podobno jedna wielka sztuka teatralna, a jej uczestnicy to aktorzy.Parafrazując stwierdzenie Kazimierza Dejmka, że: „dupa jest od srania, a aktor od grania”, można by skonstatować iż w kwestii pozycji Gorzowa w regionie politycy grali słabo, a swoich wyborców mieli właśnie w dupie.

Ich niezmącone myśleniem twarze wciąż będą się prezentować powabnie, a miasto stanie w miejscu w którym znajdują się mieszkańcy ulicy Drzymały – przed „Schodami Donikąd”. 

Dzisiaj niestety podział idzie na tych od Jędrzejczaka i tych od Wójcickiego, jedni hamletyzują i  apoteozują dokonania pierwszego, a drudzy uważają iż wszystko sami zrobia inaczej i lepiej. Problem w tym, że zaniedbań nadrobić już się nie da.

Może nie warto więc krytykować nowej władzy za pomysł wybudowania obserwatorium astronomicznego, skoro już wkrótce będzie to jedyne miejsce skąd młodzi mieszkańcy będą mogli wypatrywać swojej przyszłości.

Może dostrzegą tam również lokalnych polityków, bo doświadczenia ostatnich lat uzmysławiają coraz bardziej, że "odlecieli" już dobre kilka lat temu. 

Efekt jest taki, że jak pójdzie tak dalej, Gorzów nie będzie regionalną "metropolią", ale lubuską "nekropolią" z prawdziwą nekrokracją tych, których słuchamy od co najmniej 25 lat...




Tekst na podstawie artykułu autora NW publikowanego w dwutygodniku „Gorzów bez cenzury”.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...