Gdyby nie sytuacja w
Wielkopolsce, w przyszłym tygodniu Komarnicki – plując w twarz uczciwym ludzom przed
którymi lansował się na manifestacjach KOD – zawiązałby koalicję z PiS-em. Wszystko
było ustalone, ale plan runął w sobotnie popołudnie, a były sekretarz partii
komunistycznej, dzisiaj senator Platformy Obywatelskiej, szybko rzucił hasło
odwrotu.
![]() |
FOT.:Twitter/MichalWasilewski/Falubas |
Sobotnie południe, postkomunistyczny senator Władysław Komatrnicki informuje lidera
PSL Romana Króla i jego
współpracowników, że w Powiecie Gorzowskim powstanie koalicja Platformy
Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. „Takie tam porozumienie, które skleili młodzi z mojego biura. Zobaczymy
co z tego wyniknie, ale przecież nie ma co straszyć tym PiS-em tu na dole” –
tłumaczył, nie chcąc do końca przyjąć „na klatę” czegoś, co byłoby niewygodne,
bo krytykowane. Efektu mógł się spodziewać po reakcjach regionalnych liderów PO
na wcześniejsze teksty w tej sprawie. W jednym z nich powiedział, że stworzy
koalicję "nawet z diabłem".
Tak było do sobotniego popołudnia, gdy portal
Wirtualna Polska poinformował, że radni powiatów: ostrowskiego i słupeckiego z
Wielkopolski, którzy zawarli koalicję z PiS-em, zostali wyrzuceni z Platformy.
Senator z PZPR szybko się zreflektował, że koalicja w której jedynym sukcesem
będzie awans dla swojego asystenta – dzisiaj znanego głównie z dyktowania facebookowych
postów dla eskprezesa pewnego klubu sportowego – to zbyt duże ryzyko.
„Zachował
się jak drzewiej w biznesie. On miał wygrane przetargi i zyski, a reszta problemy
i prokuratorów na karku. Władek był zawsze czysty i uczciwy” – komentuje sprawę
jeden z przedsiębiorców.
Sprawy zaszły jednak daleko, bo asystent Komarnickiego:
Michał Wasilewski, do spółki z Mariuszem Potockim i Dawidem Gierkowskim – ten z
Nowoczesnej, nie tylko znaleźli „pożytecznego idiotę” po alkoholowej terapii do
wpisów na FB, ale poważnie szykowali się do przejęcia władzy w Powiecie
Gorzowskim. Jak mogłoby się to skończyć, gdyby doświadczoną starostę Małgorzatę Domagałę zastąpił ktoś bez
jednego dnia pracy w życiorysie bez partyjnych koneksji, łatwo zaobserwować w
Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. To rezerwuar kadr dla Komarnickiego,
klasyczny dom dla „Towarzyszy Szmaciaków”, gdzie posadę znalazł nawet pogoniony
ze Starostwa Powiatowego Marcin Cyganiak.
„Michał
przesadził. Nie ma zgody na koalicję z PiS-em, a oni dalej dokonywali do
dzisiaj ustaleń” – mówi w rozmowie z NW polityk gorzowskiej PO, mocno
zdegustowany w ostatnich dniach działaniami niedoszłego starosty. Cóż, gdyby
karali za same intencje, za negocjacje i cwaniactwo, to Komarnickiego i
Wasilewskiego w PO już by nie było. Może szef PO Waldemar Sługocki nie zawsze był twardy, ale poza dyskusją nie jest typem cwaniaka i cynika.
Komarnicki i Wasilewski? W poniedziałek będą opowiadać, że oni z PiS-em to nigdy i nic. Później, zaproszą na spotkanie opłatkowe uczciwych i szczerze zaangażowanych działaczy FRONT-u czy Obywatele 66-400, dadzą kiełbaskę i opowiedzą, że to wszystko to bujda i wymysł blogera.
Komarnicki i Wasilewski? W poniedziałek będą opowiadać, że oni z PiS-em to nigdy i nic. Później, zaproszą na spotkanie opłatkowe uczciwych i szczerze zaangażowanych działaczy FRONT-u czy Obywatele 66-400, dadzą kiełbaskę i opowiedzą, że to wszystko to bujda i wymysł blogera.
„Uważam, że z PiS-em nie można nawet
rozmawiać, żeby ich nie legitymizować” – to radiowa opinia Jerzego Wierchowicza, jeszcze w Nowoczesnej,
która ma się nijak do tego, co zrobił jego kolega od rakiety tenisowej Komarnicki:
komunista, jak model z Sevres.
Co dalej? Komarnicki
nie ma żadnych zasad, a jego „sufler” nigdy takich pojęć nie znał, dlatego naprędce
poprosił na poniedziałek o spotkanie ze starostą Domagałą i będzie próbował obrócić kota ogonem.
Wszystko po to, aby ugrać chociaż wicestarostę dla Wasilewskiego. To dla niego
ważne, bo za rok wybory, a na plecach czuje oddech mecenasa Jerzego Synowca, który do Senatu wystaruje niemal napewno. Wynik
takiego starcia jest oczywisty, bo też różnica pomiędzy kulturą
pszenno-buraczaną, a wysokim poziomem utytułowanego prawnika, jest ogromna.
Rzut oka na to, co chciał antyPiSowskim wyborcom wyrządzić Komarnicki, buduje opowieść grozy o cyniźmie "polityków", którzy myślą, że przepaść między słowami i czynami, to coś oczywistego.
I dla jasności, piszący te słowa nie zapomniał o swoich własnych błędach i potknięciach. Daje prawo do takich innym, ale pod jednym warunkiem: trzeba być tego świadomym i nie budować swojej przeszłości na mitach.