Między nami mówiąc, ten
tekst powstaje na Kubie, a więc w miejscu w którym panuje ulubiony ustrój
senatora Kmarnickiego. Wszechobecne są też uwielbiane przez niego cygara i
nawet bałagan jest wszędzie taki sam, jak w instytucjach dotkniętych wpływami
tego polityka. Nie jest przypadkiem nawet to, że piszę go w La Casa De Al,
jednym z ulubionych miejsc Al Capone. Bardzo by się tu senatorowi podobało, bo
ja cofnąłem zegarek o sześć godzin, ale senator cofnął gorzowską politykę o
trzysieści lat.
![]() |
FOT.: RadioGorzow |
Mentalność elit politycznych, też by mu odpowiadała,
bo tu można kłamać w żywe oczy i nie ponosić za to politycznej odpowiedzialności.
Nikt nie ma wątpliwości, że powiatowa koalicja Platformy Obywatelskiej i PiS-u,
to dziecko komunisty z Wieprzyc.
Trzymajmy
się jeszcze na chwilę kubańskiej analogii. Konstatacja, że łaciński komunista Fidel Castro miał na swojej drodze do
zatrzymania w rozwoju Kuby, inteligentnego Ernesta
Che Guevarę , a jego rachityczny gorzowski naśladowca Władysław Komarnicki z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej,
niczym Gepetto Pinokia, wystrugał
sobie na starostę Michała Wasilewskiego
– jest jak najbardziej na miejscu. Nikt nie ma wątpliwości, że powiatowa
koalicja Platformy Obywatelskiej i PiS-u, to dziecko ekscentrycznego senatora.
Wszedł w buty łacińskich watażków i za nic mając głos wyborców, zagarnął dla
siebie kolejną instytucję.
To nie jest koalicja dla powiatu, jak opowiada
leciwy komunista z nad Wart, ale rodzaj katafalku na którym położono interesy
Powiatu Gorzowskiego.
Wyobraźmy sobie sytuację, że jesteśmy
właścicielami firmy z wielomilionowym budżetem i wieloma jednostkami
organizacyjnymi, które są odpowiedzialne m.in. za zdrowie, edukację oraz
infrastrukturę. Czy rekrutując do takiej organizacji dyrektora zarządzającego,
powierzylibyśmy tą pracę komuś, kto nie umiał opowiedzieć o swoim dorobku
zawodowym – ponieważ go nie posiada – a w dodatku nie przygotował się na
rozmowę rekrutacyjną? Wystąpienie kandydata na starostę M. Wasilewskiego to to
spektakl niekompetencji i prostactwa, a nawet umysłowej ułomności, a poza
dyskusją – naplucie w twarz tym, którzy dla Powiatu Gorzowskiego pracują od
dawna.
„To bardzo
wykształcony człowiek” – wypalił na temat nowego starosty komunista
Komarnicki. Zgoda, ale tylko pod warunkiem porównywania go z nim samym. „Długo
ze mną pracował i wie jakimi zasadami kieruję się w życiu” – dodał w innym
wywiadzie, co ma prawo poważnie zaniepokoić, bo te „zasady” od lat znają
wszyscy i wielu żałuje, że chciało je zbadać empirycznie.
Ale czy powinniśmy się dziwić? Mówimy o człowieku,
który jest jak kelner w kiepskiej restauracji - zawsze myli się tylko na
niekorzyść klienta. Gdyby było inaczej, chociaż raz wydałby resztę na korzyść
tego, kogo obsługiwał. W wolnej Polsce działał zawsze w zgodzie ze swoim
własnym interesem, charakteryzując się głęboką religijnością i gorliwą wiarą –
graniczącymi z talibskim fanatyzmem - w
samego siebie.
Ktoś powie, że przesadzam, bo dotknęło mnie karaibskie
Słońce lub wypiłem za dużo rumu. Jeśli trzeba dowodów, że miejsca namaszczone
politycznymi wpływami Komarnickiego, mają się gorzej niż przed „koncelebrą” tego
polityka i jego akolitów, niech zaglądnie do Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu
Drogowego. Tam również dzieło Janusza
Szpotańskiego pt. „Towarzysz Szmaciak” urzeczywistnia się w praktyce,
bynajmniej, nie idzie to na konto Komarnickiego, ale lubuskiej Platformy
Obywatelskiej. Od nowego zarządu województwa zależy, jak bardzo chce być
wiarygodny i na ile komunista z Wieprzyc ma przyzwolenie na budowanie nad Wartą
namiastki „republiki bananowej”.
Co w Platformie i Nowoczesnej? Jak u Gombrowicza:
pojedynki na miny Miętusa i Syfona. Wszyscy wiedzą, że stało się źle, lecz tylko
nieliczni mówią to wprost. Wielki szacunek dla mecenas Anny Wichlińskiej, ktora obrabiana przez ludzi nadwarciańskiego Al
Capone, nie miała łatwo, ale jednak dała radę i głośno powiedziała: „Non possumus”, a na portalu
społecznościowym poparli ją w tym Robert
Surowiec, Mirosław Marcinkiewicz
czy Anna Synowiec.
Stojący przed opozycją dylemat jest widoczny jak
na dłoni. Albo będzie wiarygodna i pozbędzie się ze swoich szeregów osobników w
stylu Komarnickiego i Wasilewskiego, albo dalej będzie udawać, że chodzi o coś
więcej, niż trwanie dla trwania. Albo podejrzane polityczne typy w drużynie
anyPiS-u, albo budująca optymizm przyszłość odsunięcia tej ekipy od rządów. Nic
tu nie jest proste, ale dylemat: czy mieć kilka tysięcy głosów z Komarnickim i
starostą Wasilewskim, czy stracić kilkadziesiąt tysięcy głosów bo jest
Komarnicki i fucha dla jego niekompetentnego pupila, został kilka dni temu
rozwiązany.
Stugębna plotka głosi, że Komarnicki miał pełne błogosławieństwo
szefa lubuskiej PO Waldemara Sługockiego.
Pewnie tak, choć pewnym jest to, że nie powiedział mu wszystkiego i jak to
drzewiej bywało: winni są wszyscy, ale nie on. Lider opozycji powinien jednak
pamiętać, że w przeciwieństwiedo swojego „oficera prowadzącego” ma
wykształcenie, zasady moralne, nazwisko i twarz, ale jego interlokutor ma tylko
nazwisko.
I na koniec. Polityka nie zawsze rządzi się
regułami logiki i dobra wspólnego. To ładnie brzmi, ale nie często wychodzi. Polityka
nie jest miejscem dla grzecznych chłopców. Ale w polityce, trzeba chociaż robić
dobre wrażenie. Opisując anatomię tego co się wydarzyło, warto powiedzieć
jedno: Komarnicki napluł wyborcom w twarz. Bez miłych słów i konwenansów.
Niedaleko stąd, gdzie teraz jestem, rozpoczął się
tydzień temu proces El Chapo – starszego dystyngowanego pana. Lud go kocha, bo
dawał im igrzyska i trochę chleba nie za swoje. To nic, że z jego rąk krew
kapie litrami. Ot, taka dygresja nie na temat. A może jednak...